Życie po powstaniu

Życie po powstaniu

Miron Białoszewski o dalszych losach bohaterów „Pamiętnika z powstania warszawskiego” Dodatek do „Pamiętnika z powstania warszawskiego” [1976] Jeden z moich kolegów Hennebergów ocalał. Róża Ad. z malutką Basią na ręku była gnana z Rybaków przed czołgiem. Koło murów Cytadeli myślała, że będą rozstrzelane, zrzuciła z nóg pantofle. Ocalała, ona i córka, pantofle przepadły. Szła dalej boso. Stefie w popłochu w tramwaju do torby wrzucił ktoś opaskę żydowską czy AK, czy czerwoną (nie pamiętam). Był to rodzaj łapanki połączonej z wybuchem powstania. Stefa dostała się na Pawiak. Tam odbili ich powstańcy. Niemcy, zajmując Chłodną i Ogrodową, pognali Mamę, ciocię Józię i Stefę do pociągu i do Pruszkowa. Stefa znikła. Mamę i ciocię Józię wywieźli na roboty na Śląsk, gdzie ciocia Józia umarła, ale już za polskich czasów. Po Mamę pojechałem ja i Sabina z Czesławem, a przewodziła nam wywózkowa koleżanka Mamy, która już wróciła do Warszawy, ale po prostu poświęciła się, żeby Mamę przywieźć. Stefa za pieniądze wydostała się z obozu w Pruszkowie. Jako chora czy sanitariuszka. (…) Stefa zjawiła się u mnie i Mamy po wojnie. Przez Szwecję wyjechała do Ameryki. Zostawiła mi kołdrę w karmelowe pasy. Matka Janka M., jak się dokładnie dowiedziałem od niej samej, jechała z innymi na czołgu. Wjechały w Mokotowską. Powstańcy nie chcieli strzelać. One krzyczały, żeby strzelali, że sobie poradzą. Czołg sunął na barykadę. Powstańcy zaczęli strzelać. Kobiety z czołgu zeskoczyły, i do bramy. Zdaje się, nie od razu im bramę otworzyli. Zamieszanie, strzelanina, huki, dym, krzyki. W końcu otworzyli. Uciekły i schowały się, te, które ocalały. (…) Halina i Zocha mieszkają w Gdańsku. Stacha niedawno umarła. Zawsze jeździła na Okęcie do Warszawy na wakacje. Czekała na to każdego roku jedenaście miesięcy. Moja Mama mieszka w Garwolinie w swoim domku. Wyszła tam drugi raz za mąż, owdowiała. Zaznaczam, że jest rodowitą warszawianką. Ojciec mieszka na Targówku. Oboje, Ojciec i Mama, czują się dobrze. (…) Dalsze losy bohaterów „Pamiętnika z powstania warszawskiego”, 27 marca 1976 Wynikły pytania o dalsze losy bohaterów mojego „Pamiętnika z powstania”. O Halinę, Zochę, Stachę. Stacha, matka Haliny, pochodziła z Aleksandrowa Kujawskiego, ojciec z Włocławka. Poznali się chyba w Warszawie. On Żyd, ona katoliczka. Żyli ze sobą siedem lat bez ślubu. Po siedmiu latach wzięli ślub w synagodze na Twardej. Żydzi zlecieli się z całej dzielnicy, żeby to obejrzeć. I dopiero po tym ślubie urodziła się Halina, ich jedyne dziecko. Prowadzili zakład fryzjerski na Złotej. Stacha ściągnęła do pomocy przyrodnią siostrę z Aleksandrowa. Zochę. Zocha wychowywała Halinę. Chodziła z nią na spacery. Ale była histeryczką, miała talent do długiego wymyślania. Halina jej się bała. Raz w niedzielę rano Halina, jako mała dziewczynka, zobaczyła, że ojciec podchodzi do łóżka Zochy i się z nią całuje. Wkrótce stało się oczywistością, że ojciec żyje z młodszą siostrą. Stacha dała sobie spokój z zazdrością, przeszła na jedzenie, zrobiła się gruba. Ojciec Haliny był niewierzący, matka też do kościoła nie chodziła. W synagodze była tylko raz, i to wtedy. Na starość nawet coś tam nieraz obiegowego mówiła przeciw Żydom. Zapomniała o przeszłości. Ojciec wziął raz Halinę do synagogi. – Chodź, tam ładnie śpiewają. Ale po wyjściu pluł. Na żydowską stronę ciągnęła Halinę jego siostra Stefa. Bez skutku. Stefa miała swoje snobizmy, znała niemiecki i trochę angielski, czytała Tomasza Manna w oryginale, Rabindranatha Tagorego. Jedyna osoba, którą kochała, to była jej siostra. Ale umarła. Stefa mieszkała z drugim bratem we Włocławku. Opowiadała – Mój brat dostał nagrodę od łaźni za najdłuższe siedzenie w parze. Niemcy na początku okupacji aresztowali ojca Haliny za handel złotem. Zocha była już wtedy z moim ojcem. Mój ojciec nocował na Złotej bardzo często, o co moja Mama bardzo była zazdrosna. Mój ojciec i Haliny ojciec byli ze sobą w wielkiej zgodzie. Dowiedział się, że mają o tej i o tej wyprowadzać z więzienia na Daniłowiczowskiej do samochodów ojca Haliny z całą grupą. Poszli tam z Zochą. Zobaczyli tamtego. I on ich widział. Powiedział jeszcze – A, Zosia… I więcej o nim nie wiadomo. Stacha, matka Haliny, prowadziła zakład fryzjerski z Zochą. Miały pracownika, Lucjana. Stacha zaczęła z Lucjanem sypiać.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2015, 2015

Kategorie: Książki