Bracia Kowalczykowie ciągle górą

Bracia Kowalczykowie ciągle górą

Odmiany opolskiego patriotyzmu

Pisaliśmy w PRZEGLĄDZIE w 2018 i 2020 r. o specyficznym rozumieniu patriotyzmu przez obecne władze województwa opolskiego, zdominowane przez PiS i mniejszość niemiecką. Lata 2019-2021 wiązały się z obchodami 100. rocznicy trzech powstań śląskich, dzięki którym powracająca na mapy świata Polska zyskała znaczącą część przemysłowego Śląska. Przy okazji wspomnieliśmy o skandalicznym czasowym zamknięciu w trakcie tych obchodów Muzeum Czynu Powstańczego na Górze św. Anny, gdy ówczesna dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego dr hab. Monika Ożóg, której podlegało Muzeum Czynu Powstańczego, wpisała się w nową politykę historyczną, stawiającą ponad powstańcami śląskimi „żołnierzy wyklętych” oraz „bohaterów walki o wolną i niepodległą Polskę”. Ci drudzy to Jerzy i Ryszard Kowalczykowie, którzy 6 października 1971 r. wysadzili aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu – pierwszej polskiej uczelni na Śląsku Opolskim.

Zapytaliśmy też o los pomnika dr. Augustyna Kośnego, lekarza, śląskiego powstańca, wybitnego działacza plebiscytowego, a potem Związku Polaków w Niemczech, zamordowanego przez gestapo 25 lipca 1939 r. w Berlinie. W 1974 r. przed szpitalem w Starych Siołkowicach odsłonięto ów pomnik, a 30 lat później ks. Arnold Drechsler, Ślązak opcji niemieckiej, dyrektor Caritasu diecezji opolskiej, ponoć w trosce, aby popiersia nie uszkodzono podczas remontu szpitala, doprowadził do pozbycia się tego kłopotliwego dla mniejszości niemieckiej upamiętnienia. Od 2006 r. prof. Adriana Dawid z Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego, autorka biografii rodziny Kośnych, podejmowała starania o powrót pomnika, niestety bez efektu. Pisowskie władze zwodzą także radną Miejskiej Rady Narodowej w Opolu Urszulę Zajączkowską, byłą wieloletnią dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego, która proponuje postawienie pomnika przy ulicy dr. Kośnego w Opolu.

Minęły rocznice powstań śląskich, mija również 100-lecie powstania Związku Polaków w Niemczech, który na kongresie 6 marca 1938 r. w Berlinie, pod nosem Hitlera, uchwalił Pięć Prawd Polaków w Niemczech, z prawdą pierwszą: JESTEŚMY POLAKAMI, a pomnik dr. Augustyna Kośnego leży gdzieś w magazynie, bo patriotyzm tego wielokrotnie aresztowanego i w końcu zamordowanego bojownika, domagającego się włączenia Śląska do Polski, jest dla dzisiejszych patriotów z PiS mniej wart niż wyczyn braci Kowalczyków, których postanowiono wykreować na prekursorów walki z komunizmem na ziemi opolskiej.

Wyciągnięty z kadrowego kapelusza PiS po wyborach w 2015 r. wojewoda opolski Adrian Czubak próbował nawet – o czym też pisaliśmy – dekomunizować niekomunistów i pomnik Czynu Powstańczego autorstwa Xawerego Dunikowskiego na Górze św. Anny. Po otrzymaniu nominacji wojewoda Czubak, wykazując się wielkim zapałem, najpiękniejszą Złotą Salę w urzędzie wojewódzkim nazwał imieniem Jerzego i Ryszarda Kowalczyków, a sali herbowej nadał imię Lecha Kaczyńskiego i zapowiedział konkurs na pomnik braci Kowalczyków przed urzędem. Zdołał również przemianować ulicę Obrońców Stalingradu w Opolu na ul. Jerzego i Ryszarda Kowalczyków, a zmarłego w 2017 r. starszego z braci, Ryszarda, pochował z wielkimi honorami w alei zasłużonych na cmentarzu w Opolu-Półwsi (w której nie znaleziono miejsca dla najwybitniejszego poety, syna tej ziemi, autora wspaniałych wierszy o Śląsku i Ślązakach – Jana Goczoła).

Po śmierci Ryszarda Kowalczyka znany opozycjonista, historyk dr Zbigniew Bereszyński, autor trzytomowej „Rewolucji Solidarności w województwie opolskim”, przypomniał, że Ryszard w Zakładzie Karnym w Barczewie, w którym odbywał karę za współudział w wysadzeniu auli WSP, został zwerbowany do sieci agenturalnej Departamentu III MSW jako TW „Seep” i współpracował z nią do 1989 r. Jego nazwisko znalazło się na ogłoszonej w 2005 r. liście Wildsteina.

Wojewoda Czubak dał Bereszyńskiemu odpór na konferencji prasowej, w czasie której nazwał go niby-naukowcem, a całą kampanię uznał z właściwym politykom PiS tupetem za „niegodziwą, niemoralną i bezprzedmiotową”.

Przed 50-leciem obchodów wysadzenia auli pojawiły się ustalenia innych historyków związane z braćmi Kowalczykami oraz legendami i mitami, jakimi z czasem obrosło to wydarzenie. Najbardziej pogłębionej analizy przyczyn, przebiegu i skutków tej akcji dokonał prof. Krzysztof Tarka, członek Komitetu Nauk Historycznych PAN. Swoje ustalenia przedstawił on w czasie spotkania zorganizowanego przez IPN 21 października 2021 r. z okazji 50. rocznicy wysadzenia auli WSP.

Zasadnicze ustalenia prof. Tarki przedstawiają się następująco: urodzony w 1937 r. Ryszard Kowalczyk i młodszy o pięć lat Jerzy pochodzili ze wsi Rząśnik koło Wyszkowa w województwie mazowieckim i od najmłodszych lat interesowali się materiałami wybuchowymi. Na początku lat 60. w okolicach rodzinnej wsi znaleźli kilka bomb lotniczych i pocisków artyleryjskich, które zakopali w lesie.

W 1958 r. Ryszard wyjechał studiować w WSP w Opolu i po ukończeniu w 1963 r. fizyki pozostał na uczelni. Ożenił się, miał córkę i ustabilizowany tryb życia, z perspektywą pomyślnej kariery naukowej. Należał do PZPR. Na początku 1966 r. ściągnął do Opola młodszego brata, który nie miał nawet ukończonej szkoły zawodowej (posługiwał się – jak później się okazało – sfałszowanym świadectwem zawodówki w Białej Podlaskiej), ale był tzw. złotą rączką, więc znalazł zatrudnienie w warsztatach Wydziału Fizyki WSP. Mieszkał na stancjach, w akademikach, a przez kilka miesięcy nocował nawet w piwnicy należącej do brata. Dopiero gdy Ryszard otrzymał trzypokojowe mieszkanie, odstąpił mu w nim jeden pokój. Jerzy był typem samotnika i odludka z kompleksem niskiego wzrostu. Dlatego fascynował go Napoleon. Marzył, aby, wzorując się na nim, dokonać czegoś wielkiego. Z czasem skojarzyło mu się to z wysadzeniem znaczącego obiektu. Pamiętał o zakopanych w rodzinnych stronach bombach i pociskach, które w czasie pobytów u rodziców próbował odnaleźć. Pożyczył nawet od znajomego wykrywacz min, ale ten okazał się niesprawny. Dlatego sam, z niewielką pomocą brata, skonstruował urządzenie, które pomogło mu latem 1970 r. trafić na zakopane niewypały. Uzyskany z nich trotyl wsypywał do worków po nawozach sztucznych, które ukrył w pobliżu stacji kolejowej Dalekie, skąd odjeżdżał pociąg do Warszawy. W listopadzie 1970 r. w trzy kolejne niedziele jeździł w rodzinne strony i za każdym razem przywoził do Opola jeden 40-kilogramowy worek trotylu. W czwartą niedzielę, w pralni bloku, w którym mieszkał u brata, przetopił trotyl i uformował go w kostki, aby łatwiej było je umieszczać w miejscu wybuchu. Doskonale znał budynek WSP, w którym znajdowała się aula. Jako złota rączka mógł dotrzeć wszędzie, nie wzbudzając podejrzeń, a także dorobić sobie klucze do różnych pomieszczeń i krat. Na początku grudnia 1970 r. w nocy przeniósł potajemnie cztery pierwsze kostki trotylu do budynku WSP i umieścił je w kanale centralnego ogrzewania pod aulą. Zastanawiał się, czy posiadany materiał wybuchowy wystarczy do wysadzenia auli. Stosowne obliczenia pomógł mu wykonać brat. Jerzy po kilku przymiarkach skonstruował zapalnik i urządzenie opóźniające wybuch. Brat przyniósł mu z pracy elektromagnes potrzebny do tego urządzenia oraz chlorek potasu do zapalnika. W końcu czerwca 1971 r. Jerzy miał gotowy zapalnik z urządzeniem opóźniającym, tak aby wybuch mógł nastąpić po 15 minutach od uruchomienia zapalników.

Jerzy nie planował konkretnego terminu wysadzenia auli, która jako największa sala w mieście była wynajmowana na różne imprezy. Odbywały się w niej m.in. akademie, a nawet pierwsze – co pamiętam – Maratony Kabaretowe w czasie opolskich festiwali piosenki.

Zamierzeniem Jerzego było wysadzić ją w przededniu szczególnie ważnej uroczystości o charakterze politycznym, aby towarzyszył temu jak największy rozgłos. Myślał o konferencji sprawozdawczo-wyborczej KW PZPR z udziałem przewodniczącego Rady Państwa Józefa Cyrankiewicza, lecz odwiódł go od tego zamiaru Ryszard, szykujący się w tym czasie do obrony pracy doktorskiej. Potem Jerzy przymierzał się do Święta Odrodzenia Polski 22 lipca, lecz z tej okazji nie odbywały się w auli żadne uroczystości. Także wrześniowe dożynki z udziałem Edwarda Gierka i Piotra Jaroszewicza odbyły się na stadionie Odry, a nie w przygotowanej do wysadzenia auli.

W końcu Jerzy zdecydował się wysadzić aulę w przeddzień Święta Milicji Obywatelskiej i Służy Bezpieczeństwa, obchodzonego 7 października. Krótko po północy 6 października 1971 r. wyszedł z mieszkania brata i po sprawdzeniu, czy w gmachu WSP nie palą się światła (Ryszard wymusił na nim przyrzeczenie, że wybuch nie pociągnie za sobą ofiar w ludziach), wszedł do budynku od strony wentylatorni i dotarł do damskiej ubikacji w pobliżu warsztatów Katedry Fizyki. Tam bowiem umieścił końcówkę przewodu połączoną z urządzeniem odpalającym. Podłączył baterię do przewodu, co uruchomiło zapłon. Urządzenie odpalające jednak nie zadziałało, jak należy, i do eksplozji doszło już po pięciu minutach. Zdenerwowanemu Jerzemu nie udało się wyciągnąć całego przewodu elektrycznego, co pozwoliło śledczym ustalić miejsce odpalenia ładunku.

Wybuch niemal całkowicie zniszczył aulę, magazyn książek z cennymi starodrukami, archiwum oraz bufet z przylegającą salą jadalną. Szkody oceniono na 4 mln zł.

Wysadzenie auli WSP w spokojnym dotąd Opolu wywołało szok i mnóstwo domysłów oraz plotek. Od razu też rozpoczęło się prowadzone na wielką skalę śledztwo mające ustalić sprawców. Nadano mu najwyższy priorytet. W jego trakcie przesłuchano kilkaset osób. W pierwszej kolejności o sprawstwo posądzano Ślązaków, głównie tych, którym odmówiono paszportów na wyjazd do Niemiec. Z czasem podejrzewano nawet, że to bufetowa chciała ukryć manko albo że pracownice księgozbioru miały w ten sposób zataić nielegalne wyprowadzenie starodruków.

Ustalenia prof. Tarki zdecydowanie obalają funkcjonującą do dziś legendę, jakoby wybuch wiązał się z mającą się odbyć w auli 7 października 1971 r. akademią z okazji Święta Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa, podczas której miały zostać wręczone odznaczenia za pacyfikację demonstracji ulicznych w grudniu 1970 r. w Szczecinie. Takiej akademii i tym samym wręczania odznaczeń za strzelanie do szczecińskich robotników w auli WSP w tym dniu w ogóle nie planowano. Najbliższą imprezą miała być inauguracja roku akademickiego 9 października 1971 r. Ta jednak niecierpliwemu piromanowi z kompleksem Napoleona do jego planów nie pasowała. Wybrał więc wybuch przed świętem MO i SB, który obudowano następnie rozpowszechnianym do dziś mitem o proteście przeciwko wydarzeniom grudnia 1970 r. Miało to nobilitować Jerzego Kowalczyka, zrobić z niego „pierwszego żołnierza antykomunizmu” w Opolu i służyć obronie braci, gdy zostali ujęci, a później skazani.

Na razie uczestniczyli wraz z innymi pracownikami uczelni w odgruzowywaniu auli. W kręgu podejrzanych znaleźli się dopiero 11 stycznia 1972 r., gdy do śledczych dotarły informacje z Wyszkowa o ich wcześniejszych zainteresowaniach materiałami wybuchowymi. Wtedy do akcji włączono tajną współpracowniczkę SB – TW „Kasię”, 21-letnią kosmetyczkę z opolskiej Estrady. Udało jej się zdobyć zaufanie Jerzego i po wspólnym kilkudniowym pobycie w Karpaczu uzyskała informacje, które upewniły śledczych, że miał on związek z wybuchem. Tyle że wciąż brakowało twardych dowodów, bo śledczy nie wierzyli, że Jerzy mógł sam skonstruować taki ładunek wybuchowy. 29 lutego 1972 r. postanowiono tymczasowo aresztować braci i przewieźć ich do Warszawy, gdzie zajęli się nimi śledczy z MSW. Po miesiącu niemal codziennych przesłuchań Jerzy przyznał się do wysadzenia auli, Ryszard zaś ujawnił, że wiedział o planach brata i go wspierał. Zeznania ich poróżniły, gdyż Jerzy uznał, że brat za bardzo go obwiniał, a nawet zeznał, że Jerzy chciał wysadzić aulę z ludźmi, od czego skutecznie go odwiódł. W czasie procesu to zeznanie odwołał.

Sąd Wojewódzki w Opolu 8 września 1972 r. skazał Jerzego na karę śmierci, a Ryszarda na 25 lat więzienia. W grudniu 1972 r. Sąd Najwyższy ten wyrok podtrzymał.

Surowość wyroku wywołała akcję wysyłania listów i zbierania podpisów pod petycją do Rady Państwa o jego zmianę. Podpisali się pod nią m.in. Marian Brandys, Jacek Kuroń, Jan Józef Lipski, Adam Michnik, Jan Olszewski, Antoni Słonimski. W rezultacie Rada Państwa PRL 21 stycznia 1973 r. zmieniła Jerzemu wyrok śmierci na 25 lat więzienia.

Sprawa więźniów politycznych, w tym ułaskawienia Kowalczyków, powróciła w sierpniu 1980 r., w trakcie negocjacji władzy z Solidarnością. W maju 1981 r. o złagodzenie im wyroku wystąpiła do Rady Państwa grupa wybitnych osobistości, m.in. Aleksander Gieysztor, Jerzy Szacki, Klemens Szaniawski, Kazimierz Dejmek, Stanisław Lem i Wisława Szymborska. W rezultacie tych starań Ryszard Kowalczyk został w sierpniu 1983 r. ułaskawiony z zawieszeniem kary na pięć lat i po 11 latach wyszedł na wolność. Jerzy opuścił więzienie dwa lata później. Po wyjściu na wolność bracia nie utrzymywali kontaktów. W końcu lat 80. Ryszard wrócił do pracy naukowej w Opolu, Jerzy zaś zamieszkał samotnie w rodzinnych stronach w barakowozie na torfowiskach nad Narwią, gdzie mieszka do dziś.

W 1993 r. prezydent Lech Wałęsa przywrócił braciom prawa obywatelskie. Uruchomiona została też procedura kasacyjna w Sądzie Najwyższym, najpierw z inicjatywy Zbigniewa Romaszewskiego, potem Lecha Kaczyńskiego, wówczas ministra sprawiedliwości, który w ostatnim dniu urzędowania, 8 czerwca 2001 r., podpisał wniosek o kasację wyroku Kowalczyków, wskazując polityczne powody ich skazania. Wspomniał jednak również o „skłonnościach piromaniakalnych” braci, co przyczyniło się do odrzucenia wniosku przez Sąd Najwyższy. Za to bracia jako „Bohaterowie Walki o Wolną i Niepodległą Polskę” z inicjatywy Anny Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdy zostali uhonorowani w 2010 r. tablicą na ścianie pamięci przy pomniku Poległych Stoczniowców w Gdańsku.

Kiedy wydawało się, że na tym kończy się celebrowanie ich wyczynu, wróciło ono ze zdwojoną siłą w Opolu po wyborach w 2015 r. Gorliwym wykonawcą nowego odczytywania historii lansowanego przez jego czołowych opolskich wyznawców i inicjatorów, posłów Patryka Jakiego i Janusza Kowalskiego, uczyniono wojewodę Adriana Czubaka. W marcu 2021 r. zastąpił go na fotelu wojewody były opolski kurator oświaty, wiceminister edukacji w latach 2006-2007, w rządzie Jerzego Buzka, poseł na Sejm trzech kadencji, a następnie deputowany do Parlamentu Europejskiego – Sławomir Kłosowski, któremu nie powiodła się reelekcja do europarlamentu ani do Sejmu. Byłego wojewodę po przeszkoleniu na koszt państwa umieszczono zaś w radzie nadzorczej Grupy Azoty ZAK SA.

Nowy wojewoda, były absolwent historii opolskiej WSP z 1988 r., nie zważając na ustalenia historyków w sprawie braci Kowalczyków, uroczyście uczcił ich czyn w 50. rocznicę wysadzenia auli. Natomiast w 51. rocznicę, 6 października 2022 r., już o godz. 7.45 pognał złożyć kwiaty i zapalić znicz na grobie pochowanego w alei zasłużonych Ryszarda Kowalczyka, by następnie z przedstawicielami Stowarzyszenia Pamięci Narodowej oraz IPN uczcić wyczyn braci pod tablicą im poświęconą w urzędzie wojewódzkim. W czasie tej uroczystości wojewoda Sławomir Kłosowski z całą powagą dowodził: „Czyn braci (chociaż aulę wysadził Jerzy – przyp. aut.) był donośnym wyrazem tego, że także w Opolu nie ma zgody na komunizm w Polsce”. Przy okazji – jak przystało na byłego wiceministra edukacji i kuratora oświaty – wyraził nadzieję, że „ich postaci i historia trafią do szkolnych podręczników i programów”.

Z kolei prezes Opolskiego Stowarzyszenia Pamięci Narodowej Jerzy Łysiak z dumą przypomniał, że „kiedy dziesięć lat później Solidarność miała tytuł, aby mścić się za czasy komunizmu, to tu zemsta nie była potrzebna, bo ona się w Opolu symbolicznie dokonała”.

Sekretarz stowarzyszenia Wiesław Ukleja dowodził zaś: „Bracia Kowalczykowie po raz pierwszy po zlikwidowaniu zbrojnego podziemia antykomunistycznego, wzorem swoich poprzedników, wystąpili zbrojnie przeciwko okupacji sowieckiej. Wyniesiony z domu rodzinnego patriotyzm i nienawiść do narzuconego Polsce komunistycznego systemu nie pozwoliły braciom godzić się na krzywdę i kłamstwa”.

W najnowszym numerze „Indeksu”, czasopisma Uniwersytetu Opolskiego, w którym wcześniej opublikowano ustalenia prof. Krzysztofa Tarki, przeczytałem opinię jednego z obywateli Opolszczyzny, z którym trudno się nie zgodzić, znając pracowitość i gospodarczą zapobiegliwość jej mieszkańców, że „Śląsk Opolski jest naszą narodową perłą”. Powrócił też do miasta neon „Witamy w stolicy polskiej piosenki” widniejący do 1990 r. na dachu hotelu Opole. Dziś jego replika znalazła miejsce przed Muzeum Polskiej Piosenki, a współczesna duża wersja usytuowana została na budynku Centrum Przesiadkowego Opole Główne.

Nie udało się więc Jackowi Kurskiemu jako prezesowi Telewizji Polskiej przerobić Opola na stolicę disco polo. Tym bardziej nie musi ono za sprawą dzisiejszych patriotów i wyczynu pewnego piromana stać się prekursorem polskiego antykomunizmu. Wysadzenie auli nie może być przepustką do historii i do podręczników szkolnych, jak chce wojewoda opolski Sławomir Kłosowski.

Odnotujmy na koniec radośniejszy fakt. Oto grupa dziennikarzy „Nowej Trybuny Opolskiej”, z jej byłym naczelnym Krzysztofem Zyzikiem i czołowymi publicystami Krzysztofem Ogioldą i Bogusławem Mrukotem, którzy zdołali się zwolnić po wykupieniu na polecenie PiS prasy terenowej przez PKN Orlen, założyła niezależny tygodnik „O!Polska”. Miejmy nadzieję, że będzie on leczyć z głupoty, jaką prawie codziennie próbują wciskać zdroworozsądkowym obywatelom Opola czołowi harcownicy Ziobry.

Fot. Polska Agencja Prasowa

Wydanie: 2022, 47/2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy