Archiwum

Powrót na stronę główną
Od czytelników

Listy

*Kaj my to som! Jako rodowita chorzowianka, która pamięta czasy przedwojenne i okupację, nie mogę zrozumieć, jak mogła powstać myśl odbudowy pomnika hr. Redena. Jak zrodził się pomysł, który wyszedł z gmachu, gdzie wisi godło Polski i piękny herb miasta Chorzowa. Urodziłam się w Chorzowie w 1928 roku. Znam dobrze język niemiecki. W trakcie uczęszczania do szkoły, zanim się go nauczyłam, wiele wycierpiałam; byliśmy bici, jeżeli ktoś nie powiedział słowa poprawnie po niemiecku. Ile było upokorzeń i łez z tego powodu – nie da się opisać. Po ukończeniu szkoły zmuszona byłam pójść do pracy jako pomoc domowa u esesmanów, państwa Mysliwietz, w mieszkaniu zajętym przez nich po wysiedlonych Polakach. Dlatego jako Ślązaczka nie popieram pomysłu powrotu pomnika hr. Redena i postawienia go w centrum miasta na Placu Hutników. Czym hrabia zasłużył się ludności śląskiej? Przecież działał dla dobra Prusaków. Jako minister rozbudowywał przemysł na zlecenie króla Prus. Tego wymagały potrzeby militarne państwa pruskiego. Pomysłodawcy i entuzjaści budowy pomnika głoszą, że hrabia działał dla ludu śląskiego. To nieprawda. Zachęcam jego zwolenników do przeczytania książki “Historia Chorzowa” autorstwa prof. Jana Drabiny z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Jestem przekonana, że z dobrodziejstwa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Broń, która usypia

Fale elektromagnetyczne o niskich częstotliwościach mogą obezwładnić całą armię albo wpłynąć na giełdę W uczelnianym pokoju prof. Stanisława Micka, fizyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, komputer ciągle rysuje wykresy fal elektromagnetycznych. Na półce obok klasycznych książek z dziedziny fizyki stoją podręczniki medyczne – wszystkie na temat pracy ludzkiego serca. – Serce jest bardzo czułe. W momencie pojawienia się fal elektromagnetycznych o ekstremalnie niskich częstotliwościach (ELF – Extremely Low Fraquency, zakres częstotliwości 3-30 Hz) serce dziwnie reaguje – tłumaczy prof. Stanisław Micek. – Przy częstotliwości 10 Hz bije bardzo szybko, przy 7-8 Hz jego praca staje się spokojna, ale przy 5 Hz można zaobserwować ponownie szybką pracę serca. Najgorsze są przypadki, w których pole pojawia się nierównomiernie. W końcu człowiek zaczyna się zachowywać bardzo nerwowo, staje się wybuchowy lub przeciwnie – bardzo ospały. Ludzie są bardzo wrażliwi na pola elektromagnetyczne o ekstremalnie niskich częstotliwościach. Pierwsze naukowe dowody uczeni zdobyli w 1960 roku. Badanych przez kilka minut poddawano działaniu pola o częstotliwości 2-6 Hz. U większości pojawiło się poczucie senności i spowolnienie reakcji. Od tego czasu fale elektromagnetyczne stały się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Ekologia i Przegląd

Lasy z Cenzusem  80% ludzi  interesuje  się pochodzeniem drewna Rozmowa z Duncanem Pollardem, dyrektorem Europejskiego Programu Leśnego WWF  – Proszę przedstawić cele i zasięg działania pana organizacji. – Światowy Fundusz na rzecz Przyrody działa od 1961 r. na całym świecie. Wspomógł utworzenie 270 parków narodowych, m.in. Biebrzańskiego PN w Polsce, oraz 12,6 tys. projektów ochrony przyrody w 154 krajach. Mamy 5 mln członków wspierających, skupiamy 27 funduszy krajowych i 22 biura realizacji programów, od kwietnia 2000 r. także w Polsce. Od kilkunastu lat wspomagamy działanie Białowieskiego Parku Narodowego, ochronę dużych drapieżników – wilka i rysia oraz walorów naturalnych Wisły i Odry, gdyż są to ważne europejskie korytarze ekologiczne. Pomagamy też stworzyć Park Narodowy Ujście Warty. – WWF przedstawia się jako organizacja wielokulturowa, bezpartyjna, wspiera procesy gospodarcze zapobiegające zanieczyszczeniu środowiska i eksploatacji zasobów naturalnych z prymitywnej chęci zysku, dąży do współpracy i unika konfrontacji, działa na solidnych podstawach naukowych… – To są podstawy ideowe i moralne, konieczne do skutecznego działania na rzecz ochrony zagrożonych gatunków, zachowania równowagi między ochroną zasobów naturalnych a potrzebami ludzkimi, przestrzegania umów międzynarodowych, wspierania edukacji i starań lokalnych społeczności o zachowanie zasobów przyrody. – Dlaczego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Ludożerka grilluje za miastem!

TELEDELIRKA Ci, co mają letnie domy, by nie powiedzieć – dacze, bo to kojarzy się z PRL-owskim wypoczynkowym zniewoleniem, a więc posiadacze bogatych rezydencji w pięknym pejzażu, altanek tuż przy torach kolejowych, gdzie grzeczne dzieci bawią się rzucaniem kamieniami w okna przejeżdżających pociągów, właściciele szałasów w podmiejskim syfie albo namiotów, które można ustawić gdzie bądź, jak również ci, co dysponują samochodami, przy których rodzina z rozkoszą przeciąga się na plastikowych leżakach, podlewając wartości rodzinne czym się da, w zależności od statusu: czy to kurwłazji – jak mówi kulturalne państwo – czy borygo lub też czin czinem dla pospólstwa; otóż wszyscy oni wyjechali, a za nimi udała się w drogę duża część pomniejszego bandziorstwa, jak też krawców, czyli kieszonkowców, a także amatorów cudzych samochodów. Pojechali i hak im w smak. My, którzy nienawidzimy wypraw całymi rodzinami po zdrowie, siedzimy sobie w mieście, wdychamy piękny zapach spalin z nielicznych pozostałych aut, cicho mknących ulicami bez korków, mając wreszcie trochę spokoju do pracy. Nie wiem, skąd wzięło się larum podobne temu, jakie notorycznie wygłasza ksiądz Jankowski nad wszechświatowym spiskiem, ciszej nad tą trumną, czy nad gwoździem do trumny Moskala; przepraszam, ale to chyba ksiądz Kordecki (?)

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Dramat “Lorda Jima”

LIBERUM VETO Niedawno minęła – w Polsce zignorowana – 75. rocznica śmierci Josepha Conrada-Korzeniowskiego (1857-1924). Obecnie nadarza się kolejna okazja powrotu do Conrada, jako że właśnie ukazał się nowy przekład “Lorda Jima” dokonany przez Michała Kłobukowskiego, a wydany przez oficynę ZNAK w serii Znakomita kolekcja. Na tylnej okładce wyrażono nadzieję, że: “Dzięki temu współczesnemu tłumaczeniu dylematy moralne Jima (…) staną się bliskie młodemu czytelnikowi z XXI wieku”. Ha! “Lord Jim” w kanonicznym przekładzie Anieli Zagórskiej był kultową lekturą młodzieży pokolenia “Kolumbów”, które szukało u Conrada “kilku prostych prawd”, nie całkiem prosto wyłożonych. Zaciekawiona, w jakiej postaci poznają je nasze wnuki, nabyłam nowy przekład oraz angielski oryginał. Nawiasem mówiąc, zgrabna książeczka z serii Penguin Popular Classic kosztuje dziewięć złotych, a zawiera notkę informacyjną o autorze oraz jego własny komentarz do “Lorda Jima”, których to dopełnień brak w Znakomitej kolekcji. Tak wyposażona zabrałam się do czytania oraz wyrywkowej konfrontacji trzech wersji językowych “Lorda Jima”. Za dawnych, niedobrych czasów komuny przekłady nawet najwybitniejszych tłumaczy były sczytywane z oryginałem przez kompetentne osoby, które wychwytywały oczywiste błędy (te zdarzały się nawet Boyowi…), a także

