Z lubelskiej ulicy zniknęło nazwisko Lucyny Hertz – żołnierki 1. Armii WP, która zmarła z ran odniesionych podczas powstania warszawskiego „Krwi przelanej za ojczyznę nie wolno w żaden sposób dzielić i nie wolno dzielić tych, którzy za nią polegli” – te słowa padły w roku 2017 z ust prezydenta Andrzeja Dudy podczas uroczystości ku pamięci żołnierzy 1. Armii Wojska Polskiego, walczących przeciw Niemcom podczas II wojny światowej. W tym samym czasie, gdy prezydent oddawał polskim żołnierzom teatralny hołd, jego sojusznicy polityczni burzyli poświęcone im pomniki i zmieniali nazwy upamiętniających ich ulic. Wszystko na podstawie tzw. ustawy dekomunizacyjnej. Ten kontrowersyjny akt prawny, który rzekomo dotyczył symboli totalitaryzmu, od początku jest wykorzystywany do usuwania z przestrzeni publicznej znacznie szerszej kategorii postaci. Z Otwocka na Sorbonę Ofiarą dekomunizacji padają też żołnierze tzw. Ludowego Wojska Polskiego. Twórcy ustawy przekonywali, że każdy przypadek będzie skrupulatnie badany, a każdy życiorys poddawany dokładnej analizie. W rzeczywistości jednak zmiany przeprowadza się masowo, a Instytut Pamięci Narodowej za symbol totalitaryzmu uznaje niemal każdą osobę związaną z ruchem komunistycznym. Przywołajmy tu sprawę Lucyny Hertz, żołnierki 1. Armii WP, zmarłej z ran odniesionych podczas powstania warszawskiego, której nazwisko zniknęło w roku 2017 z jednej z lubelskich ulic. Zdominowana przez PiS i PO rada miasta decyzję tę podjęła niemal jednogłośnie, po otrzymaniu odpowiednich instrukcji z IPN. Zmiana wyszła zresztą naprzeciw żądaniom lokalnych środowisk prawicowych. Już wcześniej wskazywały one, że Hertz, jako „aktywistka Komsomołu”, nie zasługuje na miejsce na mapie miasta. Wkrótce dekomunizatorzy poszli o krok dalej. Pisowski wojewoda zadecydował o zmianie nazwy ulicy 1. Armii WP, potępiając tę formację jako „przybudówkę Armii Czerwonej”. W ten sposób dekomunizacja w wydaniu lubelskim zmieniła się w deptanie pamięci o żołnierzach, którzy pod biało-czerwonym sztandarem przelewali krew w boju z niemieckim okupantem. Lucyna Hertz urodziła się w roku 1917, w rodzinie żydowskiego rzemieślnika z Otwocka. Bardzo wcześnie zafascynował ją komunizm. Już w wieku 15 lat trafiła do nielegalnej organizacji działającej w jej gimnazjum. Bez wątpienia stała się ideową komunistką, szczerze wierzącą w możliwość realizacji w Polsce haseł równości i sprawiedliwości społecznej. Gdy więc w roku 1935 rozpoczęła studia biologiczne na Uniwersytecie Warszawskim, związała się z akademicką grupą komunistyczną Życie. Na utrwalenie przekonań Lucyny Hertz wpływ miała antysemicka atmosfera połowy lat 30. Rozgorzała wtedy dyskusja nad wprowadzeniem na uczelniach gett ławkowych, mających odseparować studentów żydowskiego pochodzenia. Dochodziło do inspirowanych przez nacjonalistyczną prawicę antysemickich zamieszek. W obronie żydowskich studentów występowała lewica, w tym ruch komunistyczny. Lucyna Hertz, osobiście zagrożona polityką etnicznej dyskryminacji, wielokrotnie brała udział w akcjach przeciwko gettom ławkowym. W 1937 r. zdecydowała się na wyjazd do Francji, gdzie udało się jej dostać na studia chemiczne na paryskiej Sorbonie. Wcześniej bezskutecznie ubiegała się o przyjęcie na ten kierunek na UW. W Paryżu jednym z jej wykładowców był znany z lewicowych poglądów Frédéric Joliot, zięć Marii Skłodowskiej-Curie. I tu angażowała się w działalność polityczną, uczestnicząc m.in. w akcjach pomocowych na rzecz Republiki Hiszpańskiej, walczącej wówczas z puczystami gen. Franco. Dywersantka Wybuch II wojny światowej zastał ją w Warszawie, dokąd przyjechała w trakcie przerwy wakacyjnej. Z falą uchodźców dotarła do Lwowa, który w międzyczasie znalazł się pod okupacją radziecką. Dla Żydówki było to jak wybór między życiem a śmiercią. W strefie niemieckiej byłaby narażona na prześladowanie, a radzieckie władze umożliwiły jej kontynuowanie studiów chemicznych na Politechnice Lwowskiej. Nic dziwnego, że Lucyna Hertz odnalazła się w nowej rzeczywistości i szybko wstąpiła do Komsomołu – młodzieżowej organizacji komunistycznej. Gdy w czerwcu 1941 r. Związek Radziecki został zaatakowany przez III Rzeszę, Lwów wpadł w ręce niemieckie i stał się areną antysemickich pogromów. Lucyna Hertz znów znalazła się w ciągnącej na wschód fali uchodźców. Dotarła aż nad Wołgę, gdzie imała się różnych zajęć. Była sanitariuszką, pomagała przy żniwach, tępiła szczury, w kołchozie pod Astrachaniem pracowała jako rybaczka, a w kołchozie pod Stalingradem jako traktorzystka. Front jednak ciągle się zbliżał. Latem 1942 r. Niemcy przypuścili atak na Stalingrad. Lucyna Hertz znów musiała









