Gambit Jaruzelskiego

Gambit Jaruzelskiego

13.12.81. Studio TV.Wojciech Jaruzelski ogląda nagrane wystąpienie o wprowadzenu stanu wojennego. Fot.NAC

Stan wojenny był wielką operacją, wojskową, policyjną, polityczną; wewnątrzpolską, i międzynarodową Wszystko narodziło się w mieszkaniu adm. Piotra Kołodziejczyka. Nie pamiętam dokładnie daty naszej rozmowy, to nieistotne, pamiętam treść. To była długa rozmowa. W pewnym momencie zapytałem admirała, co robił 13 grudnia. I niespodziewanie usłyszałem, że polska flota gotowa była do działań na Bałtyku, niektóre jednostki wyszły w morze. W pełni uzbrojone. Dlaczego? Jaki był w tym sens? Przecież Solidarności na Bałtyku nie było! Przed kim więc miała nasza marynarka chronić polskie wybrzeże? Od tego się zaczęło… Przez następne lata przy każdej nadarzającej się okazji zbierałem informacje o polskim wojsku w stanie wojennym. Było tego coraz więcej. Kolejne relacje i dokumenty odsłaniały inny świat. Dokumenty operacji „Karkonosze”, które prof. Jerzy J. Wiatr przywiózł z Pragi, pokazywały, że wokół Polski zgromadzone były wojska Układu Warszawskiego, gotowe do interwencji, z precyzyjnie wyrysowanymi planami, dokąd mają zmierzać, jakie rejony zajmować. Relacje gen. Franciszka Puchały, który w Sztabie Generalnym przygotowywał wojskowe plany stanu wojennego, były jak wyłożenie kart na stół. Bo każdy może się dowiedzieć, że wojsko wyszło z koszar, w pełnej gotowości bojowej, i skierowało się do rejonów ześrodkowania. Czyli tych, które według planów inwazyjnych miały zająć wojska Związku Radzieckiego, NRD i Czechosłowacji. Z kolei inne materiały pokazywały polityczną rozgrywkę, którą przyszło prowadzić Stanisławowi Kani i Wojciechowi Jaruzelskiemu, a potem już tylko Jaruzelskiemu. To była gra jak z najlepszego filmu sensacyjnego – nie tylko z Solidarnością, ale przede wszystkim z przywódcami ZSRR, a także z opozycją w PZPR, orientującą się na Moskwę, no i ze światem zachodnim. Tym światem – dodajmy – który uznawał, że Polska jest w strefie wpływów ZSRR. Nawet dziś, gdy czyta się relacje i dokumenty z tamtych lat, wieje grozą. W historii Polski Ludowej stan wojenny był więc jednym z najbardziej dramatycznych rozdziałów. Ale aż się prosi zapytać, jaki rozdział by się otworzył, gdyby stan wojenny nie został wprowadzony. Niestety, dla działań Jaruzelskiego istniała tylko jedna alternatywa. Tak uważał nie tylko generał, był to również pogląd najbardziej wpływowych ówczesnych polityków – Helmuta Kohla, François Mitterranda, Alexandra Haiga… Gambit Jaruzelskiego. Ostatnia tajemnica stanu wojennego Roberta Walenciaka w naszej księgarni W Polsce jest natomiast inaczej. Pokonana w roku 1981, a zwycięska w roku 1989 Solidarność narzuciła Polakom swoją interpretację stanu wojennego, swoją opowieść. Jestem daleki od twierdzenia, że ta opowieść jest nieprawdziwa. Kłopot w tym, że jest pisana tylko z jednej perspektywy i czarno-biała. I że została nam narzucona. Cały propagandowy aparat państwa nad tym pracował. Dodam do tego jeszcze jedno – najwybitniejsi działacze Solidarności, ci z najmocniejszym kręgosłupem i – tak się składa – ci, co najmocniej ucierpieli w czasach Polski Ludowej, najdłużej siedzieli w więzieniach, z reguły od tych czarno-białych klisz się dystansują. Ale stanowili oni i stanowią szlachetną mniejszość. Dominuje w opowieściach o 13 grudnia język wypominania doznanej krzywdy i moralnego szantażu. Rok w rok. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedź dał już Karol Marks – bo to zwycięzcy piszą historię. Ale oprócz potrzeby uwiecznienia emocji tamtych dni istniała jeszcze inna potrzeba – legitymizacji nowej władzy, tej po roku 1989. Solidarność legitymizowała się także poprzez zohydzanie Polski Ludowej, poprzez odbieranie ludziom związanym z tamtym systemem prawa do patriotyzmu, do szacunku. Ta aberracja w największym stopniu dotknęła czas stanu wojennego. To fascynujące – stan wojenny był akceptowany przez mniej więcej połowę Polaków, pokazywały to i zachowania ludności, i sondaże. Przede wszystkim jako przerwanie postępującego rozpadu państwa. Ludzie karnawałem Solidarności byli coraz bardziej zmęczeni, wielu jego koniec przyjęło z ulgą. Refleksja, że wojska państw Układu Warszawskiego stały u bram i ich interwencja zakończyłaby się krwawą jatką, raczej nie była w tym przypadku dominująca. Zerknijmy zresztą do sondaży. Jesienią 1981 r. wojsko było instytucją, która cieszyła się największym zaufaniem Polaków. W listopadzie 1981 r. aż 93% ankietowanych przez OBOP mówiło, że ma zaufanie do wojska. To był absolutny rekord. Pół roku później wynik był słabszy – zaufanie do wojska deklarowało „tylko” 85%. Co warte zauważenia,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 51/2021

Kategorie: Historia