Wypowiedzi premiera Tuska na temat traktowania uchodźców na białoruskiej granicy, stanowiące de facto przyzwolenie na samowolę służb granicznych, pozostają w rażącej sprzeczności z tym, co mówił jeszcze przed wyborami. Pchnięcie nożem żołnierza propaganda rozdmuchała do histerycznych niemal granic. Tylko nadal nie wiemy, kto i w jakich okolicznościach tego noża użył. Mimo to uzasadnia się tym wprowadzenie wzdłuż granicy faktycznego stanu wojennego.
Wiele środowisk czuje się zawiedzionych i oszukanych. Dają temu wyraz w mediach społecznościowych. Pojawiają się też, nieliczne wprawdzie, teksty w gazetach (np. duży, wyważony, rozsądny artykuł Adama Wajraka w „Gazecie Wyborczej”). Publicznie wypowiadała się, śmiało i bezkompromisowo, Agnieszka Holland. „Wiec wolności” 4 czerwca w Warszawie zakłócili aktywiści, przypominający, że na granicy wciąż umierają ludzie, że stosowane są bezprawne, brutalne pushbacki. O fakcie tym główne liberalne, wierne rządowi media wspominały raczej nieśmiało. Nie chciały robić Platformie i Tuskowi przykrości, czy może same, by uspokoić swoje sumienie, próbowały udawać, że o niczym nie wiedzą? Tak czy inaczej, rząd i premier Tusk osobiście zrazili do siebie ludzi ze środowisk, które dotąd były im przychylne. Zrazili setki szlachetnych, ofiarnych osób.