Głos przeciw Polsce policyjnej!

KALENDARZ POŚCIGU ZA UKŁADEM
Minęło 740 dni od rozpoczęcia pościgu za układem!
a „UKŁADU” ANI ŚLADU, zaś o nowym GADU, GADU!

Kiedy w roku 1990 jechałem z premierem Tadeuszem Mazowieckim na spotkanie we Wrocławiu, to na przedmieściach czekał na nas samochód w znanych niebieskich barwach, ale z boku miał napis „Policja”. To był pierwszy samochód, który w Polsce przemalowano z milicji na policję, a to dlatego, że dzień wcześniej Sejm uchwalił rządowy projekt ustawy likwidującej milicję i ustanawiającej policję. Podobno przemalowywano samochód w nocy, żeby premierowi sprawić przyjemność. I sprawili nam ogromną przyjemność, byliśmy wzruszeni, bo wtedy słowo policja było synonimem normalnej służby strzegącej ładu publicznego w wolnym, demokratycznym państwie prawa. Milicja zaś postrzegana była jako „bijące serce PZPR”, jako narzędzie trzymania społeczeństwa w ryzach przez partyjną dyktaturę.
Od dwu prawie lat, od wygrania braci Kaczyńskich w wyborach niektóre skojarzenia z PRL-owską milicją jakby się przenosiły na obecną rzeczywistość, choć akurat najmniej w odniesieniu do samej policji, bardziej natomiast w odniesieniu do całej struktury państwowej, a najbardziej w odniesieniu do prokuratury i tak zwanych służb specjalnych. Od dwu lat państwo w swoich działaniach nie daje świadectwa, że jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, za to nader często pokazuje, że jest dobrem jednej partii, jej przywódcy i ewentualnie, pośrednio, dobrem wyborców tej partii, tak długo, jak długo na nią głosują. W układzie politycznym, który istniał przez ostatnie dwa lata, Jarosław Kaczyński był wodzem partii, szefem rządu, szefem swojego brata, formalnie prezydenta, dyktatorem większości sejmowej trzymanej batem wcześniejszych wyborów i samego Sejmu za pośrednictwem partyjnego podwładnego, marszałka Ludwika Dorna. Czegoś takiego w Polsce po roku 1989 nie było, podział władzy, podstawa demokracji, przestał funkcjonować.
Gdyby ten układ trwał, to ta ogromna, niebezpieczna dla wolności obywatelskich kumulacja władzy by się powiększała, bo przejęty zostałby i podporządkowany władzy Trybunał Konstytucyjny, a poprzez już robioną reformę sądownictwa podporządkowane zostałoby ono prokuratorowi generalnemu, zwanemu dziś niezbyt trafnie ministrem sprawiedliwości. W dalszej kolejności – jestem tego pewien – mielibyśmy poskramianie mediów prywatnych, bardzo nielubianych przez Kaczyńskich za ich „nieobiektywność”. Atak byłby pod hasłem poprawy jakości mediów i bezstronności i uderzałby we właścicieli stacji, a dopiero poprzez nich w dziennikarzy. Na końcu mielibyśmy odpowiednie zmiany w mechanizmie wyborczym, aby władza wracała w ręce opisanego tu układu bez względu na życzenia wyborców.
Ten niebezpieczny układ pękł wskutek nieudanej prowokacji mającej usunąć z koalicji niewygodnych wodzowi liderów, głównie Leppera, przy zachowaniu w niej całkowicie ubezwłasnowolnionych partii satelickich. Waga obecnych wyborów, bardzo ważna dla przyszłości Polski, także dla jej roli, a może i obecności w Unii Europejskiej, polega na tym, czy na gruncie formalnie demokratycznego państwa my, wyborcy, dobrowolnie, odtworzymy system kierowniczej roli jednej partii w państwie, czyli coś spokrewnione z PZPR, tyle że prawicowe, nacjonalistyczne i deklaratywnie katolickie, zamiast lewicowego, też nacjonalistycznego i deklaratywnie marksistowskiego. Czy skorzystamy z okazji i odeślemy ów groźny twór do lamusa, uniemożliwiając PiS zdobycie monopolu władzy, a tym samym zamykając drogę prowadzącą do ukształtowania państwa podejrzliwości i domniemywania winy. Państwa, w którym wszyscy możemy być podejrzanymi, podsłuchiwanymi, obserwowanymi. I państwa, które prędzej czy później znajdzie się na zupełnym marginesie Unii Europejskiej albo poza nią.
Głównym pytaniem, przed którym stajemy dziś jako wyborcy, jest pytanie następujące – CHCEMY CZY NIE CHCEMY POLSKI POLICYJNEJ? Bo Polska z taką koncentracją władzy, jaką opisałem, i z ludźmi na jej czele o takich obsesjach, podejrzliwości, namiętnościach podsłuchowych, śledczych i prokuratorskich będzie stawała się Polską policyjną, „państwem zamordystowskim”. I to nie będzie tak, że owa „policyjność” ograniczy się do Warszawy i nielubianych elit, których tropienie może się nawet temu czy owemu podobać z zawiści. Ta „policyjność”, na zasadzie, że przykład idzie z góry, pójdzie w dół, aż do gmin. I jeśli ktoś podpadnie PiS-owskiemu notablowi albo czyjeś dziecko dziecku tegoż notabla, to odczuje na własnej skórze, co znaczy państwo o zmonopolizowanej władzy na służbie podejrzliwości, mściwości i śledczych paranoi jako filozofii rządzenia. Nie dajmy PiS monopolu władzy. Ta partia, pod tym kierownictwem, bo nie sama partia, jest niebezpieczna dla naszych wolności, których tak długo nie mieliśmy. Niech nie rządzi, a jeśli już, to niech rządzi z partnerem, którego nie zdominuje. Jej pełna władza to największe zło. Jeśli nie mamy partii, która nam odpowiada, a nie chcemy Polski policyjnej, głosujmy na partie będące dla nas „mniejszym złem”; na Platformę Obywatelską albo na Lewicę i Demokratów, bo one na pewno wejdą do Sejmu, a więc głos na te partie nie będzie stracony.
„Nie rydzykujmy. Idźmy na wybory urna nasza mać!”.

 

Wydanie: 2007, 42/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy