Telewizyjna kroplówka utrzymuje krajowy futbol przy życiu Polski futbol w wydaniu klubowym, choć siermiężny i brutalnie weryfikowany przez rywali nawet ze średniej półki w europejskich pucharach, ma konkretną wartość. Przede wszystkim dla telewizyjnych nadawców. Dla TVP oraz komercyjnego Canal+ wart jest 1 mld zł. Co prawda, w ciągu czterech lat, ale to i tak suma gigantyczna w zestawieniu z jakością oferowanej rozrywki. Można wręcz powiedzieć, że właśnie telewizyjna kroplówka utrzymuje krajową piłkę przy życiu. Gdyby bowiem nie było tak pokaźnych wpłat z tego źródła, sumaryczne przychody klubów PKO BP Ekstraklasy byłyby niższe aż o ponad 35%. Kiepska liga, ale własna Porównania z wielką piątką europejskiej piłki, którą tworzą angielska Premier League, hiszpańska La Liga, niemiecka Bundesliga, włoska Serie A i francuska Ligue 1, wypadają bardzo blado. Kluby ze wspomnianej strefy wygenerowały – jak wynika z raportów firmy audytorskiej Deloitte – za sezon 2018-2019, czyli ostatni przedpandemiczny, 17 mld euro przychodu, podczas gdy PKO BP Ekstraklasa 133 mln euro. Trzeba zatem przyjąć, że wprawdzie w Polsce uprawiana jest ta sama dyscyplina sportowa, ale w innej, znacznie skromniejszej i o wiele mniej dochodowej wersji. Tak pozostanie w najbliższych dziesięcioleciach, gdyż trudno sobie wyobrazić zdarzenie, które mogłoby doprowadzić do zmniejszenia dysproporcji. To jednak w najmniejszym stopniu nie przeszkadza Polakom ekscytować się krajowymi rozgrywkami. Jak podaje Ekstraklasa SA, statystycznie każdą kolejkę rodzimej ligi minionego sezonu śledziło na żywo przed telewizorami 1,13 mln kibiców, co daje średnią ponad 140 tys. widzów na każde z ośmiu spotkań kolejki. Najbogatszej i uznawanej za najbardziej atrakcyjną Premier League nie oglądała w Polsce nawet połowa takiej widowni. Stąd prosty wniosek, że koszula ciągle jest najbliższa ciału. Dlatego Canal+ inwestuje w polski futbol od 25 lat i dzięki temu ma w ogóle powód, żeby robić telewizyjny biznes nad Wisłą. Również dlatego – w trwającym kontraktowym czteroleciu – do francuskiego komercyjnego nadawcy dołączyła TVP. Nasz kibic po prostu domaga się krajowej piłki nożnej. Bo dla niego jest ona najciekawsza na świecie. Nawet jeśli w rankingach nie mieści się w czołowej trzydziestce w Europie. Zresztą na odległych miejscach PKO BP Ekstraklasa plasuje się wyłącznie w klasyfikacjach sportowych. W zestawieniach obejmujących poziom realizacji transmisji, jakość produkcji i telewizyjnego opakowania od wielu lat polska liga piłkarska uznawana jest bowiem za jedną z 10 czołowych na Starym Kontynencie. W dużej mierze także dzięki temu jest tak łakomym kąskiem na rynku. Zresztą wspomniany miliardowy kontrakt (250 mln rocznie) – przynajmniej w momencie podpisywania – dawał polskiemu futbolowi ósmą pozycję w Europie pod względem wartości praw telewizyjnych. Mało tego – mimo że złośliwi nazywają nasze rozgrywki Ekstraklapą, a inni twierdzą, że to towar mocno wybrakowany, natomiast zawinięty w przepiękne sreberko – na jego zakup znajdują się chętni również za granicą. Na małych ekranach w 18 krajach Od 2019 r. jednym z głównych zagranicznych partnerów PKO BP Ekstraklasy jest stacja Planet Sport należąca do Telekom Austria. Dzięki nabyciu przez nią praw do transmisji wszystkich meczów każdej kolejki nasze rozgrywki dotarły do widzów w siedmiu krajach bałkańskich: Bośni i Hercegowinie, Chorwacji, Czarnogórze, Kosowie, Północnej Macedonii, Słowenii i Serbii. Kolejnym ważnym kontrahentem został niemiecki kanał SportDigital, który kupił prawa do pokazania 40 meczów w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Pandemia i przerwanie rozgrywek w wielu krajach zwiększyły zainteresowanie polskimi rozgrywkami, które w maju jako jedne z pierwszych na kontynencie pozbierały się po koronawirusowym lockdownie. W sumie mecze polskich klubów pojawiły się na ekranach w 18 krajach, w tym w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Rosji, Norwegii, Danii, Szwecji, Portugalii, a nawet w Izraelu. Warto w tym miejscu dodać, że tym razem ligowa spółka przeprowadziła negocjacje z zagranicznymi nadawcami samodzielnie, już bez udziału globalnej agencji MP & Silva, z której wsparcia korzystała w poprzednich latach. Zaoszczędzono zatem – i to znacząco – na prowizji dla pośrednika. W sumie zysk ze sprzedaży praw zagranicznych przekroczył 7 mln zł. Późną jesienią w Azji przekaz był dostępny już nie tylko w Izraelu, ale też na Dalekim Wschodzie – w Indonezji (i Timorze










