Katar przeminął, bóle głowy pozostały

Katar przeminął, bóle głowy pozostały

Czeslaw Michniewicz, Trainer POL in the group C match POLAND - ARGENTINA 0-2 FIFA WORLD CUP 2022 QATAR Season 2022/2023, Nov 30, 2022 in Stadium 974 in Doha, Qatar. Photographer: ddp images / star-images,Image: 741550700, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: star-images / ddp images / Forum

Kolejni trenerzy mieli znikomy wpływ na postawę i sposób gry Lewandowskiego „Po 36 latach zagraliśmy w jednej ósmej finału mistrzostw świata, ale okrzyknięcie tego sukcesem byłoby gigantycznym błędem. Jeśli uznamy to za dobry udział w turnieju, to pogrążymy się w bylejakości na lata”, podsumował występ naszej reprezentacji w Katarze jeden z najlepszych piłkarzy w polskiej historii, Włodzimierz Lubański. Fatalny obraz zmagań grupowych (0:0 z Meksykiem, 2:0 z Arabią Saudyjską i 0:2 z Argentyną) nieco przesłoniły niezłe fragmenty potyczki z Francją, przegranej 1:3. Przedmundialowy tekst (PRZEGLĄD nr 41) zatytułowaliśmy „Bóle głowy przed Katarem” – Katar przeminął, ale bóle pozostały. Bojaźliwy kierowca futbolowego autobusu Zapowiedź tego, czego możemy się spodziewać po naszej drużynie, mieliśmy już w czerwcu tego roku – podczas rywalizacji w Lidze Narodów. Po brukselskich „bęckach” 1:6 z Belgią 8 czerwca Michniewicz z rozbrajającą szczerością wyznał na pomeczowej konferencji prasowej: „Powiedziałem drużynie, że ten mecz długo będzie siedział w naszych głowach. Musimy zapamiętać dobre momenty i to, jak gra przeciwnik na światowym poziomie. Zapłaciliśmy wysoką cenę za to, że chcieliśmy grać, a nie tylko wybijać. Momentami gra była dla nas po prostu za szybka”. Trzy dni później biało-czerwoni zmierzyli się na wyjeździe z ekipą Holandii i nawet prowadzili 2:0, jednak gospodarze potrzebowali zaledwie sześciu minut, by wyrównać. Remis 2:2 w Rotterdamie uznano za sukces, nie ukrywano zadowolenia, co mocno zdziwiło Louisa van Gaala: „Nie rozumiem, z czego oni tak się cieszyli. Trener i piłkarze podskakiwali. A przecież prowadzili 2:0 i nawet byli bliscy wygranej”. Selekcjoner Holendrów przyznał też, że jego zespół po raz pierwszy musiał grać przeciwko drużynie, która broniła się dziesięcioma zawodnikami. W piłkarskiej gwarze określa się to jako „stawianie autobusu”. Dla bardziej wnikliwych obserwatorów to, co działo się w Katarze, nie było więc żadnym zaskoczeniem. Cezary Kowalski z Polsat Sport napisał m.in.: „Po meczach z Meksykiem i Argentyną, w których zdobyliśmy jeden punkt, naród był zniesmaczony sposobem gry, mikroskopijną liczbą sytuacji do zdobycia gola, brakiem kreowania, wybijaniem piłki na trybuny czy »lagą« do przodu. Można zrozumieć, że mieliśmy grać »bezpiecznie« od tyłu, nie kombinować przesadnie przy wyprowadzaniu piłki z własnego przedpola, ale nie wierzę, że selekcjoner aż tak skutecznie wytrącił naszym asom ich oręż i tak bardzo wzięli sobie do serca jego »destrukcyjne« wskazówki, że nie byli w stanie wymienić między sobą kilku podań przed stratą piłki. I praktycznie nie próbowali oddawać strzałów na bramkę. To dobrze, że był plan i mimo archaicznej gry wypalił. Prawdą też jest, że liczy się dobry wynik, a nie to, co ludzie będą gadali na mieście, ale… na litość boską, w sporcie chodzi też o to, aby dało się go oglądać. I np. w pierwszym meczu z Meksykiem, kiedy zorientowaliśmy się, że rywal nie jest taki straszny, po prostu zagrać otwarcie o pełną pulę, wywalczyć sobie jakiś kredyt zaufania, bo przecież nie tylko punktowy? Trochę »pomęczyć bułę«, pograć defensywnie, ale od czasu do czasu ruszyć, pokazać, że chcemy i umiemy grać w piłkę. A tak, nasza ekipa od razu ustawiła się pod ścianą. Przeszacowaliśmy zespół »El Tri«. Wpadliśmy w jakiś dziwny dygot, byliśmy autentycznie stremowani. Przecież patrząc na Roberta Lewandowskiego, który wyrównywał oddech przed rzutem karnym, nerwowo unikał wzroku bramkarza rywali, było widać, że coś z nim jest nie tak. To nie był ten RL9, którym się zachwycamy”. Mamy prawo być zniesmaczeni, albowiem katarska impreza dowiodła, że rola selekcjonera zdecydowanie przerosła Czesława Michniewicza. Okazało się, że jest „synem stracha”, jak mawiają futboliści. Biało-czerwonej kadrze nie był i nie jest potrzebny bojaźliwy kierowca futbolowego autobusu. Dla porównania – starsi kibice doskonale pamiętają nasz pierwszy zwycięski (3:2) mecz z Argentyną w finałach mistrzostw świata w 1974 r. Niezapomniany Kazimierz Górski wielokrotnie powtarzał: „Jak się wychodzi na boisko bez chęci wygrania, to lepiej w ogóle nie wychodzić”. Pan Czesław (nadal jeszcze zwany selekcjonerem) dał sobie wmówić, że najważniejsze to pierwszego meczu nie przegrać, a reszta sama się ułoży… Wymownym dowodem rozchwianych koncepcji było wypuszczenie na murawę (po raz pierwszy) Kamila Grosickiego w 87. minucie spotkania z Francją. To posunięcie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 51/2022

Kategorie: Sport