Bez sentymentu

Bez sentymentu

06.02.1989 Warszawa. Obrady Okraglego Stolu. Strona rzadowa. fot. Maciej Macierzynski/Reporter UWAGA!!! Cena minimalna za publikacje 200PLN!!!

Wybory 4 czerwca rozstrzygnęły problem władzy, ale nie problem ustroju. Ten został rozstrzygnięty przed wyborami i przed Okrągłym Stołem. Ocena Okrągłego Stołu zależy od odległości, z jakiej się patrzy na to wydarzenie. Oglądana z zachodniej zagranicy ugoda między wrogimi obozami, z których jeden był uzbrojony, a drugi miał oparcie w społeczeństwie, jawi się jako akt politycznej mądrości. Nieczęsto zdarza się pokojowe rozwiązanie tak zapiekłego konfliktu, mającego przyczyny aktualne, a także zastarzałe, nagromadzone przez 40 lat rządów, którym brakowało demokratycznej legitymizacji. Oglądany z bliska, z polskiej perspektywy, Okrągły Stół już tak jednoznacznie oceniany być nie może. Strona solidarnościowa nie dawała pełnej miary swojej nienawiści z powodu strachu, że panująca jeszcze władza może nie być tak słaba, jak się wydawało, a gdyby taka była, to trzeba pamiętać, że nawet słabe stworzenia przyparte do muru znajdują w sobie niespodziewaną energię i mogą być niebezpieczne. Emocje, z jakimi strona solidarnościowa przystępowała do ugody, to były nienawiść i strach. O ile wstyd przyznać się do strachu, o tyle obawa, że „komuniści” mogą nas oszukać, była wyrażana cały czas. Pełną miarę swojej nienawiści strona solidarnościowa zaczęła dawać, gdy już nie było kogo się bać. I nie myślmy, że ta nienawiść do byłych przeciwników i ich symboli wyczerpuje się na naszych oczach. To potrwa, dopóki solidarnościowa formacja będzie panować nad Polską. Antykomunizm bez komunizmu, fantasmagoryczna walka z Polską Ludową i przeniesienie antysowietyzmu na prawosławną Rosję to główne treści „mitu założycielskiego” obozu solidarnościowego. Pouczam „patriotów” i takiego samego rodu „liberałów”: jeśli dacie sobie wyperswadować tę nienawiść, to upadniecie wskutek braku wewnętrznego spoiwa. Z jakimi przekonaniami przystąpili do Okrągłego Stołu reprezentanci władzy? W przeważającej mierze byli to ludzie poczciwi, którzy nie wiedzieli, jakie mają przekonania. Skłaniali się do poglądu, że rację mają przeciwnicy, a nie oni. Racja jest tam, gdzie stoi klasa robotnicza. Skąd czerpali pojęcia polityczne? Przecież nie ze swoich pustych gazet i czasopism. Nie docenia się faktu, że najciekawszą lekturą członków aparatu były drukowane nasłuchy Wolnej Europy, a najambitniejszą lekturą paryska „Kultura”, w której znajdowali teksty dobre lub złe, ale zawsze polemiczne. Krótko mówiąc, obóz partyjny był – przy najlepszej woli – intelektualnie całkowicie bezradny. Ale, przyznaję, chcieli dobrze. Stanęli przed ostrymi i pilnymi problemami: jak zmienić ustrój, który w obecnej postaci istnieć nie może i nie powinien, i jak sobie poradzić z Solidarnością, której żadna zmiana ustroju nie zadowoli, jeśli nie ona, lecz kto inny obejmie władzę. Komunizm (także w wersji realnego socjalizmu) polega na zniesieniu gospodarki rynkowej. Jeżeli przywraca się własność środków produkcji i wolność gospodarczą, to tym samym znosi się komunizm. To zostało dokonane przez rząd Rakowskiego i Wilczka, zanim powołano Okrągły Stół. Solidarności to, rzecz jasna, nie zadowoliło i Jaruzelski miał z nią kłopot taki jak poprzednio. Przy Okrągłym Stole nie rozważano, jaki ustrój ma w Polsce panować: komunizm czy kapitalizm, ponieważ ta kwestia już była rozstrzygnięta. Chodziło o „niekonfrontacyjne” podzielenie się władzą polityczną. Ogłoszenie wolnych wyborów już w samym założeniu rozstrzygało, że strona partyjno-rządowa je przegra, nie spotkałem człowieka, który by w prywatnej rozmowie twierdził, że będzie inaczej. Ale wybory nie z tego powodu nie były w pełni demokratyczne, że z założenia przesądzały, że wygra je Solidarność, a druga strona je przegra. Wybory były w pewnym sensie oszukańcze, ponieważ zmowa okrągłostołowa nie dopuściła do nich 40%, a może tylko jednej trzeciej – to też dużo – elektoratu. Społeczeństwu nie dano czasu na zorganizowanie się w stronnictwa i ogłoszenie swoich programów. Na stosunkach wewnętrznych w Polsce nadal ciąży ten fakt, że ekipa Jaruzelskiego nie dopuściła do pluralizmu politycznego, gdy można było to zrobić, a później uległa Solidarności, która nie chciała mieć współzawodników w obozie „antykomunistycznym” i twardo swoją wolę egzekwowała. Dopuszczenie do udziału w wyborach innych ugrupowań Solidarność uznałaby za dywersję przeciw sobie. Za taką akcję dywersyjną uznała słabe próby Stronnictwa Pracy zorganizowania się i wystąpienia z własną listą. Cenzura nie pozwalała pisać o tym stronnictwie. Adam Schaff, który może nie był wielkim filozofem, ale nieźle orientował się w stosunkach politycznych, podsuwał Jaruzelskiemu myśl, że partia (z której został wyrzucony) powinna podzielić się władzą, ale nie z Solidarnością, broń Boże, w której widział

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2019, 2019

Kategorie: Okrągły Stół