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Przegląd Turystyczny

U stóp Wielkiego Dzwonnika Kojarzona na ogół z wypoczynkiem zimowym Austria jest niezwykle atrakcyjna również latem Szczególnie jej południowa część – leżąca na granicy z Włochami i Słowenią Karyntia. Kraina ta to prawdziwy koktajl krajobrazów. Od najwyższego szczytu Austrii, Grossglocknera (3797 m) w Wysokich Taurach przez ponad 1200 jezior do granicznych gór Karawanek. Właśnie dzięki tym jeziorom Karyntię często nazywa się “wanną Austrii”. To różnorodność terenu sprawia, że jeśli preferujemy aktywny wypoczynek, powinniśmy przyjechać właśnie tutaj. Prawie 600 kilometrów tras rowerowych biegnie zarówno przez góry, jak i wokół jezior. “Drawska droga rowerowa” to szlak liczący 230 kilometrów, ciągnący się wzdłuż Drawy. “15 Szlaków Jeziorami” prowadzi wokół jezior, poprzez małe, malownicze miasteczka. Jadąc “Złotym Szlakiem Świętej Krwi”, podczas 120-kilometrowej jazdy pokonujemy łącznie pięć tysięcy metrów różnicy wzniesień. W Klagenfurcie szlak rowerowy poprowadzono tak, by można było zwiedzić 22 zabytkowe obiekty. Jeśli nie mamy własnego roweru, możemy go wypożyczyć na miejscu (wypożyczalnie znajdują się na przykład na stacjach kolejowych). Zwolennicy bardziej elitarnych sportów też będą w Karyntii zadowoleni. Czeka na nich siedem 18- i 9-dołkowych pól golfowych i ponad tysiąc kortów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Zobaczyć Neapol

WIECZORY Z PATARAFKĄ Neapol jest bardzo daleko. Do 27 godzin autokarowej podróży do Rzymu trzeba jeszcze dodać niemal 250 km na południe. Mało kto tam dociera z północy. Neapol to znany i uznany symbol piękna, ponoć takiego, że po jego zobaczeniu pozostaje już tylko umrzeć. Ale ja wcześniej wiedziałem, że to zabawne nieporozumienie – przysłowie dotyczyło całkiem czegoś innego. Mianowicie, jak w każdym mieście portowym roiło się tam i zapewne roi do dzisiaj od “niepruderyjnych panienek”, roznoszących śmiertelną w nie tak znów dawnych czasach chorobę – syfilis. Więc to dziewczyny były tak piękne, że nie można się było im oprzeć, no a w konsekwencji się umierało. Inni zresztą prawią o jakichś jeszcze chorobach, ale to wszystko było bardzo dawno temu. Dzisiejszy Neapol również ma niedobrą sławę, jest to ponoć miasto niebezpieczne, zapełnione gangsterami, mafiozami i złodziejaszkami wszelkiego autoramentu. Ja z niczym takim się nie spotkałem, a nawet przeciwnie – właściciel baru, w którym żona zostawiła żakiet, gonił nas po ulicy, żeby nam odnieść zgubę. Stary Neapol to plątanina wąziuteńkich uliczek, rozwieszonego w nich różnorakiego prania, mnóstwa sklepików, kościołów, z których zrobiono doły na odpadki, ogłuszającego łoskotu wszystkiego, co się rusza na kołach i równie hałaśliwego zachowania pieszych. Bardziej niż nogi rozbolały nas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Są granice

Chciałabym wygrać w totolotka i zagrać wszystkim na nosie Rozmowa z Jadwigą Jankowską-Cieślak – Przyznam, że jestem pod ogromnym wrażeniem najnowszego spektaklu Krystiana Lupy “Wymazywanie” w warszawskim Teatrze Dramatycznym i pani kreacji w nim. Dla mnie “Wymazywanie” to arcydzieło sztuki scenicznej. A dla pani? – Współpraca z Krystianem Lupą to największa radość, jaką może dać zawód aktorski. To wielkie szczęście. Krystian Lupa to zjawisko na skalę światową. – Ciekawa jestem, czy aktorzy dorastają do niego intelektualnie? Czy rozumieją jego teatr? – Nie wiem. Może lepiej jest nie rozumieć? Wtedy pozostaje obszar błądzenia, poszukiwania, który sprzyja jego poetyce. – Czym było dla pani “Wymazywanie”? – Wymazaniem wszystkiego. Żeby każdy miał takie szczęście… – Debiut miała pani spektakularny – w czasie studiów na PWST zagrała pani Magdę w filmie “Trzeba zabić tę miłość” Morgensterna i ta rola panią wylansowała. Wkrótce pisano, że jest pani “Cybulskim w spódnicy”. – Ta rola ustawiła mnie na całe życie zawodowe. Zostałam zauważona, dostawałam ciekawe role, spotykałam ciekawych ludzi. – Od jakich reżyserów najwięcej się pani nauczyła? – Wszystkiego od Jerzego Jarockiego, on był moim Mistrzem. Wiele nauczyłam się od jeszcze trzech, których nie spotkałam: Swinarskiego, Bunuela, Felliniego. – A

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Najpierw wrobił królika Rogera

Piotr Adamiec pracował z największymi gwiazdami Hollywoodu. Teraz wrócił do rodzinnych Chróścic – Piotr Adamiec? Tak, znam go. Przez rok chodziłam z nim do podstawówki. Czym się zajmuje? – kobieta uśmiecha się niepewnie i nieco ciszej mówi – Kto go wie? Pracował w Ameryce. Niewiele więcej może powiedzieć o Piotrze. Sama już tylko czasami odwiedza Chróścice, bo na stałe osiadła w Niemczech. Zachęca jednak do odwiedzenia rodziny Czyrków. – Oni znali go bardzo dobrze – wskazuje drogę w głąb wsi. Pani Czyrek, nauczycielka historii, mówi tylko, że “to był dobry, życzliwy, pogodny chłopak”. Jej syn, Janusz, jest bardziej skłonny do rozmowy. A zna Piotra dobrze, jeszcze z piaskownicy. – Nasze matki pracowały razem. Mieszkaliśmy w tym samym domu nauczyciela. Trzymaliśmy się całą grupą. I tak jest do tej pory. On nie zapomina o kumplach. Byłem u niego w Anglii i w Stanach, tutaj też się spotykamy. Nic się nie zmieniło. Czy to dziwne, że ktoś taki jak Piotr Adamiec ma w Chróścicach, niewielkiej wiosce koło Dobrzenia Wielkiego na Opolszczyźnie, kumpli? Przez pierwszych 20 lat żył jak inni. Po podstawówce szkoła zawodowa i wyuczony fach elektryka, potem służba w wojsku. Z takich kolein losu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Arab w polskiej klatce

Pięcioro dzieci straciło matkę. Od trzech lat czekają na decyzję sądu, czy mają ojca i gdzie jest ich dom – Ich ojciec jest podejrzany o zamordowanie żony. On jest Arabem – powiedziała wychowawczyni w podwarszawskim domu dziecka. Był rok 1999, przyjechałam porozmawiać w zupełnie innej sprawie, więc tylko przytuliłam dziewczynki, które z uśmiechem wysłuchiwały publicznie opowiadanych podejrzeń. Złapały cukierki i uciekły. Po raz drugi spotkałam je przed kilkoma dniami, w jednopokojowym, zgrzebnym, zagraconym mieszkanku w Piastowie koło Warszawy. Śledztwo w sprawie śmierci Fatemy Hashmat zostało umorzone, ale jej mąż, Mohamed Kamel Hashmat, nie może zabrać piątki dzieci i wyjechać do rodzinnego Egiptu, choć mają obywatelstwo tego kraju. Najpierw przez dwa lata dzieci siedziały w domu dziecka, oderwane od ojca, przerażone brakiem matki, odcięte od języka i religii, czekające na dobrą, katolicką rodzinę (tak chciała polska babcia), która je wychowa. Potem czwórkę oddano ojcu, który po dwóch zawałach, bez pracy, koczuje pod Warszawą. Żyje dzięki pomocy kilku osób i rodziny z Egiptu. Żyje, ale nie wie, ku czemu to życie zmierza, bo kolejny sąd ograniczył jego prawa rodzicielskie, a najstarsza córka, Zeinab, woli być w domu dziecka. Dziewczynka swoje wie, przecież nikt by jej tu nie trzymał,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.