Dlaczego wygrał?

ZAPISKI POLITYCZNE

W obliczu klęski pan Marian stoi samotnie i żałośnie na pobojowisku. Jego dwór mówi cynicznie – nie ma go co żałować, zasłużył sobie na swój podły los.

Wpierw próbowali pomóc Krzaklewskiemu. Nie szczędzili na­wet różnych mniejszych i większych świństw, byle tylko piękny Maryjan wygrał. Natomiast teraz, gdy już definitywnie przegrał, okazał się jedynym winnym. Pastwią się więc nad nim jego wczorajsi adoratorzy i czynią go odpowiedzialnym za totalną klęskę prawicowego obozu rządzącego – bo to nie sam pan Marian, lecz cały obóz poniósł sromotną porażkę, czego spraw­cy klęski albo nie są w stanie zrozumieć, bądź brak im odwagi cywilnej, by chociaż część wi­ny za katastrofę prawicy wziąć na siebie. Gdyby Krzaklewski wygrał lub przegrał mniej spek­takularnie, byłoby wielu ojców takiego niespodziewanego sukcesu. W obliczu klęski pan Ma­rian stoi samotnie i żałośnie na pobojowisku. Jego dwór mówi cynicznie – nie ma go co żało­wać, zasłużył sobie na swój podły los.

Panowie i panie z prawicy, opamiętajcie się! Przegraliście wszyscy razem. Wszyscy ponosicie odpowiedzialność za tę klęskę o starym rodowodzie. Od kilku lat bardzo źle rządzicie Polską. Na­sze państwo rozpada się w waszych rękach. Łapczywie sięgnęliście po wszystkie co lepsze i bar­dziej odpowiedzialne stanowiska w kraju i obsadziliście je przypadkowymi ludźmi, prawie zawsze bez kwalifikacji, a bardzo często bez elementarnej uczciwości. Nieustannie wyśpiewujecie bzdur­ną piosenkę, iż musicie płacić za bolesne dla społeczeństwa, lecz konieczne cztery reformy. Praw­da jest inna. Płacicie za spartolenie tych reform, których równoczesne wprowadzanie było również dowodem waszej nieudolności w administrowaniu krajem.

Zostaliście, państwo prawicowcy, znienawidzeni przez społeczeństwo nie tylko za brak podsta­wowych kwalifikacji do sprawowania rządów w Polsce. Wy nawet liczyć nie potraficie, macie kło­poty z dodawaniem i odejmowaniem, jak tego dowodzi afera z pomyłką przy kalkulowaniu kosz­tów Karty Nauczyciela. By pokonać tę kolosalną przeszkodę intelektualną wystarczyła umiejęt­ność zwykłego dodawania i odejmowania, może chwilami należało jeszcze coś pomnożyć lub po­dzielić. Był to za duży wiatr na waszą wełnę. A może polskiej prawicy nie wolno stawiać aż tak wiel­kich wymagań. Dodawanie, odejmowanie, a jeszcze mnożenie i dzielenie – Boże, jakie to skom­plikowane trudności mnożycie przed nami!

Najśmieszniej zachowała się Unia Wolności, ogłaszając triumfalnie swoje epokowe zwycięstwo. Oto nie uczestnicząc w wyborach i nie wystawiając swego kandydata, wygrała je na potęgę, bo ci, co uzyskali sporo głosów, propagowali zasady Unii Wolności. Mrożek i Ogórek – razem wzięci – nie wymyśliliby czegoś tak komicznego, a Unia Wolności swoim udziałem w koalicji AWS-UW też ma spory udział w klęsce prawicy.

Najgorsze, co zrobiliście ludziom wspólnym wysiłkiem, to ta niezliczona mnogość krzywd wyrzą­dzonych pojedynczym ludziom i całym rodzinom. Nazywałem tę barbarzyńską działalność połą­czonych sił prawicy rzezią kadr. Coś podobnego zafundowali nam komuniści w kilka lat po wojnie, gdyż w pierwszej chwili byli jeszcze tolerancyjni wobec starych fachowców, chyba że uznawali ko­goś za groźnego wroga klasowego. Zwykli wrogowie mogli pracować nawet w urzędach państwo­wych. Prawica od początku trzebiła kadry państwowe z ludzi podejrzewanych o wiedzę i umiejętności. Trzeba też od­dać sprawiedliwość Unii Wolności, że sama, jako taka, nie krzewiła barba­rzyństwa kadrowego, tyle że je tolero­wała, na ogół milcząco.

Podobnych świństw prawica nawyprawiała dosyć wiele i to za nie, a nie za nieudolność wyborczą pana Mariana – społeczeństwo polskie wystawiło rachunek.

Na prawicy też trafiali się tu i ówdzie – myślę o władzach – ludzie przyzwoici i rozumni. Byłbym niesprawiedliwy, gdybym współpracując z nimi przez kilka ostatnich lat, nie dostrzegał ich dobrej woli i wysokich kwalifikacji. Byłoby nieszczęściem dla Polski, gdyby – prawdopodobnie zwycięża­jąca w najbliższych wyborach parlamentarnych – lewica powtórzyła czystki kadrowe oraz inne świństwa rządzącej jeszcze prawicy.

Obowiązkiem tych, co wygrają, będzie pilna likwidacja partyjnego państwa, jakie panoszy się w Polsce od kilkudziesięciu lat. Przedwojenna Polska też była krajem partyjnej władzy idiotów, z mądrymi wyjątkami. Potem zapanowała komuna. Partyjniactwo było jej religią. Pisano o nim grube tomy teore­tycznych rozpraw, a społeczeństwo polskie płaciło wyso­ką cenę za nieudolność partyjnych bonzów. Z tej nienawi­ści do nich wzięło się te, tak szybko zmobilizowane, dzie­sięć milionów członków „Solidarności”.

Podobnie teraz. Ogromny elektorat Aleksandra Kwa­śniewskiego to nie jakaś bliżej nieokreślona lewica, bo ta­kiej w skali masowej w Polsce jeszcze nie ma. Popierają go ludzie ufający, że Polska pod jego prezydenturą prze­stanie być partyjną jaczejką, lecz stanie się domem wszystkich Polaków.

Byłoby także dobrze dla odległej zapewne przyszłości, gdyby prawicowe elity przestały zwalać winę za klęskę wyborczą na Mariana Krzaklewskiego, lecz by nabrały odwagi i wzięły sporą część winy na siebie – bo, powta­rzam – to nie nasz, ongiś związkowy kolega Marian Krza­klewski, mało poradny w dziele administrowania krajem naukowiec z Gliwic, poniósł druzgocącą klęskę w wyborach, ale wotum nieufności otrzymała cała prawicowa eki­pa władzy z Unią Wolności włącznie.

Ktoś zapyta, czy to takie ważne – to ustalanie, kto prze­gra. Zajmuję się polityką, i dla mnie, i dla wielu jeszcze in­nych ludzi ważne jest, byśmy potrafili dobrze rozumieć otaczającą nas rzeczywistość. Jeśli nie potrafimy nazwać po imieniu panoszącego się zła ustrojowego, jeśli nie po­stawimy sobie – jako jeden z najważniejszych celów spra­wowania władzy przez lewicę – tworzenie sprawiedliwe­go państwa, nasze potencjalne zwycięstwo szybko za­mieni się w realną klęskę kraju. Warto pamiętać o tym, jak bardzo bezlitosne są mechanizmy ustrojowe. Same z sie­bie nie wytwarzają poprawek czyniących dany ustrój przyjazny ludziom. Tę przyjazność trzeba tworzonemu na nowo państwu narzucić. Ludzie władzy muszą lubić swo­je społeczeństwo. Nasza prawica nie lubiła obywateli Pol­ski. Aleksander Kwaśniewski głośno mówił, że lubi ludzi – dlatego wygrał!

12 października 2000 r.

Wydanie: 2000, 42/2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy