Bez podziału na oprawców i ofiary

Bez podziału na oprawców i ofiary

MOSCOW, RUSSIA – APRIL 29, 2021: Hungarian director Denes Nagy at the 43rd Moscow International Film Festival - the closing ceremony

Jest w ludziach skłonność do osądzania innych od razu, myślimy, że mamy jasny ogląd tego, co się wydarzyło Dénes Nagy – węgierski reżyser filmu „W świetle dnia” W 1943 r. węgierscy żołnierze zostali wysłani przez nazistów do ZSRR, gdzie mieli się zająć tłumieniem oporu partyzantów. Co pana skłoniło do skupienia się na tamtym momencie historii pańskiej ojczyzny? – Mój dziadek był jednym z tych żołnierzy. Trafił na terytorium dzisiejszej Ukrainy. Opowiadał mi wiele historii z tego okresu, kiedy byłem dzieckiem, napisał też pamiętnik. Chciałem jednak opowiedzieć nie o nim, ale o sobie. Wykorzystałem ten temat jako metaforę, by powiedzieć coś o teraźniejszości poprzez historię. Kluczową sprawą było pokazanie ekstremalnej sytuacji bez oceniania ludzi, którzy jej doświadczają, bez podziału na oprawców i ofiary. Tamten okres historii jest zbadany i poznany. Chyba jesteśmy w stanie dziś powiedzieć, kto był wtedy katem, a kto ofiarą. – Jest w ludziach skłonność do osądzania innych od razu, myślimy, że mamy jasny ogląd tego, co się wydarzyło. Chciałem zakwestionować tego rodzaju przekonania. To, że możemy spojrzeć w przeszłość i wskazać, co zrobiliśmy źle, nie znaczy, że rozumiemy, co faktycznie się wydarzyło, i że dziś w takiej samej sytuacji zareagowalibyśmy właściwie. Moi bohaterowie żyją w aktualnym momencie, doświadczają tego, co się dzieje, nie wiedzą, dokąd ich to zaprowadzi. Nie mają świadomości, że są po niewłaściwej stronie historii, która ich wkrótce rozliczy. Dlatego nie mogłem podzielić postaci na oprawców i ofiary, bo jedni i drudzy kierują się instynktami. Oczywiście wybrałem postać, która według mnie jest dobrym człowiekiem, ale na pewno nie bohaterem. Ma jeden cel – powrót do domu, do rodziny. Zakładam, że większość żołnierzy ma ten sam cel, przynajmniej mój dziadek taki miał. Dziadek nie odnalazł się na wojnie? Nie dał się porwać romantycznym wizjom, które roztaczano, by zmotywować do zaangażowania w walkę? – Absolutnie nie. Chciał tylko jak najszybciej przejść przez te trudne czasy, bo nie znosił przemocy. Pragnął wrócić do życia sprzed wojny. Wtedy jeszcze nie wiedział, że to niemożliwe, że po wojnie już nic nie będzie takie samo. Wierzył, że będzie jak kiedyś. I to myślenie sprawiło, że przegapił moment, w którym powinien zareagować na to, co się dzieje. Ja też myślę, że jestem dobrym człowiekiem, ale jednocześnie jestem słaby i nie zakładam, że zachowałbym się inaczej niż dziadek. Dlaczego pan tak myśli? – Bo często chowam się za tym, co robię. Mówię: „Moim zadaniem było zrobić film, a nie reagować na to, co dzieje się dookoła mnie na co dzień”. Ludzie, którzy tak robią, przegapiają moment na właściwą reakcję. Celowo nie pokazuję w filmie żadnego momentu, w którym bohaterowie podejmują jakieś decyzje, bo często w życiu takich momentów nie ma. Idziemy za tym, co robimy, nie podważając tego, i nagle okazuje się, że już jesteśmy po złej stronie, chociaż wcale tak nie postanowiliśmy. Często nawet nie wiemy, jak dotarliśmy do tego punktu. Jak dziadek opowiadał o tamtym czasie? – Jak o filmie przygodowym. To, co mówił, nigdy nie wydawało mi się specjalnie straszne. Pokazywał mi zdjęcia, które nie wyglądały na zdjęcia z wojny. Zacząłem nawet interesować się fotografią wojenną, która zazwyczaj wygląda podobnie: jakby uwieczniano szkolną wycieczkę. Przejrzałem wiele światowych archiwów. Na zdjęciach są uśmiechnięci żołnierze, przytuleni do siebie, na tle czołgów. Ludzie nie chwytali za aparat, gdy działo się coś naprawdę strasznego, tylko gdy dopisywał im humor. Nie zobaczy pan horroru wojny. Myślę, że ludzie celowo unikali fotografowania okropności, żeby o nich nie pamiętać. Również dziadek usuwał z głowy złe wspomnienia. Nigdy nie mógł mi odpowiedzieć na pytania o najbardziej dramatyczne momenty służby. Tamten czas jest niewygodny politycznie. Może dziadek celowo wolał o nim nie mówić? – Rzeczywiście to szczególny czas węgierskiej historii. Wkrótce przecież Sowieci, nasi wrogowie, w czasie jednej i tej samej wojny stali się naszymi towarzyszami broni, podobnie jak Polacy. Gdy nastał pokój i tak nie można było do tamtych wydarzeń wracać, bo komuniści cenzurowali temat okrucieństw, których Węgrzy dopuścili się wobec Rosjan, i odwrotnie. To było tabu. Stało się to możliwe dopiero po 1990 r. W efekcie duża część tej historii została zapomniana i już nigdy nie będzie opowiedziana. Przerabiacie tę historię teraz? – Nie, temat nie jest częścią publicznej dyskusji na Węgrzech. Jest istotny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 21/2022

Kategorie: Kultura