Wpisy od Piotr Żuk

Powrót na stronę główną
Felietony Piotr Żuk

Selekcjonerzy narodowi

Tytuł nie nawiązuje do funkcji trenerów reprezentacji narodowych w piłce nożnej czy koszykówce. Chodzi raczej o zawód popularny w czasach kapitalizmu konsumpcyjnego, dzięki któremu konsument ma dobrze się bawić. Po to właśnie stworzono selekcjonerów, którzy mają wpuszczać do klubów czy restauracji odpowiednich gości. Takich, którzy nie będą przeszkadzać pozostałym w dobrej zabawie, a przy okazji można będzie na nich coś zarobić. Masz nieodpowiedni wygląd, niewłaściwe ubranie, zbyt cienki portfel oraz odbiegającą od pożądanych wzorów otoczkę estetyczną – nie wchodzisz do środka. Jesteś wybrakowanym konsumentem i nie pasujesz do reszty towarzystwa. Selekcja to zastępcze słowo dla segregacji. Lepiej brzmi w rynkowej nowomowie. I nie kojarzy się tak mocno ze swoim odpowiednikiem politycznym, który ma większe zasługi dla zachowania „czystości” – czy to rasowej, czy etnicznej, czy religijnej, czy też politycznej. Proces tworzenia państw narodowych, a następnie pielęgnowanie mitów założycielskich i historycznych narodu to nic innego jak systematyczna praca ogrodnicza oraz oddzielanie „zdrowych” i pożądanych roślin od chwastów, które należy zwalczać podczas pielęgnacji każdej zadbanej i „czystej” działki. Można stosować herbicydy albo wyrywać je z korzeniami. Wymaga to jednak dużego zaangażowania i racjonalnego planu. Planowa izolacja Żydów w czasie panowania III Rzeszy wymagała sprawnej maszyny administracyjnej. Oddzielanie pożądanych elementów rasowych od tych gorszych składało

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

O nieposłuszeństwie i prawie do samoobrony

Komentatorzy chaosu politycznego, którego sceną jest Polska, zwracają głównie uwagę na zagrożenia dla porządku prawnego, ryzyko zapaści gospodarczej czy niebezpieczeństwo ograniczenia swobód obywatelskich. To wszystko jest bardzo realne. Ale wydaje się, że społeczeństwo może ponieść równie duże koszty w sferze mentalno-kulturowej, gdzie jeszcze bardziej obniży się poziom zaufania, nastąpi powszechne promowanie tępego konformizmu i nagradzanie etyki poddaństwa. Te straty mogą być głębsze, ich naprawienie zaś może wymagać długiego czasu. A przecież to brak pokory i nieposłuszeństwo wobec zastanych schematów i rytuałów są siłami napędowymi rozwoju społecznego. Nie byłoby niezależności w działaniu, gdyby nie „zbrodnia” Prometeusza. Zostaje on ukarany za swoje nieposłuszeństwo, ale nie żałuje i nie prosi o przebaczenie, lecz dumnie oświadcza: „Wolę być przykuty do skały, niż być posłusznym sługą bogów”. Wagę buntu i niepokory podkreślał Erich Fromm: „Rozwój duchowy człowieka był możliwy nie tylko dlatego, że byli ludzie, którzy ośmielili się powiedzieć »nie« w imię swoich przekonań, lecz także dlatego, że jego rozwój intelektualny zależał od zdolności do bycia nieposłusznym wobec władz, które próbowały nałożyć kaganiec nowym ideom”. W tym sensie regres społeczny i zbiorowa katastrofa mogą nastąpić wówczas, kiedy ludzie „będą posłuszni archaicznym uczuciom strachu, nienawiści

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Ciemno, coraz ciemniej

Kiedy dni są krótkie, a noce wyjątkowo długie, promieni słońca niedosyt, pojawia się nie tylko depresja, ale też – jak widać w pewnych kręgach – zaćmienie umysłu. Zmrok zapada i budzą się upiory. I choć ogół społeczeństwa polskiego już wiele lat temu zaszył się w prywatności i poszedł spać, jest spora szansa, że obudzą go nocne koszmary. Gorzej, że ci, którzy żyją na jawie, nie do końca rozumieją, co się wokół nich dzieje – w tym przypadku mam na myśli poobijaną i rozproszoną opozycję. Część z nich (np. osoby związane z partią Razem) mówi w skrócie: majstrowanie przy Trybunale to nie nasz problem, bo państwo już dawno temu przestało być obywatelskie i socjalne. Choć te obserwacje są zasadniczo słuszne, wyciągane z nich wnioski trudno uznać za najlepszą odpowiedź na rzeczywistość. Ta bowiem może się stać jeszcze bardziej antyobywatelska i antysocjalna. Warunkiem upominania się zarówno o prawa socjalne, jak i wszystkie inne jest konieczność istnienia najbardziej podstawowych swobód obywatelskich. I kiedy swobody te są zagrożone, ich obrona musi stanąć na pierwszym miejscu. Poza tym nie powinno się oddzielać (tak jak to robią często neoliberałowie) praw politycznych od ogólnej polityki socjalno-ekonomicznej. Te sprawy łączą się ze sobą. Dobrze wiedzieli o tym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

O sile bezsilnych

Rzeczywistość strzela do nas z szybkością karabinu maszynowego. Idąc wieczorem spać, nie wiesz, w jakich nowych warunkach się obudzisz. Pod osłoną nocy wiele może się wydarzyć. Aż strach czytać poranne newsy. Kiedy gazety, a nawet media elektroniczne nie nadążają z przesyłaniem kolejnych komunikatów, ostrzeżeń, gróźb, rozczarowań czy coraz bardziej monotonnych i smutnych wiadomości, trzeba przestać przyglądać się szczegółom i spojrzeć na wszystko z lotu ptaka. Wtedy można dostrzec w tym jakieś zależności i mechanizmy społeczne. W innym przypadku są tylko „Nowe wiadomości”, o których śpiewała grupa Dezerter. Ten utwór i wiele innych z repertuaru klasyków polskiego punk rocka znowu zyskuje świeżość (który to już raz?). Znowu wojna, znowu groźby Jakieś skargi, czyjeś prośby Mnóstwo nowych informacji O przyjazdach delegacji Nowe wiadomości Sytuacja jest napięta Nie ma już zwykłych ludzi Są tylko zwierzęta Degeneracja Oto co zostało Było piękne społeczeństwo Ale wyzdychało Skończyło się życie Wszyscy się boją Jedni chcą uciekać Ale inni ich gnoją Narodowa katastrofa Wywrotowcy i złodzieje Każdy słucha wiadomości I nikt nie wie co się dzieje Szare dni mijają W ogólnej wrogości I ty też zdziczejesz Słuchając wiadomości Kiedy nie masz wpływu na politykę czy ekonomię, które każdego dnia decydują

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Redystrybucja czy uznanie? Jedno i drugie

Kiedy faszyści z Włoch i Węgier zaproszeni przez polskich faszystów na święto narodowe spacerują sobie po polskim parlamencie, rząd nawet nie ukrywa swojego autorytarno-nacjonalistycznego charakteru, za polską gospodarkę będą odpowiadać bankowcy, a za służbę zdrowia konserwatywny neoliberał, to nagle znika wiele rozterek wśród osób sympatyzujących z postępowymi ideami. Spór, czy budować raczej lewicę kulturową czy socjalną, przestaje istnieć w takich okolicznościach. Albo staje się mało istotny. Zagrożone są bowiem zarówno prawa do odmienności i różnorodności kulturowej, jak i prawa socjalne oraz równość ekonomiczna. Na pierwszy plan wysuwają się prawa obywatelskie – one zresztą zawierają w sobie i prawa socjalne pracowników, i prawa obywatela do wolności osobistej. Jak twierdzi Nancy Fraser, podporządkowane mniejszości seksualne, narodowe czy kulturowe zazwyczaj są także upośledzane ekonomicznie. Dlatego postulaty dystrybucyjne powinny się znaleźć w centrum wszelkich postępowych projektów politycznych. Zdaniem Fraser, choć sama redystrybucja nie wystarczy do usunięcia wszystkich form podporządkowania, pozostaje niezbędnym aspektem każdego rozsądnego projektu politycznego lewicy. Z drugiej strony nie można zapominać, że „podobnie jak dystrybucja, również uznanie jest fundamentalnym wymiarem sprawiedliwości obecnym w całości relacji społecznych”. Mówiąc inaczej, w walce o bardziej egalitarny i demokratyczny ład ważna jest zarówno

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Wspólnota wyobrażona i fałszywa

Przejście od „banalnego nacjonalizmu”, który jest chłodny i niezauważalny na co dzień, do „gorącego nacjonalizmu” jest łatwiejsze, niż się wydaje. Pierwszy jest pozornie niewinną celebracją narodowych fetyszy, takich jak flaga czy wyidealizowana przeszłość „wspólnych losów”. Drugi w sytuacjach krytycznych, takich jak konflikt zbrojny czy masowe protesty, może doprowadzić do przelewania krwi w imię narodu i państwa narodowego. Nacjonalizm jest zawsze oliwą, która powoduje, że tryby machiny wojennej pracują sprawniej i bardziej planowo. Benedict Anderson w słynnej książce nazywa naród „wspólnotą wyobrażoną”, która mimo panujących w niej faktycznych nierówności i wyzysku i wbrew nim określana jest jako „układ braterski”. Jak konstatuje Anderson, „właśnie braterstwo kazało przez ostatnie 200 lat milionom ludzi nie tylko zabijać, ale i dobrowolnie umierać w imię takich mających swoje granice wyobrażeń. Ich śmierć stawia nas wobec zasadniczego problemu nacjonalizmu, a mianowicie: co sprawia, że te liczące sobie raptem 200 lat wyobrażenia owocują taką ofiarnością”. Nie jest to możliwe bez systematycznej pielęgnacji mitów, edukacyjnej indoktrynacji oraz państwowej celebracji różnego rodzaju rocznic bitew, historycznych mordów i narodowych legend. Jednym z podstawowych punktów tego programu są oczywiście obchody święta narodowego. Jak uważa Tim Edensor, celem odgrywania takich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Cztery wesela i pogrzeb

Po czterech nieudanych i z rzędu przegranych kampaniach wyborczych lewicy musiała przyjść jej klęska. Najpierw była nieudana kampania do europarlamentu przyozdobiona celebrytami w stylu Weroniki Pazury. Później, jesienią 2014 r., kiepska kampania samorządowa. Apogeum fatalnej strategii i braku poszanowania dla inteligencji ludzi lewicy była jednak kampania prezydencka z udziałem Magdaleny Ogórek. Pomińmy ją milczeniem, bo na ten temat wszystko już powiedziano. To był chyba najbardziej krytyczny moment, po którym trudno już było odbić się i uzyskać wiarygodność w lewicowym elektoracie. No i ostatnia kampania, w której zbawieniem miała być Barbara Nowacka. I znowu nie wyszło. Tym razem może to oznaczać wieloletnią przerwę w udziale w życiu publicznym. Ciekawym zjawiskiem w środowisku polskiej lewicy jest wiara w cudownych zbawców, którzy zaczarują rzeczywistość i poprowadzą lud przez pustynię do źródeł mądrości i władzy. Niby kręgi lewicy złożone są z ludzi racjonalnych i raczej niewierzących w cuda, a jednak wyczekują na swojego politycznego mesjasza, który z dnia na dzień odmieni tendencje społeczne. Jeżeli to nie jest myślenie parareligijne, jest to na pewno schemat popkulturowy. Niemal jak w hollywoodzkich produkcjach, gdzie księżniczka Leia staje na czele Rebelii walczącej z Imperium Zła („Gwiezdne wojny”) lub córka wodza plemienia u boku rebelianta stawia opór zachłannym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

O mitach historycznych prawicy

Współczesna debata polityczna w Polsce ma charakter wybitnie historyczny. Główną osią sporów w sferze publicznej przez cały okres po 1989 r. nie były tematy związane z preferowanymi modelami gospodarczymi, jakością życia obywateli, inną polityką ekonomiczną czy różnymi interesami poszczególnych klas społecznych, lecz ocena wydarzeń historycznych. Konserwatywna prawica obrzydzała, jak mogła, PRL i idealizowała okres dwudziestolecia międzywojennego, przedstawiając go jako „raj utracony”. Nie znam jeszcze wyników wyborów, ale mogę być pewien, że ofensywa nacjonalistycznej prawicy jedynie nakręci produkcję zakłamanej historii i wzmocni tworzenie mitów narodowych. W 2018 r. Polska będzie obchodziła setną rocznicę odzyskania niepodległości i choćby z tego powodu warto się zastanowić nad jasnymi, ale także ciemnymi stronami wydarzeń z lat 1918-1939. Dobrą podpowiedzią może być praca Urszuli Glensk „Historia słabych. Reportaż i życie w dwudziestoleciu (1918-1939)” uhonorowana jak najbardziej słusznie nagrodą „Polityki” za najlepszą książkę historyczną. Bazując na reportażach z tamtego okresu, autorka odtwarza najciemniejsze strony ówczesnej rzeczywistości. W ten sposób przypomina o niewydolności systemu i jego produktach: biedzie, bezdomności, wykluczeniu społecznym. Bohaterami książki Glensk nie są znane postacie historyczne tamtego okresu, lecz ludzie z marginesu i peryferii systemu społecznego. Wszyscy, którzy nie mieli zbyt wiele możliwości,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Czas chaosu, czas walki

Tymczasowość i niepewność to powszechne odczucia ludzi. Niektórzy tłumaczą je niepewnością wyniku wyborczego. To prawda, że wybory odbywające się w Polsce powodują zazwyczaj zamrożenie kilka miesięcy wcześniej wszystkich instytucji i oczekiwanie pracujących w nich urzędników na wyborcze rozstrzygnięcia. Oczekiwanie „nowego pana” tworzy epidemię konformizmu i wymusza konserwatyzm decyzyjny. A to z pewnością utrudnia funkcjonowanie życia zbiorowego. Powszechnie odczuwany niepokój, nieprzewidywalność we wszystkich sferach życia i brak stabilizacji mają jednak głębsze przyczyny. Ryzyko niepewności politycznej jedynie wzmacnia poczucie dyskomfortu. Co więcej, nastrój ten – wbrew potocznym mniemaniom – nie dotyczy tylko Polski, ale obejmuje cały kontynent europejski oraz inne regiony świata. Związany jest z niepewnością systemową. I nie chodzi tylko o kryzys finansowy, jaki rozlał się w 2008 r. i do tej pory trzyma wszystkich na muszce pistoletu, który nie wiadomo kiedy wystrzeli. To sprawa poważniejsza. Globalny kapitalizm zjada własny ogon, dławi się nim, nie może go przetrawić, co chwilę łyka środki przeciwbólowe i aplikuje sobie antydepresanty w różnych postaciach. A mimo to jego stan ogólny się nie poprawia. Niektórzy twierdzą, że to choroba nieuleczalna i tak naprawdę teraz obserwujemy tylko sztuczne utrzymywanie go przy życiu. Immanuel Wallerstein, światowej sławy socjolog, uważa, że nikt już nie jest w stanie uratować kapitalizmu: „Połączenie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Korpouniwersytet i proletariat akademicki

Pod koniec września przez media przebiła się informacja o odwołaniu przez władze Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego prezentacji rosyjskiego pisma „Wiestnik Jewropy”. Nikt pewnie by się nie zająknął na ten temat – bo przecież, jak pokazują polskie media i tzw. elity polityczne, w dobrym tonie jest być antyrosyjskim – gdyby nie głos jak zwykle odważnego i niezależnego w myśleniu prof. Karola Modzelewskiego. Jego autorytet i list otwarty opublikowany na łamach „Gazety Wyborczej” pozwoliły uratować honor Uniwersytetu Warszawskiego i odkręcić całą sprawę. Okazało się, że ani władze wydziału, ani władze całej uczelni nic nie wiedziały o decyzji zakazującej promocji rosyjskiego periodyku. Za wszystkim stał jakiś dyżurny funkcjonariusz polityczny, zwany profesorem, który zupełnie prywatnie, ale oficjalnie w imieniu całego wydziału zakazał inicjatywy, która jemu wydała się „związana z określoną opcją polityczną”. Prawdopodobnie on sam był związany z „określoną opcją polityczną” i już chciał się wykazać, czując w powietrzu stęchły zapach nadciągającej zmiany politycznej. Właściwie nie byłoby o czym pisać, bo takich historii w skali kraju jest mnóstwo, podobnie jak klakierów i różnych uczelnianych Dyzmów, którzy ukrywają się za tytułem profesora. Opowiastka ta może być jednak symbolem głębszych procesów trawiących polskie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.