Armia jednorazowego użytku?

Armia jednorazowego użytku?

Nikt nie ma wiedzy na temat faktycznej zdolności bojowej naszych sił zbrojnych Gen. Piotr Makarewicz – generał dywizji, w latach 2001-2006 dyrektor Departamentu Kontroli MON, w 2006 r. przeniesiony do rezerwy Czy Polska jest w stanie się obronić? Dzisiaj? – Zacznijmy od tego, że nie widzę większych zagrożeń dla Polski. Uważam, że histeria wojenna, która została rozpętana, jest nie na miejscu. Tłumaczę to sobie tak, że trzeba usprawiedliwić w jakiś sposób te olbrzymie wydatki, które są i będą ponoszone na sprzęt i uzbrojenie. Przy czym mam na ten temat swoje zdanie. Gdyby jednak faktycznie jakieś zagrożenie się pojawiło – to uważam, że nie jesteśmy w stanie się obronić. Po roku 2008 nastąpiła tzw. profesjonalizacja. – Przeprowadzono ją w taki sposób, że całkowicie zniszczono system mobilizacyjny wojska polskiego. Mało tego, odcięto nasze siły zbrojne od dopływu świeżo wyszkolonych rezerw. Dorzućmy jeszcze brak szkoleń, brak jakichkolwiek, nawet niewielkich, ćwiczeń mobilizacyjnych przez ostatnie siedem lat. I wszystko legło. To pierwszy czynnik, który zmienił na gorsze stan naszej armii. A pozostałe? – Jako drugi czynnik wymieniłbym przeprowadzoną restrukturyzację logistycznego zabezpieczenia sił zbrojnych. Obecna reforma w zasadzie doprowadziła do tego, że nasze trzy dywizje i kilka samodzielnych brygad w wojskach lądowych stały się całkowicie niesamodzielne logistycznie. Wszystko jest w składnicach, w innej organizacji, wszystko trzeba pobierać ze składów odległych czasami o kilkaset kilometrów. A są to setki, jeśli nie tysiące ton różnego rodzaju środków bojowych i materiałowych. Wyobraźmy sobie teraz czas konfliktu zbrojnego, ataków przeciwnika… Dywizje nie mogą ruszyć się z miejsca, bo nie dojedzie do nich amunicja, zaopatrzenie itd. Linie komunikacyjne atakuje się jako jedne z pierwszych. – Nie będę tego rozwijał. Za to dodam trzeci czynnik, który osłabił w ostatnim czasie naszą zdolność obronną – to reforma systemu dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi. Ta, którą wymyślił gen. Koziej. – Ta reforma złamała podstawową zasadę, która przyświecała mi przez całe życie w siłach zbrojnych – szkolisz, dowodzisz, odpowiadasz. W tej chwili kto inny szkoli, kto inny dowodzi, a kto odpowiada – nie wiadomo. Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych wcale nim nie jest, ponieważ nie dowodzi całością sił zbrojnych w czasie wojny, tylko wydzielonymi siłami i środkami. To wszystko rozmywa odpowiedzialność. Dlaczego? – Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: jest wojna i przegrywamy ten bój. Naczelny dowódca mówi więc: nie mogę wygrać, skoro dowódca generalny, który cały czas działa równolegle, dostarcza mi tak słabo wyszkolone i przygotowane siły. A dowódca generalny odpowiada: chwileczkę, ja zrobiłem wszystko, co trzeba, dobrze wyszkoliłem wojsko, nieudolny jest naczelny dowódca, który nie umie tych sił użyć w odpowiedni sposób. Już widzę tę dyskusję i rozmycie odpowiedzialności! A to prowadzi do klęski. Mamy trzy elementy, które spowodowały wielką zmianę sytuacji w siłach zbrojnych po 2008 r. – A najgorsze jest to, że nie wiemy, do czego nasze siły zbrojne są w tej chwili zdolne. Zlikwidowano najwyższą formę sprawdzianu, jaką była inspekcja sił zbrojnych. Wcześniej minister zarządzał inspekcję i dana jednostka, oddział lub związek taktyczny zdawały przed nim egzamin. Tego już od wielu lat się nie robi, niczego się nie sprawdza. Nikt więc nie ma wiedzy na temat faktycznej zdolności bojowej naszych sił zbrojnych. Zbrojeniowa randka w ciemno Jeżeli nie wiemy, co wojsko potrafi, jak możemy zamawiać uzbrojenie? To jak randka w ciemno. – Trudno na takie pytanie znaleźć odpowiedź. Pierwsza, jaka się nasuwa, jest taka, że trzeba wydać przeznaczone na to pieniądze. Z jakim skutkiem? Nie wiem. Jeśli kupimy nowe śmigłowce, to rozumiem, że będziemy ich używać. – Weźmy te śmigłowce! Moim zdaniem, kupujemy zabawki jednorazowego użytku. Przecież powinniśmy wyposażać się w taki sprzęt, który nasz przemysł będzie mógł odtworzyć. Co z tego, że Airbus mówi, że 30% czy 40% tego śmigłowca będzie produkowane w Polsce! A co z resztą? Te 30-40% latać nie będzie! A proszę mi wierzyć, że gdy wybucha konflikt, straty w sprzęcie są olbrzymie. I co wtedy? Okaże się, że albo nie ma pieniędzy na zakup zniszczonego sprzętu, albo nie ma woli politycznej, by nam go sprzedawać, bo tworzą się jakieś dziwne koalicje, a dostawy z zagranicy trwają tygodniami i miesiącami. Spójrzmy na jedyną w polskich siłach zbrojnych dywizję pancerną

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 33/2015

Kategorie: Wywiady