Batalia o czystą wodę

Jak dzięki UE i NFOŚiGW poprawić jakość wody pitnej Nikt by się nie spodziewał, że kiedyś w Suwałkach może zaistnieć problem z pozyskaniem dla mieszkańców czystej wody. Przecież to miasto powstałe w zakolu Czarnej Hańczy i otoczone licznymi jeziorami Wigierskiego Parku Narodowego. A jednak… Wszystkie ujęcia, z których pobierana jest woda do konsumpcji, to studnie głębinowe. Mają przeważnie około 70 m głębokości. Woda z nich jest twarda, z dużą zawartością żelaza i manganu. Mieszkańcy skarżyli się, że czasami to, co płynęło z kranów, nie nadawało się do picia. Ciecz miała żółtą barwę i nieprzyjemny zapach. Na skargi mieszkańców Suwałk Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji odpowiadało uprzejmie, lecz niezadowalająco, że nie jest w stanie zapewnić dobrej jakości wody pitnej, a zanieczyszczenia, które są, mieszczą się… w dopuszczalnych normach. Suwałki jadą do Brukseli – Doskonale znaliśmy ten problem – powiedział Witaliasz Rychlik, prezes Zarządu PWiK w Suwałkach. – W przypadku pogarszania się jakości wody mogliśmy tylko czyścić instalację i ewentualnie wymieniać zanieczyszczone związkami żelaza i manganu filtry. Nie stać nas było na całkowitą modernizację stacji uzdatniania. Kiedy pod koniec lat 90. do Polski trafiły pierwsze pieniądze z przedakcesyjnych funduszy – ISPA, zaistniała szansa wykorzystania ich do modernizacji sieci wodociągowej oraz założenia kanalizacji w tych rejonach Suwałk, gdzie jeszcze jej nie było. Bez problemu można było uzyskać pieniądze na ten cel, ale blokadę stanowiła minimalna kwota – inwestycja nie powinna być tańsza niż 10 mln euro. Niestety, jak obliczono, wszystkie prace i koszty były znacznie mniejsze, bo zamykały się w kwocie 7 mln euro. Aby jednak wykorzystać nadarzającą się okazję, przedstawiciele miasta i PWiK zaproponowali suwalskiej gminie, która obejmuje tereny leżące dookoła jeziora Wigry, włączenie się do projektu. – Gdy został on opracowany i przeanalizowany pod względem finansowym, okazało się, że znacznie przekracza graniczną sumę – opowiada Grzegorz Kochanowicz, dyrektor do spraw technicznych i rozwoju suwalskiego PWiK. – Mogliśmy więc rozpocząć przedsięwzięcia w celu pozyskania ispowskich pieniędzy. Jednak zdecydowaliśmy się ograniczyć obszar naszej inwestycji tylko do wschodniego rejonu gminy. Po opracowaniu wszystkich szczegółów dokumentacja została przesłana do NFOŚiGW w Warszawie. Był to jeden z pierwszych wniosków o unijne dotacje, jaki trafił do tej instytucji. Po licznych konsultacjach jej specjaliści zaaprobowali budowę sieci wodno-kanalizacyjnej w mieście i we wschodniej części suwalskiej gminy, stacji uzdatniania wody, a także instalacji do produkcji energii elektrycznej z biogazu w oczyszczalni ścieków, na jej własne potrzeby. Podobną opinię wydali również specjaliści z Komisji Europejskiej. – Przez prawie trzy lata tylko uzupełnialiśmy dokumenty. Cały czas były weryfikowane, nawet po kilka razy. Pierwotny wniosek liczył około 80 stron, pod koniec – ponad 200. Byliśmy przyzwyczajeni do prostszej dokumentacji – efektu technicznego i kosztorysu inwestorskiego, a nie do wniosków, analiz finansowych, techniczno-ekonomicznych i studium wykonalności – przyznaje Witaliasz Rychlik. Łopaty w ruch Ostatecznie we wrześniu 2001 r. w Brukseli zostało podpisane Memorandum Finansowe o realizacji programu ISPA w Suwałkach. Polski rząd parafował ten dokument miesiąc później. Znalazły się w nim informacje typu: jakie kwoty i na jakich warunkach otrzymają Suwałki. Środki unijne miały stanowić 50% kosztów całej inwestycji, a pozostałe 50% miały stanowić finanse z budżetu miasta i pożyczka preferencyjna z NFOŚiGW. Po tym można było przystąpić do dalszych procedur – przetargów i kontraktów. Program „Poprawy jakości wody w Suwałkach” zakładał realizację pięciu zadań i tyle trzeba było przeprowadzić przetargów. Zimą 2001/2002 przygotowywano ich dokumentację – trzy na budowę sieci kanalizacyjnej i wodociągowej na terenie miasta oraz gminy, stacji uzdatniania wody i modernizację gospodarki energetycznej w oczyszczalni ścieków, monitoring i dwa na tzw. usługi, czyli inżyniera kontraktu i master plan. – Dopiero wiosną 2004 r., czyli po pięciu latach, rozpoczęliśmy zasadnicze prace przy inwestycji – powiedział Grzegorz Kochanowicz. Wszystkie kontrakty przez cały czas realizowane były zgodnie z harmonogramem. W tej chwili większość z nich jest rozliczana pod względem finansowym. – Dobrze się stało, że w 1999 r. złożyliśmy wniosek o unijne dotacje – ocenia Witaliasz Rychlik.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 27/2006

Kategorie: Ekologia
Tagi: Marek Tomaka