Żydowski król Lear

Żydowski król Lear

Dla Szymona Szurmieja najważniejszy był teatr Był od zawsze. Jak ktoś, dzięki komu można nabrać pewności, że świat nadal istnieje. Szymon Szurmiej i jego Teatr Żydowski stały się znakami polskiego krajobrazu kultury. Trudno przyjąć do wiadomości, że ta epoka dobiegła końca. O fenomenie Szymona Szurmieja przed kilku laty piękną książkę napisała Krystyna Gucewicz. To coś więcej niż wywiad rzeka, ozdobiony dziesiątkami starannie dobranych zdjęć. To osobny świat. Zdawała sobie sprawę z tej odmienności autorka, kiedy składała na wstępie taką deklarację: „Jest to świat według Szymona. Spotkanie z serdecznym, lirycznym, niepowtarzalnym, niebywałym człowiekiem, którego tak naprawdę nie znamy”. Kiedy Szymona Szurmieja już zabrakło, rośnie waga tej książki, która staje się depozytem zbiorowej pamięci. Nawet kiedy nie grał, zawsze czekano, że premierę poprzedzi jego wystąpienie (czasem robił to na koniec), w którym zwiąże pokazywany spektakl z szerszym tłem, objaśni intencje. Okazywało się wówczas, że chodzi o coś więcej niż wspomnienie przeszłości albo nawiązanie do zamordowanych żydowskich miasteczek, że chodzi o losy świata. Za każdym razem. Człowiek instytucja Tak się zwykle pisze, wiem, ale tak było naprawdę. Najważniejszy był dla niego teatr, a wśród teatrów Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich, nad którym sprawował nieprzerwanie pieczę jako dyrektor od roku 1969 – 45 lat! Grał i reżyserował. Działał w Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Żydów, inicjował wiele przedsięwzięć ważnych dla społeczności żydowskiej oraz dla zbliżenia polsko-żydowskiego. Działał na forum międzynarodowym, niestrudzony, jak gdyby spłacał jakiś dług. Zarażał innych entuzjazmem i ciepłem. We wszystkim, co robił, towarzyszyła mu żona, Gołda Tencer. „Gołda jest lwicą”, mówił Krysi Gucewicz we wspomnianej książce. „I jako lwica bardzo skuteczna”, dodawał, delektując się sukcesami Festiwalu Singera i Fundacji Shalom, której Tencer jest głową i sercem. To dzięki festiwalowi zaczęli wracać do Warszawy, choćby na chwilkę, ci Żydzi, którzy wyjeżdżali stąd w roku 1956 i po marcu 1968, zapowiadając, że więcej ich noga tu nie postanie. A jednak, cieszył się serdecznie Szymon Szurmiej, „przyjeżdżają, bawią się, płaczą razem z nami, tańczą, śpiewają razem z nami. Żydzi wracają”. Był dumny, że „wracają do gniazd” – tak kiedyś nazwał widowisko na 50-lecie powstania w getcie warszawskim. Reżyser polski, aktor żydowski Przed laty nic nie zapowiadało, że osiądzie na stałe w Teatrze Żydowskim. Zaczynał karierę we Wrocławiu. Pracował jako asystent reżysera w Teatrze Powszechnym, potem przez sezon w Opolu, potem znowu we Wrocławiu. Początki były bardzo obiecujące. Krytyka życzliwie przyjęła jego reżyserię legendarnej tragedii Szekspira „Romeo i Julia” z niedościgłym w rolach romantycznych Stanisławem Jasiukiewiczem. Inscenizował też arcypolski poemat Adama Mickiewicza „Konrad Wallenrod”, a na Górze św. Anny – ba! – „Potop”. Wystawiał Szekspirowską „Miarkę za miarkę” i „Śmierć komiwojażera” Arthura Millera. Przed październikiem 1956 r. dał we Wrocławiu premierę „Makbeta”. Zainspirowany rozmowami z Janem Kottem zagrał tego „Makbeta” na schodach – to była wielka i czytelna metafora władzy, której poszczególni bohaterowie są tylko trybikami w politycznym mechanizmie. Po dwóch przedstawieniach cenzor spektakl zdjął, bo właśnie do władzy doszedł Władysław Gomułka. Przedstawienie Szurmieja komuś z tym się skojarzyło… Już gdy był związany z Wrocławiem (do roku 1961), chętnie angażowała go do Teatru Żydowskiego Ida Kamińska, ale jako aktora. Szurmiej znał jidysz, a właśnie w tym języku tworzono tu przedstawienia. Znajomość języka wyniósł z domu – syn Polaka i Żydówki uznał się za spadkobiercę obu kultur i obie zawsze pielęgnował. Zresztą, jak podkreślał, kultury te splatały się ze sobą tak głęboko, że tylko głupiec tego nie dostrzega. Kiedy po raz pierwszy trafił do Teatru Żydowskiego, nie było takich kłopotów jak dzisiaj ze znalezieniem przygotowanych do zawodu aktorów znających dobrze ten język. Mimo to Ida Kamińska zazwyczaj zabierała Szurmieja na zagraniczne wojaże teatru. Dostrzegła w nim wielki talent i starała się go zjednać. Zasilał wówczas stały zespół. Potem zaangażował się na trwałe. Teatr z popiołów „Pozycja Żydów polskich – pisał Adolf Rudnicki w książeczce poświęconej Idzie Kamińskiej – utrwalała się w ciągu stuleci i nie osłabiała jej ani bieda, ani nędza. Od stuleci świat sprowadzał z Polski rabinów, filozofów,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 30/2014

Kategorie: Kultura