Klonowanie

Kuchnia polska

Sklonowanie przez Jose B. Cibellego, Roberta P. Lanzę i Michaela D. Westa z Advanced Cell Technology w Massachusetts (USA) ludzkiego zarodka wywołało ogromne zaskoczenie i oburzenie w wielu środowiskach na świecie.
Co do mnie, nie jestem tym zaskoczony, o oburzeniu zaś – za chwilę.
Zaskoczeniem w tej sprawie mogło być bowiem tylko to, że pomimo potępień, ostrzeżeń, uchwał, a nawet ustaw zakazujących klonowanie komórek ludzkich, ktoś odważył się jednak na taki eksperyment, uwieńczony zresztą, jak można wnioskować, jedynie połowicznym powodzeniem (sklonowane komórki z Massachusetts dzielą się, jak dotąd, zbyt wolno).
Ale to właśnie, że zakazy i ostrzeżenia nie powstrzymały eksperymentatorów, wydaje mi się najmniej zaskakujące. Z całej historii nauki nie potrafię przypomnieć sobie ani jednego przypadku, aby jakiekolwiek zakazy prawne lub moralne zdolne były powstrzymać badaczy przed drążeniem eksperymentów, rokujących powodzenie i skłonić ich do zarzucenia badań lub konstruowania technologii, które są możliwe. Kiedyś zakazane było dokonywanie sekcji zwłok i jeszcze Rembrandt malował swoją „Anatomię doktora Tulpa” na jakimś zakazanym pokazie anatomicznym. Wiele ostrzeżeń towarzyszyło rozszczepieniu jądra atomowego i nawet Albert Einstein, dzięki któremu stało się to możliwe, wystosował w tej sprawie dramatyczny list do uczonych, zaklinając ich, aby porzucili tę pracę. Mimo to bomby atomowe wybuchły nad Hiroszimą i Nagasaki. Uważa się, że przykładem rozważnej ludzkiej wstrzemięźliwości w wykorzystywaniu zdobyczy naukowych w celach niszczycielskich, grożących także samozagładą, jest zakaz używania gazów bojowych, zastosowanych po raz pierwszy podczas I wojny światowej. Ale dzieje się tak wyłącznie dlatego, że gazy bojowe jako broń są niepraktyczne, grożąc także tym, którzy je rozsiewają. Podobnie rzecz ma się z bronią bakteriologiczną, której działanie trudno jest kontrolować, chociaż Al Kaida lub jacyś inni szaleńcy podejmują już w tej sprawie pewne próby. Człowiek zawsze zrobi to, co jest możliwe i do czego doszedł w drodze swoich badań i dociekań, jeśli w dodatku jest to dla kogoś korzystne.
Klonowanie komórek nie jest żadnym narzędziem zagłady, chociaż nie brak opinii, że stanowi ono zagrożenie o wiele większe, u którego końca znajduje się zaprzeczenie samej istocie człowieczeństwa i niepowtarzalnemu charakterowi osoby ludzkiej. 34 lata temu, 31 grudnia 1967 roku, po tym, jak doktor Christian Barnard dokonał pierwszej transplantacji serca na osobie Louisa Washkansky’ego, który żył ze wszczepionym sercem przez 18 dni, pisałem w felietonie: „Wiedząc, że można człowieka zmieniać, czas jest zapytać: czy wolno? I do jakich granic? I w którym momencie naszych eksperymentów wyłoni się homunkulus, golem, stwór nieludzki, choć człekokształtny, nasz sobowtór, lecz nie nasz brat?” („Rzeczy mniejsze”, 1998). Nie ulega bowiem kwestii, że to właśnie technika transplantacyjna po raz pierwszy przywołała kwestię granic, do jakich można odmieniać fizyczność człowieka. Wówczas, po tej pierwszej transplantacji, rozpatrywano to jeszcze w kategoriach moralnych i nawet watykański „L’Osservatore Romano” czuł się w obowiązku zapewnić, że serce nie ma nic wspólnego z duszą. Dziś transplantacje są codzienną techniką chirurgiczną, a w mowie potocznej motocyklistów nazywa się niekiedy „dawcami”, jako że są oni najwytrwalszymi dostarczycielami zdrowych i zazwyczaj młodych organów do transplantacji.
Kiedy więc w lutym 1997 roku narodziła się sklonowana owca Dolly, a w sklepach mięsnych w Japonii i USA można było kupować sklonowaną polędwicę lub wątróbkę, nie ustępujące smakiem naturalnym, stało się jasne, że zmierzamy do sklonowania człowieka, choćby sprzeciwiał się temu Kongres Stanów Zjednoczonych, ONZ czy papież. Oczywiście badacze, także ci z Massachusetts, przeczą, że chodzi im o człowieka, mówią oględnie o zbiorze ludzkich komórek, zbawiennych przy leczeniu chorych komórek w naszych organizmach, ale jest to lekka hipokryzja.
A więc powtarza się pytanie sprzed 34 lat – czy wolno?
W jednej z powieści Singera stary, nabożny Żyd odmawia włożenia okularów, twierdząc, że od sztucznego wzroku już tylko krok do sztucznego mózgu. Jest to postawa konsekwentna i godna szacunku. Tkwi w niej respekt dla aktu stworzenia i tego wszystkiego, co Opatrzność ma ochotę robić dalej z powołaną przez siebie do życia istotą. Myślę, że jedynie z punktu widzenia takiego właśnie fundamentalizmu można logicznie mówić o zakazie klonowania człowieka i wszelkich eksperymentów z naszym organizmem. Ale przecież wszyscy odeszliśmy już od tego na wiele mil świetlnych. Wszczepiamy sobie sztuczne lub naturalne części, pochodzące od innych osobników. Wstrzykujemy sobie hormony, często wręcz przeciwnej płci niż nasza własna, aby leczyć choroby nowotworowe. Za pomocą chemikaliów stymulujemy lub hamujemy pracę naszego mózgu, bierzemy jedne pastylki, aby zasnąć, a inne, aby się obudzić, potrafimy farmakologicznie moderować nasz charakter. Poza noworodkami trudno jest wskazać w naszym otoczeniu choćby jednego całkowicie naturalnego człowieka, a i co do noworodków również nie ma pewności, jakim sztucznym ingerencjom podlegały one w okresie prenatalnym.
O cóż więc chodzi?
Chodzi o akt stworzenia, czynność zarezerwowaną dotąd dla natury, być może z racji skomplikowanej technologii tego aktu, którego człowiek nie potrafił dotąd powtórzyć. Ale jeśli mu się to uda, na co wygląda, czy zaprzeczy przez to naturze? I tak będzie tworzył nowe istoty z podsuniętych przez nią materiałów i według jej przepisu.
Chodzi więc także o to, że w tym procesie samoprodukcji można będzie nasilić u kreowanej sztucznie istoty cechy uważane za niszczycielskie, na przykład okrucieństwo, brak wrażliwości moralnej, albo też tworzyć rasę „Uebermenschów”, panującą nad niższymi osobnikami, wśród których znaleźć się mogą także naturalne egzemplarze naszego gatunku.
W tej kwestii, przyznaję, jestem pesymistą. Człowiek nigdy nie zrezygnował z badań i wynalazków, mogących przynieść korzyść jednym na szkodę drugich. Ale może to właśnie tkwi także w naszej najbardziej naturalnej naturze?
KTT

 

Wydanie: 2001, 49/2001

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy