Prezydent Argentyny ze swoimi pomysłami znalazł w mekce kapitalistów przyjazną publikę Javier Milei, „anarchokapitalistyczny” prezydent Argentyny, zawitał do Davos – na doroczną imprezę globalnych elit – a polska prawica zachłysnęła się z zachwytu. Milei, znany z pozowania z piłą mechaniczną i wyzywania oponentów od „komuchów”, miał w Davos „zaorać socjalizm”. Ciekawy wybór okoliczności, bo szwajcarski kurort to chyba ostatnie miejsce, gdzie można się natknąć na socjalistów. Mówimy wszak o imprezie sponsorowanej przez BlackRock, BP, Bain Capital, Bayera i radę biznesu Królestwa Bahrajnu (a zauważmy, że wymieniłem tylko sponsorów na literę b). Pomysł, że tu właśnie wykuwa się bunt przeciwko globalnym korporacjom, jest co najmniej ekstrawagancki. Ta sprzeczność nie zagłuszyła jednak burzy oklasków zgotowanej prezydentowi Argentyny przez polską prawicę po jego wystąpieniu. „Argentyńskim lwem”, który „nie boi się iść pod prąd całemu światu” i pod którego rządami Argentyna stanie się „globalnym przykładem sukcesu”, nazywa go Warsaw Enterprise Institute. Łukasz Warzecha pisze na stronach Forum Polskiej Gospodarki, że Argentyńczykom można „pozazdrościć” przywódcy. Janusz Korwin-Mikke chwali i dodaje, „że od 60 lat mówił to samo, w tym samym stylu i tą samą manierą”. To prawda. Milei dostał od organizatorów spotkania w Davos okazję wygłoszenia „wystąpienia specjalnego” do zgromadzonej publiczności. I było ono w rzeczy samej specjalne – lecz chyba nie w tym sensie, w jakim widzą to polscy piewcy argentyńskiego prezydenta. Była to bowiem kondensacja wszystkich libertariańskich hitów, swoiste the best of ostatniego półwiecza mącenia w głowach przez ekonomiczny i polityczny margines. Mogliśmy więc usłyszeć tradycyjne złote myśli, że podatki to kradzież, rynek nigdy się nie myli, a wszelkie próby regulowania gospodarki prowadzą na manowce. Dalej jednak robi się ciekawiej. Wszystkie – cytuję wprost argumenty prezydenta – systemy polityczne poza jego własnym to „komunizm”. „Nie ma zasadniczych różnic pomiędzy faszyzmem, chadecją, nacjonalizmem, socjaldemokracją, komunizmem i nacjonalizmem, a także narodowym socjalizmem, progresywizmem i globalizmem”, głosił Milei. „Wszystkie twierdzą, że państwo powinno kontrolować wszystkie aspekty życia jednostek”, precyzuje Argentyńczyk. Narzędziami totalnej kontroli i ucisku są m.in. „drukowanie pieniędzy, dług, kontrola stóp procentowych”. Słowem, sam fakt, że państwo istnieje, ma własną walutę i kontroluje mechanizm emisji pieniądza oraz ustalanie stóp procentowych, świadczy o tym, że jest to państwo socjalistyczne/komunistyczne, ergo niemoralne i sprzeczne z jedynym godnym człowieka porządkiem. Co warte dodania, Javier Milei jest zaskakująco konsekwentny w swoich przekonaniach. Jak przystało na kogoś, kto uważa idee banku centralnego i własnej waluty za komunistyczne i niemoralne – jest za zlikwidowaniem jednego i drugiego. W Argentynie jego marzeń i planów oficjalną walutą powinien być dolar, a bank centralny nie powinien istnieć wcale. Jak rozumiemy, większą wolność od „komunizmu” ma zapewnić Argentyńczykom fakt, że nie będą sami sprawowali kontroli nad podażą pieniądza, kosztem kredytu, stopami procentowymi i kursem waluty – będą to robili za nich Amerykanie. Ale za łatwo byłoby zbyć to wystąpienie stwierdzeniem, że prezydent Argentyny to sekciarz, a jego wykład jest dowodem obłędu albo szaleńczej odwagi w mówieniu tez niepopularnych. Milei rzeczywiście wyjaskrawił swoje tezy, by wstrząsnąć zgromadzonymi w szwajcarskim kurorcie politykami, szefami funduszy inwestycyjnych i reprezentacją arabskich szejków. Nie „zmasakrował socjalistów” – bo żadnych tam nie było – lecz pracował na laurkę u sponsorów i ewentualnych patronów jego politycznego projektu. Ów wykład o złu państwowej ingerencji i dobrodziejstwach nieskrępowanego kapitalizmu był przecież zachętą dla globalnych funduszy i wielkich korporacji, by poparły jego plan – nawet jeśli argentyńskie społeczeństwo będzie protestować przeciwko niemu na ulicach, a większość parlamentarna nie podniesie ręki za jego reformami. A to właśnie się dzieje – Milei i wspierające go partie próbują ograniczyć prawo do protestu, podczas gdy związki zawodowe zaczynają właśnie protest w stolicy. Milei próbuje wprowadzić swój plan za jednym zamachem, zanim zorganizuje się opozycja wobec niego. W takich okolicznościach – gdy w Argentynie nakręca się hiperinflacja, rodzi społeczny opór, a z większością parlamentarną dla jego pomysłów jest krucho – Milei wygłaszał swój „antykomunistyczny” manifest. Wystąpienie prezydenta Argentyny w Davos pokazuje, że globalistyczne elity są gotowe wchłonąć tego rodzaju „bunt” i „radykalizm” – Javier Milei jest










