Jest taki lek Bilobil, wyciąg z miłorzębu japońskiego. Podobno poprawia pamięć. Polecam go tym politykom, którym pamięć wyraźnie nie służy. Ale zanim po niego sięgną, zanim zacznie działać, przypomnę niektóre fakty. Kiedy „za pierwszego PiS” powoływano Centralne Biuro Antykorupcyjne – formalnie do ścigania korupcji, faktycznie do walki z wyimaginowanym układem, czyli de facto z polityczną konkurencją – ówczesna Platforma też ochoczo głosowała „za”. Tak powstała tworzona od podstaw, bez obciążeń postkomunistycznych, policja polityczna. Na jej czele stanął radykalny, by nie powiedzieć fanatyczny, polityk Mariusz Kamiński. Człowiek bez wykształcenia prawniczego, niemający żadnego doświadczenia w ściganiu przestępstw ani – szerzej – w stosowaniu prawa. Aby nowej policji politycznej nadać większe znaczenie, w ustawie nazwano ją „służbą specjalną” (choć ta nazwa zarezerwowana była dotąd dla wywiadu i kontrwywiadu) i wyposażono w szerokie uprawnienia do stosowania czynności operacyjno-rozpoznawczych, a więc posiadania własnych konfidentów, czytania cudzej korespondencji, podsłuchiwania, podglądania, prowokowania. Przez cały okres działania pod kierownictwem Mariusza Kamińskiego (a był on szefem CBA jeszcze przez jakiś czas za rządów Donalda Tuska) biuro ujawniło nieco ponad 3% wszystkich przestępstw korupcyjnych. Resztę, te prawie 97%, ujawniły inne służby: przede wszystkim policja, ale także Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Straż Graniczna. Wśród owych 3% przestępstw ujawnionych przez CBA nie było żadnej wielkiej afery korupcyjnej. Były za to liczne, prowadzone ze złamaniem prawa prowokacje. W dodatku bezskuteczne, bo żadna nie zakończyła się skazaniem w sądzie, a większość w ogóle do sądu nie doszła. Opinia publiczna poznała część: sprawę przeciw burmistrzowi Helu i posłance Sawickiej, przeciw Weronice Marczuk i prezesowi Wydawnictw Naukowo-Technicznych, sprawę rzekomej willi Kwaśniewskich w Kazimierzu, no i „aferę gruntową” wymierzoną w Andrzeja Leppera. Tylko ta ostatnia doczekała się dotąd rozliczenia, a bezprawie, przekroczenie po wielokroć uprawnień i łamanie praw obywatelskich zostało ukarane przez sąd. Głównych sprawców, ówczesnych szefów CBA, panów Kamińskiego i Wąsika, właśnie po raz kolejny ułaskawił pan prezydent. Ułaskawić miał prawo, ale on ich jeszcze honoruje, przyjmuje w swoim pałacu, nazywa ludźmi kryształowo uczciwymi, demonstracyjnie zapewnia o swojej z nimi solidarności. Czyli prezydent Rzeczypospolitej tym samym popiera łamanie przez wysokich funkcjonariuszy państwowych prawa, popiera bezprawne wykorzystywanie służb specjalnych, przekraczających swoje uprawnienia, przeciw obywatelom swojego państwa. Solidaryzuje się z po chamsku demonstrowanym, zwłaszcza przez Kamińskiego, lekceważeniem wyroków sądowych wydanych „w imieniu Rzeczypospolitej”! Czy pan prezydent rozumie, co czyni? A na koniec kilka słów przypomnienia, czym jest ułaskawienie. Ta powszechna dziś w świecie prerogatywa głowy państwa polega na darowaniu prawomocnie orzeczonej kary. Akt prezydenckiej łaski może więc uwolnić od kary w całości, może karę skrócić lub ją złagodzić. Kara jest tu rozumiana szeroko, obejmuje nie tylko karę zasadniczą, ale i to, co kiedyś kodeks nazywał karami dodatkowymi, obecnie zaś nosi nazwę środków karnych, a więc pozbawienie praw publicznych, zakaz prowadzenia określonej działalności, zakaz wstępu na imprezę masową, zakaz prowadzenia pojazdu mechanicznego itd., o ile orzeczone były w wyroku. Bo akt łaski dotyczy tylko treści wyroku! W konkretnym przypadku, gdyby sąd w wyroku pozbawił obu panów prawa piastowania stanowiska posła na Sejm, zakaz ten mógłby być objęty aktem prezydenckiej łaski. Tyle że wyroki skazujące tych panów nic na ten temat nie mówiły. Obydwaj zostali pozbawieni mandatu poselskiego nie wyrokiem sądu, ale z mocy prawa, w chwili uprawomocnienia się wyroku. Po ułaskawieniu mogą się ubiegać o mandat w następnych wyborach. Akt łaski nie przywraca jednak stanu sprzed skazania. Tym ułaskawienie różni się od restytucji czy rehabilitacji. Polska konstytucja daje prezydentowi prerogatywę, jaką jest korzystanie z prawa łaski, nie daje mu prerogatywy restytucji czy rehabilitacji, podobnie jak nie daje mu prerogatywy abolicji indywidualnej. Ta ostatnia polega na nakazie niewdrażania postępowania karnego, względnie zaniechania czy umorzenia już wdrożonego. W 2015 r. prezydent, w swoim rozumieniu korzystając z prawa łaski, faktycznie wobec panów Kamińskiego i Wąsika zastosował abolicję indywidualną, czym przekroczył swoje uprawnienia. Prawo łaski poszerzone o prawo restytucji i abolicji indywidualnej na ziemiach polskich przysługiwało jeszcze cesarzowi Franciszkowi Józefowi. Prezydentom niepodległej Rzeczypospolitej już nie.









