Czy wszystko jest zawsze inaczej?

Czy wszystko jest zawsze inaczej?

Na przełomie roku dotarło do mnie, jak wiele oczywistych „prawd” o postaciach czy wydarzeniach nie tak odległych, sprzed 30-40 lat, opuściło status „oczywistości” na rzecz „było jednak inaczej”. Moje rozumienie świata zmienia się nawet nie tyle pod wpływem przyswajanych nowych faktów, ile raczej wraz ze zmianą ich ocen i analiz w formie tekstów. Ostatnio było podobnie. Końcówka 2023 r. i początek 2024 upłynęły mi pod znakiem lektury m.in. tych trzech książek. Pierwsza to „Na Szewskiej” Cezarego Łazarewicza – reporterskie śledztwo historyczne wokół śmierci Stanisława Pyjasa, krakowskiego studenta związanego z ówczesną opozycją. Śmierć tę, głównie dzięki impetowi interpretacyjnemu jego przyjaciela Bronisława Wildsteina, przypisano Służbie Bezpieczeństwa, co stało się powodem radykalnego zaktywizowania politycznego środowiska studenckiego. Łazarewicz ze skrupulatną dociekliwością chyba ostatecznie obala tę wersję. Druga książka to „Nie nasz papież” Mirosława Wlekłego – napisany z chłodnym dystansem, doskonale udokumentowany portret Jana Pawła II, niemożliwy wcześniej do pokazania obraz papieża jako polityka, uzależnionego od polityki USA, od własnej, antysoborowej, konserwatywnej optyki i antykomunizmu, człowieka o osobowości autorytarnej i o bardzo ograniczonej możliwości rozumienia skomplikowanego świata. Kogoś, kto wykorzystywał hierarchów kościelnych – drapieżców seksualnych i przestępców – do swoich operacji finansowych, w tym wsparcia podziemia solidarnościowego. I książka trzecia – opublikowana w rocznicę śmierci Jerzego Urbana biografia autorstwa Doroty Karaś i Marka Sterlingowa. Opowiadając całą historię jego życia i kariery dziennikarskiej, faktycznie dokonują oni fundamentalnej reinterpretacji oceny „rzecznika stanu wojennego”. Pokazują na jego przykładzie nie tylko pasjonującą historię prasy XX i XXI w., ale przede wszystkim kreślą zniuansowany, uczciwy portret osobowości nietuzinkowej, wybitnej, przekornej aż poza dopuszczalne granice, przenikliwej, odważnej i intelektualnie fascynującej. Te trzy książki są de facto wywróceniem na nice „dogmatów oczywistości” politycznego świata opozycji solidarnościowej, która po 1989 r. przejęła zasadniczo stery władzy w Polsce. Odczarowanie śmierci Pyjasa, zdesakralizowanie i obnażenie słabości politykierskiego wymiaru funkcjonowania papieża Polaka, oddanie sprawiedliwości demonizowanej przez dekady postaci Jerzego Urbana – wszystko to powinno, bo mogłoby, rozwinąć dogłębną i autokrytyczną debatę o umiejętności, lub raczej jej braku, rozumienia polskiej historii najnowszej. Ukazanie się i lektura tych książek każe mi zadać sobie pytanie o zdolność zajmowania krytycznej postawy wobec teraźniejszości. Latami byłem przekonany, że Pyjas padł ofiarą mordu politycznego, papież, nawet gdy definitywnie rozstałem się z jakąkolwiek formą wiary religijnej, wciąż wydawał się ważny, uznanie dla Jerzego Urbana, po apogeum niechęci, na granicy z nienawiścią, z lat 80., wymagało ode mnie jeszcze sporo czasu. Dziś te kwestie nie budzą ani moich emocji, ani potrzeby dyskutowania o nich, ten obraz stał się pełniejszy, spójny, bardziej racjonalny. Może to po prostu służąca ocenie moc upływającego czasu, która przynosi dystans, pozwala zdjąć ograniczające klapki z oczu? Dzisiaj myślę, że fałszywa interpretacja śmierci Pyjasa przyniosła istotny i wartościowy impuls polityczny, że rozwiane złudzenia co do papieża i jego roli, znaczenia i wyjątkowości – po prostu znalazły swoje miejsce na cmentarzysku fałszywych oczekiwań i bezpodstawnych uwielbień, a to, że Jerzy Urban odzyskuje należne mu miejsce w panteonie polskiego dziennikarstwa, przyszło, podobnie jak tamte dwie historie, za późno. Zastanawiam się i niepokoję, dlaczego nie potrafiliśmy wcześniej wydać z siebie takich odkoloryzowanych ocen. Gdzie się podziała krytyczność i zauważanie sygnałów ostrzegawczych? Na ile wciąż jesteśmy zanurzeni w fałszywej ocenie naszego czasu? Zimny pot mnie oblewa, kiedy dociera do mnie, czy aby nie jest możliwa inna ocena Jarosława Kaczyńskiego, pisowskich mediów i prezydenckich szpagatów prawniczych. Uspokajam się jednak. Wygranie wyborów przy 70-procentowej frekwencji w niczym nie przypomina stanu wojennego. Model propagandowego skonstruowania przekazu mediów za PiS zostawił w tyle osiągnięcia dawnej propagandy. Wśród funkcjonariuszy medialnego frontu nie ma nikogo, kogo można postawić obok Jerzego Urbana. A Jarosław Kaczyński? Dobrze, że jeszcze w czasie, w którym odgrywa realną rolę w polskiej polityce, ujawniła się jego autorytarna, prowincjonalna, ograniczona technologia sprawowania władzy. Na odczarowanie w długiej kolejce czeka jeszcze polska opowieść o ekonomii i mam nadzieję,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2024, 2024

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz