Faktura za Solidarność

Faktura za Solidarność

Mamy spory i boje o instytucje publiczne: TVP, Polskie Radio czy Muzeum II Wojny Światowej, o przedsiębiorstwa pod kuratelą państwa, takie jak Lotos, PGNiG, Polska Grupa Zbrojeniowa, Lasy Państwowe, czy o banki – w tym, o zgrozo, Narodowy Bank Polski. Zasadniczo jest w tych bataliach jeden cel i brak oporu – chodzi o synekury dla ludzi obozu obecnej władzy. Można ze smutkiem uznać, że nic nowego pod słońcem, jak Polska Polską proceder politycznych zawłaszczeń, podbojów, dzielenia łupów miał się dobrze, kwitł przez ostatnie 30 lat – choć PiS wyniosło ten mechanizm na niebotyczne szczyty za niewyobrażalne pieniądze. Niekiedy, gdy nie pojawia się realny powód przejęć, wśród argumentacji wypływa uzasadnienie „paraideowe”, polityczne, kulturowe, historyczne. Wielkimi słowami i patriotycznymi zaklęciami o repolonizacji, odzyskiwaniu, narodowej dumie i wymogach prawdziwej polskości próbuje się zamazać oczywistą motywację finansową. Do tych aktów wrogiego przejęcia dołączyła ostatnio, na razie nieudana, próba przejęcia, zneutralizowania, skontrollowania (od trollingu, tak, tak) gdańskiego Europejskiego Centrum Solidarności. ECS powstało dzięki zaangażowaniu i determinacji Pawła Adamowicza, zamordowanego przed miesiącem prezydenta Gdańska, i przy udziale innych instytucji, w tym kościelnych czy NSZZ Solidarność, a także ze wsparciem budżetowym Ministerstwa Kultury. Od ponad trzech lat ECS było solą w oku rządzących. Atakowano je i krytykowano. Do szturmu PiS przystąpiło teraz, kilka tygodni po tragicznej śmierci Adamowicza. Pod byle pozorem, a nawet nie dbając o pozory, obcięło zadeklarowaną dotację na funkcjonowanie ECS z 7 do 4 mln zł (czyli prawie o połowę). Wykorzystując doprowadzoną przez PiS do doskonałości przemocową technikę zarządzania kryzysem, w imieniu partii i resortu kultury minister Sellin zaproponował rozwiązanie problemu, który sam chwilę wcześniej stworzył, przez dokooptowanie do zarządzających ECS Kacpra Płażyńskiego, byłego kandydata PiS na prezydenta Gdańska, widowiskowo poległego w starciu wyborczym z Adamowiczem. Wszystko w celu wyrównania akcentów w narracji o Solidarności, oddania miejsca tym, którzy – wedle Sellina – w tej historii powinni być bardziej uwzględnieni (choć i dzisiaj są). Generalnie chodzi o osoby, w tym legendy Solidarności, które od lat wspierały PiS i „dobrą zmianę” – Annę Walentynowicz czy Joannę i Andrzeja Gwiazdów. Właściwie jednak nie chodzi mi o walkę mającą na celu oddanie ECS pod nadzór i kontrolę obozu rządowego. Społeczeństwo powiedziało jasno, co myśli o takim traktowaniu – w miejsce obciętych 3 mln w zbiórce publicznej w dwa tygodnie zebrano już 6 mln. Przy okazji tego przegranego spektaklu politycznego Jarosław Sellin wyrzucił z siebie uwagę o samej historycznej Solidarności, używając akurat tej pałki do przyłożenia ECS. Stwierdził on, że „lewicowość jest sprzeczna z Solidarnością” i że nie powinno być dla niej miejsca w ECS, tymczasem jest. Walka z tą tezą wyrażała się m.in. takim argumentem, że wyrzucałoby to poza Solidarność takie jej ikony jak Jacek Kuroń, Karol Modzelewski, Jan Józef Lipski, Piotr Ikonowicz, Ryszard Bugaj. Jakaś racja w tym jest, ale doprawdy fenomenu strajku robotników w Sierpniu ‘80 nie można sprowadzać do opowieści o „legendach”, bo te wspierały się na ramionach strajkujących robotników. Próba zawłaszczenia samej idei strajku jako nielewicowej formy oporu społecznego jest czymś, co dyskwalifikowałoby studenta pierwszego roku jakiegokolwiek kierunku humanistycznego. Nie dotyczy to wszakże ministra kultury, przez całe życie zaangażowanego w mniej lub bardziej prawicowo-konserwatywne formacje polityczne (w tym takie podklejone pod Solidarność w latach 80.). PiS, ale i pozostała polska prawica, Platformy nie wyłączając, przez swoją bezkrytyczną zapalczywość w uprawianiu i propagowaniu polityki historycznej wywraca faktyczną opowieść na nice i odwraca ją jak kota ogonem. Z całej historii odzyskania niepodległości z bezkompromisową zajadłością PiS wyrzuciło faktycznych autorów tego procesu – polskie socjalistki i socjalistów. W opowieści o oporze w czasie II wojny światowej wypromowało skrajne, nieliczne i często bandyckie formacje „żołnierzy wyklętych” (vivat Bronisław Komorowski za ustanowienie święta 1 Marca). Teraz zabrało się do Solidarności, masowego robotniczego ruchu związkowego, który stał się impulsem do zmiany politycznej w całym regionie. Lektura samych postulatów sierpniowych zadaje kłam insynuacjom (bo nie tezom nawet) Sellina i innych tego pokroju propagandystów. Karol Modzelewski, profesor historii, ale i autor pomysłu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2019, 2019

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz