Ja, człowiek lewicy – rozmowa z prof. Andrzejem Mencwelem

Ja, człowiek lewicy – rozmowa z prof. Andrzejem Mencwelem

Gdy słyszymy „PRL”, „Polska Ludowa” – pejoratywna intonacja rozstrzyga o znaczeniu. Czy można samą intonacją załatwić prawie pół wieku egzystencji 30-milionowego narodu? Prof. Andrzej Mencwel – profesor w Instytucie Kultury Polskiej na Wydziale Polonistyki UW. Historyk i antropolog kultury, eseista, krytyk. Wydał m.in. książki „Stanisław Brzozowski. Kształtowanie myśli krytycznej”, „Etos lewicy. Esej o narodzinach kulturalizmu polskiego”, „Przedwiośnie czy potop. Studium postaw polskich XX wieku”, „Wyobraźnia antropologiczna”. Rozmawia Robert Walenciak Czuje się pan człowiekiem lewicy? – Tak. To niemodne. – Nie szkodzi. W moim wieku już o modę nie chodzi. Mówi się też, że naukowiec powinien być zdystansowany, niezaangażowany. – Naukowiec najpierw jest człowiekiem i obywatelem. Oczywiście jestem zwolennikiem dystansu, więc mówiąc, że jestem człowiekiem lewicy, zaznaczam, że nie jestem aktywistą politycznym, bo to inny sposób bycia. Także prowadząc zajęcia na uczelni, nie ukrywam swojej postawy ideowej, ale poglądy polityczne zawieszam. Mówię otwarcie: z mojej perspektywy przekształcenia społeczne są ważniejsze od przekształceń politycznych. Myślę, że to uczciwe stawianie sprawy. Ujawniony subiektywizm jest najlepszym obiektywizmem. Świecę i bronię Człowiek jest zwierzęciem stadnym, więc mówiąc głośno, że jest pan na lewicy, zapisuje się pan do „gorszego” stada. Poza tym ich, tych po drugiej stronie, jest więcej. – Nie mam poczucia, że zapisuję się do gorszego stada. Mam poczucie, że to, iż jestem intelektualnie i ideowo identyfikowany, raczej umacnia moją pozycję niż osłabia. I świeci pan oczami za Polskę Ludową. – Świecę i nie świecę. Bo będąc krytyczny, muszę mówić: zaraz, a skąd się wziął ten film, teatr itd.? Redukcja polityczna zjawisk jest zawsze fałszerstwem. Rzeczywistość jest bogatsza od wszelkich redukcji. Powinniśmy więc odnosić się krytycznie do systemu politycznego, aczkolwiek i on ewoluował, i nie jest rzeczą błahą, że w Polsce po roku 1956 tzw. autonomia sztuki, twórczości, także naukowej, była większa niż w jakimkolwiek innym kraju tzw. demokracji ludowej. Kształciłem się w tamtej epoce i miałem poczucie uczestnictwa w humanistyce europejskiej, a nie jakiejś azjatycko-stalinowskiej. Broni pan tych wszystkich sekretarzy, ubeków… – Nie! Bronię, proszę pana, mego ojca, który był bezpartyjnym rzemieślnikiem, można wręcz powiedzieć – antypartyjnym. W Jeleniej Górze, od roku 1945 do 1948 był szefem rzemiosła, w 1947 r. Popiel (Karol Popiel – prezes założonego w 1937 r. Stronnictwa Pracy, którego pierwszym liderem był Wojciech Korfanty. Po wojnie SP wznowiło działalność w Polsce, współpracując z PSL. W lipcu 1946 r., wobec infiltrowania SP przez agentów UB, Popiel zawiesił działalność Stronnictwa i wyjechał z Polski do USA – przyp. RW) przyjeżdżał do niego i namawiał do startu w wyborach do Sejmu. Stronnictwo Pracy zostało rozpędzone… – A ojciec był represjonowany, ale zawsze uważał, że zagospodarowanie ziem zachodnich jest elementarnym obowiązkiem Polaka i wszystkie siły należy temu poświęcić. Niezależnie od tego, czy rządzą ci czy inni. Moja siostra, która mnie wychowała, jest honorowym obywatelem miasta Żary, przepracowała kawał życia w Polsce Ludowej, była jedynym bezpartyjnym dyrektorem szkoły. O, pewnie zawarła po drodze wiele kompromisów! Ale szanują ją tam. Takich ludzi były miliony. I im należy oddać honor. Dlaczego mają być potępiani? Skąd te pomysły? Historiografia, którą dziś się uprawia, która nie widzi złożoności tamtego okresu, za jakiś czas będzie tyle warta co historiografia z lat 50. o Polsce międzywojennej. Co mówią media Jest szansa, że to się zmieni? – To musi się zmienić. Nie można nihilizować całej rzeczywistości tamtego czasu. Muszą w końcu nastąpić normalne interpretacje historyczne i związane z tym normalne oceny historyczne, które różnicują postawy, pytają, jakie były rachuby, jakie możliwości, co zostało stracone, co uzyskane… Jakie były marzenia… – Jaka była rzeczywistość i w jaki sposób w tej bardzo trudnej rzeczywistości pojawiały się nie tylko artystyczno-kulturalne osiągnięcia – np., o czym dowiedziałem się niedawno, prawo zezwalające państwu na chłostanie służby zniesiono dopiero w 1946 r. Proszę pomyśleć, co takie prawo oznacza i skąd pochodzi! Ale przecież ten mainstream, który mamy w mediach, redukuje PRL do najprostszych schematów, w najlepszym wypadku – do niemówienia o niej. – Mainstream medialny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2012, 2012

Kategorie: Wywiady