Kochliwy Mandelsztam

Kochliwy Mandelsztam

Nadiezda Mandelsztam. fot. Wikipedia

Osip był babiarz, cóż, poeta – Nadia uważała, że nie wypada okazywać zazdrości, to przeżytek, a my artyści… W Kijowie, w roku 1919, była na jego wieczorze autorskim – i dech w niej zaparło, kiedy nagle, jak wspominała, „z ust mu wyleciał Bóg”. Dech w niej zaparło, kiedy usłyszała: „Panie Boże, odezwałem się przez pomyłkę, nie wiedząc wcale, że tak powiem. Boże imię, jak ptak ogromny, wyleciało z piersi mojej”. Już wiedziała, że Osip będzie miał ciężkie życie. I ona, Nadia, z nim. Kijów przechodził z rąk do rąk. Petlura, bolszewicy, Niemcy z hetmanem Skoropadskim, znowu czerwoni, Polacy z Petlurą, czerwoni – zresztą niekoniecznie w tej kolejności. Do mieszkania Kozincewów, rodziców Luby, z którą zwiąże się na zawsze Ilja Erenburg, wtedy jeszcze przede wszystkim poeta, wpada dryblas w mundurze oficerskim, wrzeszczy: „Pana Jezusa ukrzyżowaliście! Rosję sprzedaliście!”. I już chce się mścić na doktorze Kozincewie za żydowskie zbrodnie, kiedy dostrzega leżącą na stole papierośnicę. Zniża głos: „Srebrna?”. Srebrna. No i chwała Bogu. Chwyta papierośnicę i wybiega. Uratowani. Luba zapadła na tyfus i leżała w gorączce. Ilja stale przy niej. „Kiedy wreszcie gorączka spadła – opowiada Ilja – Luba była przekonana, że umarła i każą jej żyć, nie wiadomo po co, po śmierci”. Ilja krzątał się, zdobywał dla niej żywność, gotował. „Łykałem ślinę, ona zaś mówiła: Po co mam jeść? Przecież ja umarłam”. Wszystkie drogi prowadziły do Piotrogrodu, myślę, przeglądając notatki. Wybieram te, które będę dzisiaj pani Matyldzie podsuwać. Czy ona na serio myśli o tym, żeby mi sekretarzować? „Będzie hit”. Temu wydawnictwu, z którym pani redaktor współpracuje, „Rakiecie”, hit by się przydał. Tak, trzeba nam do Piotrogrodu, uciec z rozdzieranego przez watahy Kijowa pod skrzydła Gorkiego, ale najpierw może na Kaukaz lub na Krym, to schronienie bliższe i bardziej naturalne, pod ciepłym niebem, pośród palm i owoców. W Teodozji, na Krymie, kolejne rzezie. Najpierw mordują biali pod dowództwem gen. Antona Denikina, w grudniu będą się za te rzezie mścić czerwoni. (Kartka o Denikinie. Dzieciństwo spędził w Polsce, matka służąca, Polka, ale on sam wyrósł na zaciekłego rosyjskiego nacjonalistę. Piłsudski w 1919 r. posłał do niego tajnego emisariusza, Leona Wasilewskiego, ojca małej Wandeczki, żeby go zapytał, jak widzi przyszłość Polski, czy może obiecać niepodległość. Denikin odpowiedział, że o tym zadecyduje Duma w zwycięskim Imperium. „Na pewno możecie liczyć na autonomię”. Wasilewski pożegnał się i wrócił do Warszawy. Już wiadomo, że Polacy muszą się wstrzymać z popieraniem białogwardzistów. Wiele lat później Denikin, na emigracji w Paryżu, oskarżył Piłsudskiego, że pokumał się z Leninem – nie wspomniał tylko, że nie zadeklarował dla Polski niepodległości. A bolszewicy to zrobili. Z Zachodu przysyłano Denikinowi sygnały: musi pan rzucić hasło, dwa słowa: Republika i Federacja! Denikin wierzył tylko w rozstrzygnięcia na polu bitwy. „Nie poprzez deklaracje i formułki zmienia się bieg Historii”. Nie rozumiał swoich czasów. Hasła: „Ziemi, chleba, pokoju!” zmieniły właśnie „bieg historii”). W Piotrogrodzie Aleksander Błok, najwybitniejszy poeta, ożeniony z córką wielkiego Mendelejewa, ten urodziwy Błok, który wyznał w osobistych zapiskach, że po pewnych wahaniach oddał w wyborach głos na listę numer „3” (eserzy i mienszewicy), nie może bolszewikom wybaczyć jednego: rewolucji w ortografii. „Las bez twardego znaku na końcu nie jest już dla mnie lasem”. Mandelsztamowie przeciw nowej ortografii się nie buntują. Przy stoliku w sanatorium na Krymie zaprzyjaźniony poeta Czułkow widzi, jak Nadia Mandelsztam wypisuje na kopercie adres zgodnie z nową ortografią. – To zdrada! – wykrzykuje Czułkow. Robi jej awanturę i przenosi się do innego stolika. (Za kilka lat, kiedy Gorki założy w Berlinie czasopismo „Biesieda”, ofiarują mu z Moskwy dotację, pod warunkiem że zastosuje nową ortografię). W Teodozji Erenburg był świadkiem, jak Osip przemówił do bogatych liberałów. „Na Sądzie Ostatecznym – mówił – zapytają was, czyście rozumieli poetę Mandelsztama. Odpowiecie: nie, nie rozumieliśmy. I wtedy zapytają: a czy dawaliście mu jeść? Jeśli odpowiecie: tak, dawaliśmy, wiele będzie wam wybaczone”. A jednak żyliśmy wtedy nadzieją, wspomina na starość pani Mandelsztam, o imieniu Nadzieja. W Osipie, świadczy, nie było całkowitej negacji. Wciąż

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 52/2016

Kategorie: Książki