Potrójna klęska

Potrójna klęska

Tyle lat wojny przetrwać cało i bez uszczerbku, a teraz u brzegu taka straszliwa katastrofa, i to dzięki nieopatrznej decyzji ambitnych wojskowych


W dniach obchodów kolejnej rocznicy upadku powstania warszawskiego, określanego w polityce historycznej prawicy i IPN jako moralne zwycięstwo, nie da się zrywu warszawiaków nazwać inaczej niż potrójną klęską. Polityczną, militarną, ale przede wszystkim ludzką!

Od wielu już lat podczas uroczystości upamiętniających powstanie rzadko mówi się o jego bilansie. A jest on przerażający. W czasie powstania zginęło 180 tys. cywilów i ok. 2 tys. powstańców. Po stronie niemieckiej zginęło 1570 żołnierzy, a prawie 5 tys. zostało rannych. To są dane z meldunku gen. Ericha von dem Bacha, wysłanego 5 października 1944 r. do Himmlera. Niektórzy historycy piszą, że ofiar cywilnych było mniej, od 120 tys. do 150 tys., ale znając skrupulatność Niemców, trzeba ich dane uznać za wiarygodne.

Na to, co Niemcy zgotowali warszawiakom, jest tylko jedno określenie – ludobójstwo. Było ono dokładną realizacją rozkazów Hitlera i Himmlera. Ten pierwszy na wieść o wybuchu powstania wydał rozkaz zniszczenia stolicy Polski i wymordowania jej ludności. Himmler natomiast przekazał ten rozkaz niemieckim dowódcom w Warszawie w sposób niepozostawiający wątpliwości, co trzeba zrobić z warszawiakami i ich miastem: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

Niemieckie szwadrony śmierci dokonywały mordów na cywilach, wyciągając z mieszkań całe rodziny, od starców po niemowlęta. Zabijano, nie oszczędzając nikogo, dom po domu, ulica po ulicy, szczególnie 5 i 6 sierpnia 1944 r. Po rozstrzelaniach palono domy, nierzadko wraz z żywymi ludźmi, nie pozwalając im opuścić budynków. Na Woli zamordowano w różny sposób ok. 50 tys. osób, często umierały one w męczarniach. Eksterminacją kierował SS-Gruppenführer Heinz Reinefarth. Nigdy za to nie został ukarany, po wojnie był burmistrzem kurortu Westerland na wyspie Sylt w Szlezwiku-Holsztynie, posłem do Landtagu.

W obecnej polityce historycznej nie podnosi się stosunku warszawiaków do powstania. Warto więc zapoznać się z dziennikiem Antoniego Mieczkowskiego i raportem mjr. Tadeusza Wardejn-Zagórskiego „Gromskiego” adresowanym do szefa Biura Informacji i Propagandy KG AK płk. Jana Rzepeckiego „Sędziego”.

Dokumenty pochodzą z wydanego przez PRZEGLĄD pięcioksięgu „Zakłamana historia powstania”.

Paweł Dybicz


19 sierpnia
Godz. 19.15

(…) Cała ta katastrofa wywołana niefortunnym porywem „kilka dni za wczesnym”, jak łagodnie piszą angielskie pisma. Musi być taki pogląd wśród ogółu ludności, bo dzisiejsza ścienna gazetka wojskowa „Warszawa Walczy” zwalcza piwniczny defetyzm i usprawiedliwia wybuch powstania przewidzianymi zarządzeniami władz niemieckich zabrania z Warszawy 100 tys. mężczyzn na roboty za pomocą łapanek i blokad, zniszczenia elektrowni, gazowni, fabryk itd.

Jeżeli chodzi o zniszczenia, to nawet jednej trzeciej obecnych zniszczeń by nie było. A z tymi mężczyznami, to w obecnej sytuacji Niemców brzmi to mocno nieprawdopodobnie – 100 tys. ludzi to co najmniej 2 tys. wagonów, do wyłapywania tych ludzi trzeba by co najmniej dywizji wojska czy SS.

A zresztą – od czego dyplomacja? Niemcy dobrze wiedzieli o istnieniu Armii Krajowej i panicznie bali się powstania. Postawienie im ultimatum, iż w razie zabierania ludzi i niszczenia miasta będzie powstanie, a jak będą grzeczni, damy im wyjść spokojnie, miałoby prawdopodobnie skutek. Armia nasza, jako army in being (ang. armia na papierze), byłaby dla nich bodaj groźniejszą niż po wkroczeniu do akcji, czym obnażyła swoją zbrojeniową nędzę.

Zresztą mogła być w pogotowiu i w razie wrogich wystąpień Niemców uderzyć na nich. Ale przecież ostatnie tygodnie lipca to była niemal idylla w Warszawie. Niemcy wiali bez bagaży, żadnych łapanek nie było, aresztowania osłabły, nasi też dali spokój zamachom. Hasło dnia było: „Stać nas na to, aby ich nie wpuścić”! Wygląda to raczej na to, że nasi dali się sprowokować elementom bojowym, a naszym, może chcącym się popisać swą pracą i wyszkoleniem, może w ten dziecinny sposób wpłynąć na moskiewskie pertraktacje?

3 września
Godz. 17.30

Coraz gorszy pesymizm nas ogarnia; sytuacja Warszawy wprost potworna. Z dzisiejszego „Robotnika”, gdzie pierwszy raz opisany był nasz odcinek jako „Drogie Powiśle”, widać, że jak dotychczas jesteśmy bodaj w najlepszej sytuacji z całej Warszawy.

Przychodząc z piwnic i schronów zadymionego Śródmieścia, oddycha się tu pełną piersią – przestrzeń, zieleń, Wisła, działki z pomidorami. A to Śródmieście wydaje się znowu przybyszowi ze Starego Miasta rajem w porównaniu z tym, co oni tam przeżywali.

Ludzie tak stłoczeni w podziemiach i schronach, jak w tramwaju – nawet usiąść trudno! I w tych warunkach trwać całymi tygodniami – przecież to męczarnie nie do opisania! A na zakończenie wszystkiego oddziały nasze musiały się jednak z ruin Starówki wycofać, zabierając „część ludności”, czyli że przypuszczalnie prawie wszyscy zostali na łup Niemcom i w najlepszym razie czeka ich Pruszków i roboty! I po to takie straszne ofiary, zupełne zniszczenie wszystkich wielowiekowych pamiątek, nawet Kolumna Zygmunta runęła – symbol tragicznego upadku Warszawy!

Zakłamana historia powstania
w naszej księgarni

A wszystko dlatego, żeby przez parę tygodni blokować Niemcom drogę przez most Kierbedzia na zachód i północ – drogę niezbędną dla ich odwrotu! I za tę złośliwość, która zresztą Rosjanom niewiele pomogła, zapłacono tak straszną cenę. Teraz zaś, po upadku Starego Miasta, Niemcy zabiorą się kolejno do innych dzielnic. Całe rano dzisiaj, aż do spadnięcia deszczu, krążyły co godzinę samoloty nad miastem i waliły bombę za bombą. (…)

Szansa przetrzymania przez nas cało tej awantury zmniejsza się z każdym dniem. Tyle lat wojny przetrwać cało i bez uszczerbku, a teraz u brzegu taka straszliwa katastrofa, i to dzięki nieopatrznej decyzji ambitnych wojskowych i polityków! Przecież zupełnie wyraźnie powstanie miało nie tylko dokuczyć Niemcom, ale i zamanifestować wobec Sowietów naszą niezależność im na złość, więc skąd teraz pretensje i niewczesne żale na brak pomocy?

Informacja oficera łącznikowego przy KG mjr. „Gromskiego” dla „Sędziego” z 22 VIII 1944 r.

Z polecenia Generała1 piszę w sprawie odmiany pewnych akcentów naszej propagandy, która musi być oparta o spostrzeżenia wysunięte w meldunkach informatorów II-ki2.

Podaję tekst tych spostrzeżeń:

(„Hipolit”3): „Przedłużenie się okresu walki powoduje powoli, lecz systematycznie przypływ elementu rozumowania w ocenie sytuacji i w związku z tym w zachowaniu się ludności. Entuzjazm okresu początkowego zaczyna być niejedynym czynnikiem. Czas powoduje u poważnego odłamu społeczeństwa nawrót do analizy podstaw i przyczyn wybuchu [powstania], każąc poważnie zastanowić się nad możliwościami wyjścia z sytuacji”.

„Koniunktura w związku z pewnością przyjścia bolszewików jest również czynnikiem, który powoduje zmiany w rozumowaniu społeczeństwa”. „Zasada wymyślania na Sowietów z równoczesnym żarliwym oczekiwaniem ich przyjścia jako jedynego wyjścia z walki zawiera w sobie pewną wewnętrzną sprzeczność. Sytuacja ta jest sprytnie wykorzystywana przez tych, którzy przygotowują się do współpracy z bolszewikami (PAL i AL)”.

(„Hipolit”) z dnia 20 VIII 44 r.: „Nastroje społeczeństwa uległy ostatnio pogorszeniu. Wpływa na to przedłużanie się akcji, wyczerpanie żywności, duże ilości spalonych domów i wędrówki pogorzelców”.

„Dużą podporę znajdują czynniki PPR w dużej rzeszy nowego proletariatu, utworzonego z ludzi, którzy utracili wszystko mienie i dach nad głową. Ludzie ci będą podatni na hasła obiecujące podział majątku posiadaczów4, będąc przy tym rozgoryczeni na »sprawców«5 ich nieszczęścia”.

Tyle było punktów zakreślonych w sprawozdaniach, które – mimo żądania oddania ich na nasz użytek – polecono mi zwrócić (załączam po targach o ich wydanie – PS. „Gromski”).

Wyobrażam sobie, że chodzi tutaj o następujące postulaty:

1) Wytłumaczyć ludziom, że gdyby Niemcy przygotowywali Warszawę do obrony, jak np. Tarnopol lub Kowel6, wtedy byliby zniszczyli wszystko, całe miasto, a ludność wypędziliby na zachód. Straty byłyby jeszcze większe zarówno w ludziach, jak i w majątku;

2) Należy złagodzić propagandę wobec bolszewików i wykazywać tylko najbardziej rażące ich kłamstwa i obłudy. Podkreślać, że walka o Warszawę dała już przed światem dowód praw naszych do samodzielności i samostanowienia, co byłoby potrzebne dla poparcia naszych postulatów. Wskazaliśmy też na dobrą wolę współpracy z Sowietami i raz jeszcze swe antyniemieckie stanowisko. Walkę w tym sensie wygraliśmy!

Przybycie bolszewików do Warszawy jest tylko „mechanicznym” wyzwoleniem nas od Niemców, podczas gdy duchowo już wyzwoliliśmy się przez sam akt walki.

3) Starać się przez maksimum prawdy, bez bujania prasowego osiągnąć odgrodzenie oddziałów wojskowych od defetystycznych nastrojów społeczeństwa starszego. Można tej młodzieży przypomnieć, jak od dawna wyrywała się do walki i nie chciała zrozumieć, że to nie będzie zadanie łatwe. Dziś – musi przetrwać i nie poddawać się nastrojom starszych.

„Gromski” mjr dypl.

Fot. PAP


1 Bora-Komorowskiego.

2 II Oddziału KG AK, wywiadu.

3 Bernard Michał Zakrzewski, szef Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu w Oddziale II KG AK.

4 Czegoś takiego nie zawierał program PPR.

5 Tych, którzy podjęli decyzję o powstaniu.

6 W okolicach tych miast i o nie same (zwłaszcza o Tarnopol) toczyły się zacięte walki, ale nic nie wiadomo, by w podobny sposób Niemcy mieli bronić Warszawy. Wydaje się, że Niemcy prawidłowo oceniali, że ACz będzie chciała zająć Warszawę poprzez okrążenie. Co też nastąpiło.

Wydanie: 2022, 41/2022

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy