Czy Morawiecki jest Ślązakiem?

Czy Morawiecki jest Ślązakiem?

26.09.2017 Warszawa Konferencja prasowa Ministerstwa Rozwoju i JP Morgan, z udzialem wicepremiera Mateusza Morawieckiego N/z wicepremier minister rozwoju Mateusz Morawiecki fot Andrzej Iwanczuk/REPORTER

Gdzie jest Mateusz Morawiecki? Na to pytanie jest prosta odpowiedź – Mateusz Morawiecki jest na Śląsku. Dostał pierwsze miejsce na liście PiS w Katowicach, więc prowadzi tam kampanię wyborczą. Choć z Katowicami nic go nie łączy. Tę kampanię obserwuję z pewną zawodową fascynacją. W historii III RP nie było chyba podobnej bezczelności – że premier de facto przeprowadza się do okręgu, z którego kandyduje, i objeżdża go regularnie, sprawy państwa odkładając na bok. Zwróćmy też uwagę, jak prowadzi kampanię. Co ludziom opowiada. „Zachowaliśmy górnictwo, perłę polskiego przemysłu”, to jedno z jego zaklęć. „Bronimy polskiej rodziny”, to kolejne. Albo takie: „dla nas europejskość to są europejskie płace, a nie jakieś obyczajowe eksperymenty”. W sumie nic nie mówi. Górnictwo, które miało za czasów PiS rozkwitnąć, powoli zamiera. Za to kwitnie import węgla z Rosji i osiągnął już pułap 20 mln ton rocznie. To – jak podpowiadają fachowcy – równowartość czterech, pięciu kopalń, dających 20 tys. miejsc pracy. Europejskie płace – to też obietnica. Pusta. Bo jeżeli z ust szefa rządu pada stwierdzenie: „Powinniście zarabiać więcej”, to aż się prosi odpowiedzieć: „To chłopie, daj!”. Tak więc w rzeczywistości kampania Morawieckiego na Śląsku to wizytowanie, uśmiechanie się, ładne słowa. I obrazki w telewizji. I jest już kwestią niedługiego czasu rozpoczynanie przez Morawieckiego rozmów ślonsko godko i paradowanie w górniczych piórach. W tę kampanię włączone zostało też wojsko. Jego święto, rocznica Bitwy Warszawskiej, zostało przeniesione do Katowic. Czyżby historycy odkryli, że zwycięskie uderzenie na armię bolszewicką nastąpiło znad Brynicy, a nie znad Wieprza? Nic z tych rzeczy… Spin doktorzy uznali, że defilada wzmocni wizerunek PiS na Śląsku, więc wymyślono, że święto będzie hołdem złożonym I powstaniu śląskiemu, choć wojsko polskie udziału w nim nie brało. Czy to wszystko przyniesie zamierzony skutek? Czy Morawiecki i PiS uwiodą Górny Śląsk? Czy pomogą defilady, wizyty, przymilanie się? Jestem tego bardzo ciekaw. Zwłaszcza że PiS ma z Górnym Śląskiem na pieńku. Przez lata całe i Jarosław Kaczyński, i pisowscy politycy budowali swoją pozycję na atakowaniu wszystkiego, co śląskie. Kaczyński śląskość nazywał „ukrytą opcją niemiecką”. Mówił też, że to region szczególnie nasycony patologią. W Katowicach PiS reprezentowało więc to, co najgorsze – spojrzenie z Warszawy, kolonizatora, a nie gospodarza. Klasycznym przykładem był bój o plac Wilhelma Szewczyka, obok dworca PKP w Katowicach. Pisowski wojewoda Jarosław Wieczorek, korzystając z ustawy dekomunizacyjnej, zmienił jego nazwę na plac Marii i Lecha Kaczyńskich. Wskrzeszając tym samym klimat z czasów, gdy ulice nazywano imieniem Marchlewskiego, Lenina i innych kochanych przez partię rządzącą bohaterów. Morawiecki tej linii nie odstępuje ani o krok. Wymienia co prawda nazwisko Wojciecha Korfantego, ale to trochę za mało. Bo panteon ludzi ważnych dla regionu jest dłuższy. To i Wilhelm Szewczyk, ale i Kazimierz Kutz, którego PiS szczególnie nienawidzi. No i Jerzy Ziętek, wielki wojewoda, wielki gospodarz! A Edward Gierek, który uczynił z Górnego Śląska najlepiej funkcjonujące województwo? A potem przeciągał Polskę na Zachód? A inni wybitni gospodarze, jak chociażby Ryszard Dziopak, twórca i wieloletni dyrektor FSM w Bielsku-Białej? Ja wiem, że Bielsko-Biała to już nie Śląsk, ale też wiem, ile miasto mu zawdzięcza… PiS tych wszystkich wybitnych ludzi chciałoby skazać na zapomnienie. Bo nie są z prawicy, bo „kojarzą się z komunizmem”, bo „budowali komunizm”. To jest bzdurny argument. To argument wbrew historii, służy tylko polityce historycznej rządzącej partii. To argument kolonialny. Rozum i przyzwoitość nakazują go odrzucić. W Warszawie, w samym centrum, mamy plac Starynkiewicza, na cześć carskiego prezydenta miasta, Rosjanina. Dlaczego? Bo był wybitym włodarzem, bo Warszawa wiele mu zawdzięcza. Dlaczego więc carski namiestnik może mieć swój plac w Warszawie, a swoich ulic, placów i pomników nie mogą mieć Ziętek, Gierek czy Wilhelm Szewczyk? Dlaczego mieszkańcy Śląska nie mogą ich honorować? Przecież pracowali dla swojego regionu, dla Polski, oddali tej pracy najlepsze zdolności. Bo ta Polska była Ludowa? Przepraszam, tata Jarosława Kaczyńskiego też pracował dla Polski Ludowej, nie spiskował bynajmniej, uczył na politechnice, wyjeżdżał na kontrakty do Libii. Mama Jarosława też pracowała dla Polski Ludowej, badała twórczość socjalistycznych pisarzy. Też nie walczyła z ustrojem. Podobnie możemy pisać o rodzicach i dziadach niemal wszystkich polityków rządzącej prawicy. Najwyższa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 35/2019

Kategorie: Publicystyka