W ostatnim czasie trzech ajentów Żabki popełniło samobójstwo Jeśli uda się nam uchronić, ostrzec chociaż kilka osób, aby nie weszły w tę pułapkę, będziemy naprawdę szczęśliwe – podkreślają trzy kobiety, wszystkie w średnim wieku, z dużym doświadczeniem w handlu. Żabka poplątała im życie. Bo za dużo pytały Lidia Małecka z Gliwic – w handlu ponad 15 lat, z Żabką współpracowała sześć, od roku 2006 do 2012. Jej sklep do czasu powstania freshmarketów był największy w Polsce. 130 m kw. powierzchni, na niej pięć „wysp towarowych”, podczas gdy w zwykłych żabkach są jedna-dwie, 3 tys. pozycji asortymentu, do tego pięciometrowa lada wędliniarska. W pierwszych dwóch latach wyciągała 150 tys. zł przychodu miesięcznie bez żadnego wysiłku, zawsze wypłacalna. Musiała się starać, bo w pobliżu były lidl i biedronka. Zarywała noce, przerzucała tony towaru, choć sama jest niewielkiej postury. Wiedziała, w co wchodzi, wcześniej pracowała na franszyzie w wędlinach u Dudy. Małgorzata Kuc-Boguszewska z Krakowa z handlem związana była przez całe życie. 17 lat przepracowała w Peweksie, gdzie nauczyła się dobrej obsługi, podejścia do klienta i wykorzystania komputera w sklepie. Ajentem Żabki była od 2006 do 2011 r. Jej sklep stawiano za wzór, ona została trenerem. Szkoliła innych ajentów, w nagrodę za wyniki otrzymała wczasy w Egipcie. Dziś ma 100 tys. zł długu wobec ZUS, urzędu skarbowego i hurtowni. Aby spłacić należności, sprzedała właśnie mieszkanie, w wieku pięćdziesięciu kilku lat zaczyna wszystko od nowa. Anna Krześlak ze Szczecina była ajentką Żabki tylko dwa lata – od czerwca 2010 do końca lipca 2012 r. Bardzo operatywna, prowadziła dwa sklepy, pracując po 16 godzin na dobę. Gdyby nie wsparcie partnera i rodziny, dawno by się załamała. Żyje skromnie w wynajętym mieszkaniu. Pracę w handlu zaczynała w latach 80. w Społem, potem była zastępcą kierownika działu w supermarkecie Carrefour, kierownikiem sklepu w Tesco, menedżerem w Berti (obecnej Stokrotce). – Wycina się osoby z naszego pokolenia, bo mają swój system wartości, poczucie niezależności i wiedzę o handlu – podkreślają kobiety. Tacy ludzie są niewygodni, zadają zbyt wiele pytań, mają wątpliwości, nie potrafią milczeć. – W Gliwicach – dodaje Lidia Małecka – zostało tylko czterech ajentów z mojego pokolenia, w Szczecinie sklep po Ani przejął stolarz. Dopóki będzie rosnąć bezrobocie, chętnych do współpracy z Żabką nie zabraknie. Przyjdą kolejni, niezorientowani, po podstawówkach nawet, bo ktoś na szkoleniu im powie: „Według testów wypadł(a) pan/pani najlepiej”… Marże, promocje, punkty i partnerzy Żabka opiera się na franszyzie. Spółka zapewnia lokal, wyposażenie i towar, ajent prowadzi sklep. Aby nie wyprowadził towaru ze sklepu, podpisuje weksel in blanco. Marża na towar „żabkowy” w dobrych czasach, gdy spółka należała do Mariusza Świtalskiego, wynosiła ok. 9%. Gdy w 2007 r. Świtalski sprzedał Żabkę czeskiemu funduszowi inwestycyjnemu Penta, a ten po czterech latach odsprzedał firmę funduszowi Mid Europa Partners, marże zaczęły spadać do 5-6%. Oznacza to, że z przychodów dobrze zlokalizowanego sklepu, który osiągał 100 tys. miesięcznie, tylko 6 tys. trafia do kieszeni ajenta. Z tego muszą opłacić pracowników, ZUS, czynsz i inne koszty. Ajenci ratują się więc towarem wysokomarżowym, kupowanym za własne pieniądze, czyli tzw. regionalkami. Jednak gdy centrala spółki zauważa, że popyt na niektóre regionalki rośnie, przejmuje je jako swój towar. – Tak się stało np. z mrożonkami, większością nabiału, potem z owocami, prasą i pieczywem – wylicza Małgorzata Kuc-Boguszewska. – U mnie np. z piwem Gontyniec – dodaje Anna Krześlak. Tymczasem towar żabkowy zalegał na półkach i robił się przeterminowany, co było już stratą ajenta. Prawdziwą zmorą stały się towary objęte tzw. marką własną, np. śledzie w śmietanie, w których była sama cebula, fasolka po bretońsku, soczki – to w ogóle się nie sprzedawało. Długi ajentów powstają też przez płatności kartą. Anna Krześlak w korespondencji ze starszym specjalistą do spraw rozliczeń próbuje ustalić wysokość należności za regionalki. Specjalista co prawda zapewnia, że każdy zakup kartą pomniejsza jej zadłużenie księgowe, lecz jednocześnie pisze, „że nie jest w stanie określić wartości transakcji kartą odnośnie do sprzedaży towaru regionalnego”. Jeszcze innym sposobem
Tagi:
Helena Leman