El Dorado, polowanie na legendę

El Dorado, polowanie na legendę

Jacek Pałkiewicz na tropie zagadki Inków Żar lejący się z nieba obezwładnia, paraliżuje ruchy. Koszula lepi się do pleców, pot wymieszany z repelentem drażni oczy. Nabrzmiałe wilgocią powietrze, wypełnione zapachem butwiejących roślin, dławi, odbiera oddech. Jesteśmy oblepieni mokrą, ciepłą watą. Lecz ta wata ciąży i dusi. W głowie kołacze jedynie myśl o odpoczynku, a zmęczenie łatwo przeradza się w agresję. – Oh, fuck! Fuck! – klnie z pasją Siergiej. Przed chwilą wsparł się nieostrożnie o ciernisty pień palmy chonta. Teraz wyciąga z łapska kilkucentymetrowe kolce. Chwila ciszy i następne przekleństwa atakują uszy. To drugi z Siergiejów -„Hiper”. Nieostrożnie nastąpił na zwalone w poprzek ścieżki drzewo i utknął po kolana w jego spróchniałym wnętrzu. (…) Nikomu podczas marszu nie chce się rozmawiać. To wybija z rytmu, zabiera płucom tlen. Za plecami słyszę ciężki oddech Siergieja, przede mną świszcze maczeta, którą idący na czele kolumny machetero wycina przejście w zwartej ścianie zieleni. Człapiemy gęsiego, z trudem wyrywając nogi z błocka. Nasiąknięte wodą buty wciąż zaczepiają o ukryte w poszyciu pędy roślin, każdy krok jest okupiony tytanicznym wysiłkiem. Gęste pnącza tarasują drogę, broniąc dostępu w głąb puszczy. Kolczaste gałęzie łapią za ubrania, ostre liście tną skórę. A w tym klimacie każde zadrapanie jątrzy się i długo nie chce goić. Chmary dokuczliwych insektów nie dają chwili wytchnienia. Potrafią wkłuć się nawet przez ubranie, wywołując swędzenie oraz drobne infekcje. Bezlitośnie i boleśnie gryzą nas czerwone mrówki. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze spadają z gałęzi wprost za kołnierz. Wydaje się, że natura i klimat sprzymierzyły się ze sobą, aby utrudnić białym intruzom wniknięcie w ten najsłabiej spenetrowany region naszej planety. Wszystko wokół jest istnym królestwem przemocy. Liany i fikusy śmiertelnym uściskiem opasują drzewa, pnąc się w górę do światła, a na leżących na ziemi powalonych starością pniach wyrastają grzyby o metrowej średnicy. (…) Ktoś powiedział, że człowiek w wilgotnym lesie równikowym przeżywa dwie radosne chwile. Pierwszą, kiedy realizując marzenia, zanurza się w ten świat dzikiej przyrody, i drugą, gdy wyczerpany konfrontacją z bezlitosną naturą, insektami, malarią i własnymi słabościami, powraca z ulgą do cywilizowanego świata. Uwielbiamy majestat dżungli, lecz napełnia nas przerażeniem. Dlatego tubylcy mawiają: „Bogowie są potężni, ale potężniejsza i okrutniejsza jest dżungla”. (…) Chociaż z bezchmurnego nieba płynie światło, tutaj – pod gęstym, zielonym baldachimem – człowiek czuje się niczym w mrocznej świątyni. Gdy wchodzimy na zalaną słońcem polankę, muszę zmrużyć odwykłe od światła oczy. Ktoś próbuje napić się wody ze strumienia, ale natychmiast wypluwa, bo ciecz ma smak przegniłych pomyj. A pić się chce nieustannie w tym pociętym stromymi jarami terenie, wyciskającym z ciała ostatnie poty. Selva alta – górski las równikowy – wysysa z nas siły, gdy na stromych zboczach pokrytych śliskimi korzeniami drzew wciągamy bagaże, a potem ostrożnie opuszczamy je w dół. Jeden nieuważny krok może przedwcześnie zakończyć wyprawę. Poprzedniego dnia indiański tragarz potknął się i z okrzykiem przerażenia zjechał po mchu kilkadziesiąt metrów w dół, obijając się i tłukąc o korzenie. Upadek mógł się skończyć skręceniem karku. Nawoływaliśmy go, lecz nie odpowiadał, a gęste krzaki porastające wąwóz zasłaniały widok. Zanim zdążyłem obwiązać się liną i zejść do niego, oprzytomniał i o własnych siłach wspiął się na górę. Po przygodzie pozostało mu kilka zadrapań, siniaków, rozerwane spodnie i żal po zgubionym w gąszczu nożu. Kilkadziesiąt tysięcy kilometrów kwadratowych „zielonego piekła”, górskie ostępy wschodniego przedgórza Andów peruwiańskich i dorzecze, przez które się przedzieramy, ochrzczono imieniem Madonny, matki Boga – Madre de Dios. To przekorna nazwa, bo o tej niegościnnej krainie Bóg dawno chyba zapomniał. Dżungla pełna jest pułapek, chorób, dzikich zwierząt, groźnych insektów, lecz dobrze przygotowany podróżnik, wyposażony w odpowiedni sprzęt i obeznany z technikami survivalu, radzi sobie z zagrożeniami, jeśli umie rozpoznawać liany zawierające wodę pitną, wie, które dzikie owoce nadają się do jedzenia, zna sposoby znalezienia odpowiedniego kierunku marszu, budowy schronienia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2005, 2005

Kategorie: Książki