Alternatywa dla krokodyli

Mamy więc za sobą sto dni rządu Tuska i Platformy Obywatelskiej. Data ta świętowana była zarówno przez prasę, jak i przez sam rząd bardzo uroczyście, a zarazem infantylnie, niczym szkolna studniówka. Gazety stawiały stopnie premierowi i ministrom, a ministrowie prześcigali się w samochwalstwie. Było to zgodne z ogólnym duchem naszej debaty politycznej, której zdziecinnienie zaczynają już na szczęście dostrzegać co bystrzejsi komentatorzy. Na przykład Magdalena Środa słusznie zauważyła prymitywizację nowej formuły programu Tomasza Lisa, który na powrót stał się gwiazdą telewizji z Woronicza, Piotr Pacewicz zaś pisząc o telewizyjnych popisach Kazimierza Marcinkiewicza, byłego premiera, zauważył, że upodobał on sobie teraz kreację rozkosznego Kazia, nie wiedzieć czemu uważanego za męża stanu. To zdziecinnienie, wymuszane zresztą częściowo przez samą publiczność mediów, pozbawia nas możliwości, aby się czegoś naprawdę nauczyć z szybko zmieniających się wypadków i sytuacji politycznych. Wśród ogólnej zabawy bowiem, która często jest zabawą małpy brzytwą, umyka nam niewątpliwy fakt, że oto przed naszymi oczami przesuwają się różne formacje polityczne, z których każda niesie ze sobą jakąś filozofię społeczną i każda stanowi ważny problem współczesności. Niedawno więc rozstaliśmy się z formacją braci Kaczyńskich, dla której ostatnie wybory były wyraźnym wotum nieufności. Jeśliby jednak traktować serio to, co na ten temat napisano w prasie, można by przypuszczać, że przyczyną tego rozstania były po prostu błędy popełnione przez propagandystów PiS, arogancja i partactwo ministra Ziobry czy wreszcie maniery samych Kaczyńskich. Tymczasem pod postacią tej formacji politycznej pojawił się w istocie ciągle żywy i aktualny problem populizmu, od którego rozwiązania zależy przyszłość nie tylko Polski, ale i współczesnej Europy. Nikt bowiem nie wątpi, że sukces Kaczyńskich i ich IV RP były rezultatem sytuacji, kiedy w wyniku transformacji ustrojowej, która wyłoniła III RP, część społeczeństwa wskoczyła na narowistego, ale żwawego konia wolnorynkowego sukcesu, część jednak została odtrącona, zdeklasowana, zmarginalizowana i wysadzona z siodła. Otóż dokładnie taka sama sytuacja zapanowała blisko 80 lat temu w niemieckiej Republice Weimarskiej, otwierając drogę nazizmowi, a parę lat wcześniej we Włoszech, dając władzę faszystom. Współczesna Polska, a także współczesna Europa nie jest bynajmniej miejscem, gdzie problem populizmu – a więc gniewu i poczucia frustracji ludzi odtrąconych, który wykorzystać mogą dla swego dobra różne nacjonalizmy czy prawicowo-klerykalne ekstremizmy – został rozwiązany. Populizm stał się inwektywą, ale to niczego nie rozwiązuje. Rozwiązać ten problem może jedynie koncepcja społeczno-gospodarcza, która usunie jego przyczyny. Czy naprawdę jednak po upadku IV RP zaczęliśmy na serio myśleć o takiej koncepcji? Następcą IV RP stały się studniowe już rządy Platformy Obywatelskiej. PO zdobyła władzę głównie ze względów, że tak je określę, estetycznych. Zawierzyło jej społeczeństwo zbrzydzone do cna butą i agresywnością PiS, lustracyjnym polowaniem na czarownice, wszechwładnym instynktem ferajny i wodzostwa równocześnie, uprawianym przez PiS. Litościwie zapomniano Platformie jej niemały udział zarówno w lansowaniu idei IV RP, jak i w obłędzie lustracyjnym i antykomunistycznym. Zapomniano jednak równocześnie, że Platforma, której korzenie tkwią w dawnym Kongresie Liberalno-Demokratycznym, jest najpełniejszym na naszym gruncie wcieleniem drugiej obok nacjonalistycznego populizmu koncepcji ustrojowej, jaką jest neoliberalny kapitalizm. Nie tak dawno, w czasie jednej z dyskusji, spotkałem się z opinią, że samo używanie terminu „kapitalizm” jest w obecnych czasach „dysfunkcjonalne”, ponieważ termin ten miał sens wówczas, gdy kapitalizmowi przeciwstawiano alternatywę w postaci socjalizmu. Obecnie, gdy takiej alternatywy nie ma ani w praktyce, ani na najbliższym horyzoncie, termin ten nie ma sensu. Czy jednak fakt, że nie ma żadnej alternatywy dla krokodyli na przykład, miałby oznaczać, że nie ma sensu zastanawianie się nad ich zwyczajami, a także nad sposobami, dzięki którym można uniknąć lub przynajmniej zminimalizować możliwość znalezienia się w ich paszczy? Sto dni Platformy umajone zostało przez nią samą mnóstwem sympatycznych ozdobników, z miłością na czele, w czym specjalizuje się nie bez powodzenia nasz sympatyczny premier. Jeśli jednak zarówno dokonania, jak i zakreślone aż na 3000 dni plany Platformy ścisnąć do ich istotnej treści, zobaczymy bez trudu niemal klasyczny schemat neoliberalnego kapitalizmu, ze wszystkimi jego konsekwencjami. Podstawą tego poglądu jest oczywiście przekonanie, że własność prywatna i wolność rynkowa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2008, 2008

Kategorie: Felietony