Na 19 kwietnia Jean-Luc Mélenchon zapowiada Wielki Wiosenny Marsz przeciwko liberalnym reformom Emmanuela Macrona Podczas ubiegłorocznych wyborów prezydenckich Jean-Luc Mélenchon zrobił wrażenie na europejskiej lewicy, zdobywając prawie 20% głosów. Krótko po wyborach jego lewicowo-populistyczna partia France Insoumise (Niepokorna Francja) stała się najbardziej widoczną opozycją wobec neoliberalnego rządu Emmanuela Macrona. – Pan Mélenchon nie potrafi się pogodzić z przegraną w wyborach prezydenckich i próbuje uprawiać politykę na ulicy. Poprzez demonstracje chce zdobywać kapitał polityczny dla własnych korzyści – grzmiał rzecznik prasowy rządu Benjamin Griveaux po największych w ciągu ostatnich lat protestach, które przetoczyły się przez kraj w marcu. „Macron, wybiła twoja godzina” – pod takim hasłem 22 marca w ponad 200 miastach odbyły się demonstracje związkowców przeciwko neoliberalnym reformom, m.in. planowanej prywatyzacji i rozbiciu na wiele przedsiębiorstw francuskich kolei (SNCF – Narodowego Towarzystwa Kolei Francuskich). Na ulice wyszli m.in. nauczyciele, pocztowcy, urzędnicy, kolejarze, emeryci i licealiści. Stanęła ponad połowa pociągów, odwołano jedną trzecią lotów. Tydzień przed planowanymi demonstracjami Mélenchon na swojej stronie internetowej zachęcał i mobilizował Francuzów: „22 marca to data oporu społecznego przeciwko polityce rządu. Kobiety i mężczyźni ze wszystkich sektorów kolei i służb publicznych toczą wspólną walkę. Obecny rząd demontuje służbę publiczną tylko po to, aby zastosować plan działania Komisji Europejskiej. Nie ma innego powodu jego decyzji. Związki zawodowe jednoczą się w działaniu. Wszyscy wiemy, że ich działanie jest podejmowane bezpośrednio dla dobra nas wszystkich i w interesie ogólnym. Wzywam więc wszystkich Francuzów, którym bliski jest program Niepokornej Francji, aby przyłączyli się do demonstrujących”. Choć France Insoumise nie ma wystarczającej liczby posłów, aby wywierać wpływ na prace Zgromadzenia Narodowego (17 deputowanych na ogólną ich liczbę 577), właśnie ten ruch z jego przewodniczącym wyrastają dzisiaj na głównego lidera opozycji społecznej przeciw rządom Macrona. Outsider z doświadczeniem Jean-Luc Mélenchon urodził się 66 lat temu w marokańskim Tangerze, w ówczesnej strefie międzynarodowej w Afryce Północnej, jako syn Francuza i Hiszpanki o pochodzeniu sycylijskim. Większą część dzieciństwa spędził właśnie w tym mieście, które przez lata przyciągało artystów i pisarzy z całej Europy i Stanów Zjednoczonych. – To było niesamowicie wielokulturowe miasto. Spędziłem tam fantastyczne chwile. Moi przyjaciele i ja mówiliśmy różnymi językami: arabskim, hiszpańskim, portugalskim, no i francuskim. Nauczyłem się tam tolerancji. Choć nie wszyscy nas lubili. Miejscowi uważali nas za kolonizatorów – mówił Jean-Luc w jednym z wywiadów, dodając, że Maroko jest dla niego szczególnym krajem. – Poniekąd zawsze czułem się trochę Marokańczykiem. Maroko wniosło szczególny wkład w kulturę śródziemnomorską. Nie da się zapomnieć o dawnym królestwie Maroka, jego kulturze, wielkich wpływach na całą cywilizację południa Europy, zwłaszcza Andaluzji. Państwo to było bardzo istotne dla śródziemnomorskiej tożsamości. W 1962 r. jego rodzina postanowiła opuścić afrykański kraj i przeniosła się do Francji, konkretnie do Normandii. Mélenchon wcześnie, bo już w 1970 r., zaangażował się w politykę, zapisując się do Partii Socjalistycznej. W 1986 r. jako utalentowany polityk został wybrany do Senatu, stając się najmłodszym członkiem izby wyższej. Jak zauważa Marie-Cécile Naves, politolożka i analityczka polityczna, Mélenchon lubi przedstawiać się jako outsider, ale w rzeczywistości jest politycznym weteranem. Przez lata wrażenie robił na nim François Mitterrand – pierwszy socjalistyczny prezydent V Republiki. W rządzie socjalisty Lionela Jospina w latach 2000-2002 był ministrem ds. szkolnictwa zawodowego. Dopiero po odsunięciu na boczny tor tego ugrupowania odszedł w 2008 r. z partii i założył własną – Partię Lewicy, flirtował także, z różnym skutkiem, z komunistami. Sześć lat temu po raz pierwszy wystartował w wyborach prezydenckich, uzyskując całkiem przyzwoity wynik 11,7%. Rok temu podwoił swoje poparcie, mało brakowało, a wszedłby do drugiej tury. Jak dziś tłumaczy, odszedł od socjalistów w proteście przeciwko otwarciu się partii na neoliberalizm. Mogłoby się wydawać, że zrujnował sobie karierę – lewa strona sceny politycznej była zagospodarowana głównie przez Partię Socjalistyczną i komunistów. Tymczasem










