Dlatego trzeba…

Dlatego trzeba…

A street armband seller and a group of pedestrians on 18 Zamenhofa Street (probably) in the ghetto, summer 1941. Note two advertising plaques on the wall in the background – for Senior Medic (starszy felczer) named J. Singer and for typewriting services (address given – 18 Zamenhofa Street, flat no. 38). Imperial War Museums – IWM / Willi Georg / Heinrich Joest / Mariusz Gasior

– Czy ty zdajesz sobie sprawę, co to jest Treblinka? – zapytałem. – To obóz zagłady. Tam już piece i gaz nie wystarczają Siedziałem sam w pustym pokoiku Stefana. Jeszcze przed dwoma dniami było tu pięć osób. Franka, dziesięcioletni Musio, jakiś gimnazjalny profesor matematyki, pianista Karol, Halina. W dzień siedzieli na podłodze pod otwartym oknem, rozmawiali szeptem, czytali. Sąsiedzi z naprzeciwka mogli godzinami patrzeć, co się w pokoju dzieje, widzieli tylko mnie, czytającego przy stole lub jedzącego śniadanie czy obiad. Na kolację okna zasłaniało się przeciwlotniczym papierem, zapalało światło i wtedy siedzący pod okiennym parapetem mogli wstać i rozprostować kości. Cisza bezwzględna obowiązywała jednak przez 24 godziny… Ktoś zapukał do drzwi. Dwa krótkie uderzenia, jedno dłuższe, dwa krótkie, jedno, dwa krótkie, jedno dłuższe. W drzwiach stał Stefan. – Co tu tak pusto? – Wczoraj rano zaczepił mnie w bramie dzielnicowy. Spytał, czy to ja mieszkam na piątym piętrze. Odpowiedziałem, że tak, a na to on: „Panie, zrób pan tam u siebie porządek. Sąsiedzi się skarżą. Usuń pan to…”. A ja: „Tak jest, panie władza. Jutro będzie czyściutko, że palce lizać, dziękuję za zwrócenie mi uwagi”. – Ilu miałeś wtedy ludzi? – Pięcioro. – No i co? Rozrzuciłeś? – Tak. Trochę na łapu-capu, ale wszyscy cali i zdrowi. – A gdzie ty masz te swoje meliny? – Nie twoja sprawa. – Ale dzielnice możesz powiedzieć. Czasem taka ogólnikowa informacja może się przydać… – Dwie na Czerniakowie, na Jasnej, Grochowie, nawet w dzielnicy niemieckiej, Śródmieście. – Nielicho! A co jedzą? – Niektórzy mają trochę forsy, to im kupuję. Ale wiesz co, Stefciu, skoro już mówimy o żarciu, to mam dla ciebie smutną wiadomość. – Co się stało? – Jerzy Karol, ten pianista, Halina, no i jeszcze parę osób, nie wyłączając mnie, zżarliśmy ci cały twój zimowy przydział kartofli… – Rany boskie! Przecież tam było z 50 kilo! – Ale policz, ile narodu będzie cię dobrze wspominać! – No i co mam teraz powiedzieć na tę aprowizacyjną wiadomość? – Ja to bym wiedział, co powiedzieć – odezwałem się z udanym zamyśleniem. – No to pies wam wszystkim mordę lizał! – skomentował sprawę Stefan. – Amen! – zakończyłem rozmowę na tematy aprowizacyjne. Stefan usiadł na łóżku i w zamyśleniu rozglądał się po pokoju. Widać było, że jest gdzieś daleko, za zainteresowaniem sprawami aprowizacyjnymi starając się ukryć prawdziwy cel swojej wizyty. Zbliżył się do okna i rozejrzał po podwórku. – Śmierdząca sytuacja – powiedział. – Temu dzielnicowemu ktoś tę robotę nadał, i to jakaś wsza z tego domu. Może te dwie lalunie z parteru? – Wykluczone. Dzielnicowy we własnej dzielnicy do burdelu nie chodzi. – To kto? – Zagraj w orła i reszkę. – Masz rację, nie czas teraz dociekać kto. Ważne, że mają cię na muszce. A swoją drogą ten dzielnicowy to porządny chłop, musisz się urywać. – To nie problem. Ale szkoda lokalu. – A czapy ci nie szkoda? – Też racja – burknąłem. Stefan znów zaczął chodzić po mieszkaniu. Machinalnie poprawił serwetkę na stole. Pstryknął parę razy palcami w wiszące nad kuchnią garnki, poprawił stojące przy stole krzesło. – Słuchaj, Kondek, sprawa jest poważna. Szkopy cholernie nadepnęli mi na odcisk. Więc nie pajacuj i dobrze się zastanów, zanim coś powiesz. – Słucham? – Masz jakieś dotarcie na Umschlagplatz? – Nie. – Wiesz, dokąd idą transporty? – Wiem tyle albo niewiele więcej co inni, podobno do Treblinki. – Czy stamtąd ktoś już wrócił? Czy można się dowiedzieć, co się tam dzieje? – Słyszałem o takich, co tam byli. Pojechali jako pomocnicy maszynisty parowozu. Szczegółów nie znam, ale wiem, że sprawa jest beznadziejna. – Powiedz mi tylko, czy wiesz, jacy ludzie tam się wybrali. Idzie mi o to, czy chłopaki z ikrą. – Bo ja wiem? Zdaje się, że jakiś inżynier, jakiś handlowiec. – Toś mnie trochę pocieszył. – Ale powiedz wreszcie, o co idzie! Wypytujesz, a nie mam pojęcia, do czego zmierzasz. – Wczoraj w czasie akcji policja żydowska wygarnęła Chaima. – Jeśli wczoraj, to być

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2019, 2019

Kategorie: Historia