Binienda razy dwa

Binienda razy dwa

Wraz ze zmianą ambasadora w Stanach Zjednoczonych ekipa PiS chce dokonać innych zmian – pod lupą są stanowiska konsulów, przebudowana ma być również siatka konsulów honorowych. Do tej grupy dojdą osoby, na które obecna władza może liczyć w każdych okolicznościach. W mediach pojawiły się np. informacje, że konsulem honorowym w stanie Ohio ma zostać Maria Szonert-Binienda, żona Wiesława Biniendy, słynnego eksperta smoleńskiego Antoniego Macierewicza.
Nam wypada tylko pogratulować małżeństwu Biniendów umiejętności robienia z katastrofy smoleńskiej właściwego użytku.
Sama pani Szonert-Binienda jest w sprawie katastrofy pryncypialna. Mówiła już, że „zamach w Smoleńsku został przygotowany przez polskie i rosyjskie służby specjalne”. A okładkę tygodnika „wSieci”, przedstawiającą Donalda Tuska z Władimirem Putinem, komentowała takimi słowami: „Według mnie to zdjęcie jest naocznym dowodem spisku i zdrady narodowej o wymiarze niespotykanym w historii”.
Równie ciekawą postacią jest jej mąż, Wiesław Binienda, ekspert smoleński. W środowiskach prawicowych zażywa on wielkiej sławy, nazywany jest profesorem, specjalistą od wypadków lotniczych i współpracownikiem NASA.
Tymczasem, jak udowodnił Krzysztof Łoziński ze Studia Opinii, Binienda nie jest ani profesorem w polskim tego słowa znaczeniu, ani fizykiem, ani ekspertem NASA.
Na samolotach zaś zna się tyle, ile absolwent Politechniki Warszawskiej, którą skończył w roku 1980. Konkretnie – Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych. Jest więc inżynierem od samochodów i traktorów.
A jak to jest z tym profesorem? Łoziński tłumaczy: „W systemie amerykańskim słowo »profesor« nie oznacza stopnia naukowego, tylko etat wykładowcy na uczelni. W znaczeniu amerykańskim Binienda profesorem jest, bo rzeczywiście pracuje w College of Engineering (Szkole Inżynierskiej) University of Akron, w Akron w stanie Ohio. Po angielsku brzmi to niemal jak Oksford lub Sorbona, ale jest to typowa prowincjonalna szkółka prywatna, która w amerykańskich rankingach wyższych uczelni nawet nie jest notowana. (…)
Kim zatem jest Wiesław Binienda w tej Szkole Inżynierskiej (College of Engineering) Uniwersytetu w Akron? Jest dziekanem Department of Civil Engineering, co po przetłumaczeniu na język polski oznacza Wydział Inżynierii Lądowej i Wodnej”.
A jak jest z ekspertem NASA? „Wiesław Binienda niewątpliwie pracował dla NASA w wieloosobowym zespole badającym wytrzymałość materiałów – podaje Łoziński. – W żadnej z publikacji NASA nie występuje samodzielnie. Moi informatorzy twierdzą, że zespół ten wykonywał typowo pomiarowe prace laboratoryjne”.
Zna się więc na kompozytach wykorzystywanych w budowie statków kosmicznych. Dodajmy też, że – jak twierdzi – uczestniczył w badaniu katastrofy promu Columbia, ale nie była to raczej zbyt ważna rola, gdyż nie został wymieniony wśród osób uczestniczących w badaniu w oficjalnym raporcie sporządzonym po katastrofie. Chodziło zatem co najwyżej o drugorzędne prace.
„Czy więc nazywanie go »ekspertem NASA« to nie przesada?”, pyta Łoziński. Przesada, przesada. Ale wystarczy, żeby ciemny lud to kupił.
Małżeństwu Biniendów składamy wyrazy autentycznego podziwu dla ich PR-owskich zdolności.

Wydanie: 2016, 40/2016

Kategorie: Kronika Dobrej Zmiany
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy