Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które przechodzi terapię, by przepracować to, co się stało w minionych dekadach w życiu naszym i naszych bliskich Sandra Szwarc i Lena Frankiewicz – twórczyni dramaturgii oraz reżyserka spektaklu „Woda w usta” granego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym Oglądając wasz spektakl, wyobraziłam sobie, że teatr jest wielkim gabinetem terapeutycznym. Publiczność to terapeuci, którzy w ciszy wysłuchują historii aktorów (pacjentów), obserwując ich komunikację werbalną i niewerbalną. Podobnie jak poszczególni terapeuci posługują się różnymi nurtami terapeutycznymi, każdy widz szuka własnego sposobu na poznanie prawdy o bohaterach. Lena Frankiewicz: – Instalacja terapii szybko stała się dla mnie kluczem do tego spektaklu. Stwierdziłam, że potok słów głównej bohaterki, Violi, może mieć charakter albo konfesyjny (wtedy akcja działaby się np. w więzieniu), albo terapeutyzujący. Wówczas miejsce, w którym Viola przebywa, jest jakimś ośrodkiem zamkniętym: zakładem psychiatrycznym lub inną, dobrowolną formą odosobnienia. Chodziło o sytuację, w której człowiek nie doświadcza zbyt wielu zdarzeń i rytmu codzienności, przez co znajduje się w przymusie konfrontacji ze sobą, a wtedy pojawiają się demony przeszłości. Ostatecznie Viola ląduje na bezludnej wyspie. LF: – Pierwszą sceną dramatu jest katastrofa, którą można interpretować bardzo różnorodnie. Ja pomyślałam o niej jako o rodzaju jakiejś szalonej imprezy, dlatego w spektaklu widzimy taniec aktorów, którzy wpadają w pewnego rodzaju trans, klimaks. Viola – być może po przedawkowaniu jakiejś substancji – znajduje się w stanie pośrednim, na granicy utraty przytomności, w konsekwencji czego zostaje wyrzucona na bezludną wyspę, która jest metaforą jej świadomości. Chciałam, żeby wypowiadany przez aktorkę Paulinę Wosik potok słów nie był tylko teatralnym projektowaniem słowa, ale miał organiczny imperatyw. Kluczowe w znalezieniu tej motywacji okazało się zdanie, że dominującym uczuciem u dzieci alkoholików jest wstyd, a o problemie przemocy alkoholowej się nie mówi. Złamanie tego nakazu milczenia stało się dla Violi zapalnikiem do przeprowadzenia nas przez tę opowieść. Dążyłyśmy więc do uzdrowienia tej bohaterki. Dlatego Viola znalazła się w piekielnej sytuacji na bezludnej wyspie, gdzie przymuszona do konfrontacji ze swoimi demonami wyrzuca z siebie to wszystko, żeby się oczyścić. Sandra Szwarc: – Co istotne, już na wczesnym etapie pracy nad tekstem zdawałyśmy sobie sprawę z wagi tematu i nie chciałyśmy pracować nad nim wyłącznie na podstawie swoich wyobrażeń i doświadczeń. Do zespołu twórców dołączyła więc Weronika Morawiec – terapeutka uzależnień, która nie tylko wspierała nas merytorycznie, ale także przeprowadzała z aktorami terapię postaci przez nich granych. Wielu odbiorców odnajdzie w tej historii cząstkę siebie. Nasza kultura, w której wszechobecny jest alkohol, niejako wyprodukowała syndrom dorosłego dziecka alkoholika (DDA), dotykający według statystyk przeszło 3 mln Polaków. Czy spektakl ma nieść przesłanie autoterapeutyczne? SS: – Założeniem tego tekstu była motywacja do zastanowienia się nad naszym zbiorowym doświadczeniem, ale „Woda w usta” nie jest wyłącznie o DDA i alkoholizmie. To przede wszystkim opowieść o traumie, która wynika z pewnej przemocy, a przemoc ma wiele imion. Dla mnie w ogóle bardzo istotna jest terapeutyczna sprawczość sztuki. Dlatego nie chciałyśmy zostawiać odbiorców z informacją, która jedynie potwierdzi im czarny obraz świata. Pozytywem płynącym z tego opowiadania jest zarówno werbalne wyrzucenie traumy przez bohaterkę, jak i ukazanie samego procesu terapeutycznego. Elementem spektaklu są bowiem fragmenty nagrań, które stanowią improwizowane przez aktorów wyznania sterapeutyzowanych postaci. Dla niektórych już samo podejrzenie, jaki wygląda terapia, może być katalizatorem zmiany. Mimo że oryginalnie tekst jest monodramem, na deskach teatru pojawia się cała rodzina Violi: matka, ojciec i brat. LF: – To wspomnienia z jej rodzinnego domu. Viola na wyspie jest zupełnie sama, ale ze szczelin wychodzą upiory w postaci obrazów pamięci – strzępy trudnych emocjonalnie momentów z matką czy ojcem. Pojawia się też brat w postaci doppelgangera. Jako osoba, którą bohaterka bardzo chciała być, ale nie potrafiła. Tak jak terapeuta nie daje gotowych odpowiedzi, nie mówi klientowi, jak ma żyć, tylko stawia pytania, prowokuje do intelektualno-emocjonalnego pobudzenia, również to przedstawienie nie podsuwa oczywistości. Tu nic nie jest powiedziane wprost – trzeba czytać metafory, uruchomić wszystkie zmysły, a bohaterowie są na tyle wielowymiarowi, że współczujemy nie tylko Violi, ale i jej
Tagi:
Agnieszka Jucewicz, Aleksandra Zbroja, dorosłe dzieci alkoholików, kultura, Lena Frankiewicz, Magdalena Kicińska, Paulina Wosik, performans, psychologia, psychoterapia, reżyserowie teatralni, Sandra Szwarc, społeczeństwo, sztuka, Teatr, terapeuci, terapia, traumy, Weronika Morawiec, Woda w usta, Wrocławski Teatr Współczesny, wywiady, zdrowie psychiczne, zdrowie publiczne