Leszek Kołakowski w żartobliwej formie przepowiedział, jaka będzie polityka partii prawicowych, i jeśli nie trzymać się literalnie tekstu, trzeba przyznać, że w zasadzie trafił w sedno. Olszewicy i kaczyści – którzy wtedy występowali pod innymi nazwami – najpierw unieważnią Okrągły Stół i tak pokierują polityką historyczną, że w Polsce znowu zapanuje komunizm. Wtedy oni wywołają powstanie warszawskie i bohatersko obalą władzę PZPR. Warszawę odbudują czysto po polsku, bez dekretów Bieruta. Filozof nie doczekał czasu, gdy się okazało, że drugi komunizm nie tak łatwo ustępuje z placu, jak by się chciało. Ukrył się pod pozorami III RP i dalej robił swoje. Atoli znalazł się sposób na jego knowania. 38-procentowy suweren wziął sprawy w swoje ręce i krok po kroku dekomunizuje wszystko, zaczynając od Trybunału Konstytucyjnego, a na zmianie nazw ulic i uliczek, będących punktami oporu upartego komunizmu, bynajmniej nie kończąc. Walka trwa nadal. Dziennikarz z gazety „Le Figaro”, który przyjechał do Polski sprawdzić plotki rozsiewane przez Komisję Europejską, a szczególnie komisarza Timmermansa, stwierdził na miejscu, że komisarz nie ma racji ani prawa wtrącać się w sprawy należące do kompetencji polskiego suwerena, a już w szczególności przeszkadzać mu w usuwaniu sędziów komunistów. Ilu ich było w sądownictwie PRL? Z pewnością nie większość, z pewnością mniej niż połowa, a z większą ścisłością to się już nie da ustalić. Ktoś powie: zależy, co się rozumie pod słowem „komunista”, w Polsce jest ono bardzo nieścisłe. Ale właśnie we Francji jest definiowane lepiej niż gdziekolwiek na świecie. W przeciwieństwie do „faszyzmu” i „rasizmu”, którymi Francuz posługuje się z taką dowolnością jak Polak „komunizmem”. Było to gdzieś w latach 70. Na zaproszenie Akademii Sztuk Pięknych przyjechał artysta amerykański. Już dobrze zaznajomiony z nim mój przyjaciel powiedział mu, że jest zastępcą przewodniczącego Związku Plastyków. Amerykanin szeroko otworzył oczy i niemal zawołał: „Więc ty jesteś komunistą?”. Śmieliśmy się z naiwności, ignorancji Amerykanina. Na Zachodzie wyobrażano sobie, że w bloku komunistycznym tylko komuniści mogą pełnić role prezesów, kierowników czy sędziów. Wnioskowanie o faktach na podstawie znaczenia słów. Znawca komunizmu i Rosji nazwiskiem Alain Besançon, intelektualnie wyrafinowany i autentycznie uczony, zaraz po przejęciu władzy w Polsce przez Solidarność podburzał swoich przyjaciół z kół już rządzących do przeprowadzenia surowej dekomunizacji. Tymczasem jakieś dwa, trzy lata przed zmianą ustroju, poznawszy w Warszawie różne środowiska i po rozmowie z samym Andrzejem Werblanem, stwierdził był ze zdziwieniem i oznajmił, że w Polsce nie ma komunistów! Nie było ich, a potem dla kogoś, komu marzył się terror antykomunistyczny, się znaleźli. Nie pamiętam daty, ale było to pod koniec „komuny”. Zatelefonował do mnie w nocy mający dyżur w drukarni redaktor „Tygodnika Powszechnego” Jacek Rakowiecki z informacją, że cenzura żąda wykreślenia w moim artykule zdań o takiej oto treści: „Komuniści w PZPR stanowią nikłą mniejszość i nawet w Komitecie Centralnym nie znajdują się w większości”. Zadzwoniłem do szefa krakowskiej cenzury (albo on do mnie), który był moim dobrym kolegą ze studiów, ale nic nie wskórałem, bo utrzymywanie pozorów partii komunistycznej było podobno wymogiem „racji stanu”. Od 1956 r. komunizm w Polsce był ciągle uszczelnianą fikcją, a realna polityka musiała uprawiać grę z tym pozorem. Ciekawy jestem, co wyniknie z tego, że partia PiS wytworzyła swój świat fikcji i w nim, że się tak wyrażę, pracuje. Ta polityka historyczna, ci „żołnierze wyklęci”, ten „komunizm” poupychany po sądach, uliczkach i nie wiadomo gdzie jeszcze, ta Rosja, co robi manewry, żeby z marszu najechać Polskę – wszystko to i cała podobna reszta są to bzdury, za które trzeba będzie zapłacić, tak jak tamci za fikcję komunizmu zapłacili w końcu bezradnością intelektualną w godzinie próby. Pierwszą drukowaną moją pracą akademicką była mała recenzja dotycząca zagadnienia „walki o uznanie”. Hegel, Hobbes, Machiavelli i inni filozofowie twierdzili, że w walce politycznej nie chodzi o nagą władzę, ale o prestiż, uznanie przez drugą stronę. Polityka PiS jest w tak wielu punktach oderwana od rzeczywistości, ponieważ kaczystom nie tyle chodzi o cieszenie się, satysfakcję z posiadania władzy, ile o odrobienie strat prestiżowych poniesionych przy Okrągłym Stole, gdzie cały splendor zwycięstwa nad PRL, „komunizmem” przypadł partii Geremka, Kuronia, Michnika. Oni imitują w istocie to, co się stało (to „obalenie”), ale żeby ukryć imitacyjny charakter swojego „antykomunizmu”, dodają do niego więcej









