Indie skręcają w prawo

Indie skręcają w prawo

Na ostrym zakręcie indyjski pociąg wyborczy wyrzucił nie tylko centrowy Kongres, ale i lewicę Korespondencja z Delhi Z okładki opiniotwórczego tygodnika „Open” („Otwarty”) przez wyborcze konfetti spogląda Narendra Modi, 14. premier Indii, którego Indyjska Partia Ludowa (BJP) uzyskała samodzielną większość w Lok Sabha, niższej izbie parlamentu, zdobywając 282 mandaty. W Indiach ostatni raz jedna partia zwyciężyła z taką przewagą 30 lat temu, po zamachu na premier Indirę Gandhi. Partia Kongresowa i jej ówczesny przywódca, Rajiv Gandhi, syn Indiry, na fali współczucia zdobyli aż 414 mandatów. W 2014 r. Kongres został zredukowany do ledwie 44 posłów. Tytuł w powyborczym magazynie „Open”, „Triumf woli”, obwieszczał nową erę Modiego. Silnego, charyzmatycznego polityka, który podczas kampanii wyborczej przemierzył 300 tys. km, wziął udział w 430 wiecach i miał 5,8 tys. publicznych wystąpień. „Był własnym Michałem Aniołem, rzeźbiącym osobistą mitologię do perfekcji. Był Boswellem (wybitny biograf), piszącym własną legendę w duchu swoich czasów”, nie szczędził komplementów S Prasannarajan, redaktor naczelny „Open”. „W piątek (16 maja, gdy ogłoszono wyniki wyborów – przyp. red.) triumfujący Modi napisał pierwszy rozdział nowych Indii i jego imię uzyskało status przymiotnika opisującego naród, który wziął historyczny prawy zakręt”, wywodził, podkreślając, że koalicja BJP z końca lat 90. była tylko krótką przerwą w długim, centrowo-lewicowym marszu Indii. Jeszcze tego samego dnia w indyjskiej blogosferze zaczęły krążyć przeróbki okładki tygodnika „Open” z „Triumfem woli” Modiego i nazistowskiego filmu propagandowego Leni Riefenstahl, „Triumph des Willens”. Zbieżność i wymowa tytułów były tak uderzające, że nawet sztabowcy BJP łapali się za głowę. – To było zupełnie niepotrzebne – mówi z niedowierzaniem Vishal Sharma, zarządzający grupą analityków BJP. – Cała kampania Modiego skupiała się przecież na programie ekonomicznym, na merytorycznej dyskusji. Podziały religijne zeszły na dalszy plan – przypomina. Pogrom w Gudżaracie Antymuzułmańskie poglądy nowego premiera, które porównywano do antysemityzmu Hitlera, były Modiemu wytykane przez Partię Kongresową oraz działaczy indyjskich organizacji praw obywatelskich. Przypominali oni, że Narendra Modi winny jest co najmniej grzechu zaniechania podczas pogromu muzułmanów w 2002 r. w stanie Gudżarat, gdzie przez 12 ostatnich lat był premierem. W czasie masakry, której biernie przyglądała się lokalna policja, zginęło około tysiąca osób (inne szacunki mówią o 2 tys.). Zamieszki wywołało podpalenie 27 lutego 2002 r. pociągu pełnego hinduskich pielgrzymów wracających do Gudżaratu z Ajodhji, gdzie 10 lat wcześniej członkowie hinduistycznych bojówek VHP i RSS zrównali z ziemią meczet Babri (miał jakoby powstać w XVI w. na ruinach świątyni boga Ramy). Śledztwo przeprowadzone przez portal CobraPost.com ujawniło, że nie było to spontaniczne zachowanie tłumu, ale dokładnie przygotowana akcja. W pociągu spłonęło żywcem 59 osób, w większości tzw. kar sewaków, wolontariuszy VHP. Modi i działacze BJP, ściśle powiązanej z bojówkami VHP i RSS, oskarżyli o podpalenie terrorystów pracujących na rzecz Pakistanu i sprzyjających im lokalnych muzułmanów. Już dzień później zaczął się pogrom muzułmanów w Ahmedabadzie oraz w innych miastach i wsiach Gudżaratu. – To była zorganizowana akcja bojówek hinduistycznych – twierdził Mukul Sinha, jeden z najbardziej znanych prawników prowadzących sprawy muzułmanów przeciw rządowi Gudżaratu. – Cały plan, gdzie uderzyć, broń, miecze, haki, były wcześniej przygotowane, a bojówkarze tylko czekali na pretekst – podkreślał. Pogrom uznawany jest za jeden z najbardziej brutalnych w najnowszej historii Indii. Świadkowie opisują masowe gwałty i podpalenia (ofiary zmuszano do wypicia benzyny). Ciężarnym kobietom rozcinano brzuchy, obcinano piersi i wykrawano nożami symbole religijne. 12 lat po tych wydarzeniach żadna z komisji nie ustaliła jednoznacznie, kto stał za podpaleniem pociągu wiozącego hinduskich pielgrzymów i pogromem muzułmanów w Gudżaracie. Wyniki śledztw zależały od tego, która partia, BJP czy Kongres, powoływała śledczych. Co prawda, skazano kilkaset osób za morderstwa podczas zamieszek, ale nie było wśród nich ani polityków BJP, ani wysokich rangą działaczy bojówek VHP i RSS. Dla wyborców był to wystarczający argument, żeby nie zawracać sobie głowy Gudżaratem.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 24/2014

Kategorie: Świat