Komu potrzebna jest ONZ?

Komu potrzebna jest ONZ?

Decyzje RB powinny być jednakowe i dla państw silnych, i dla słabych. Dialog i kompromisy są niezbędne w rozwiązywaniu problemów Ukrainy, Bliskiego Wschodu, Iraku czy Syrii, a także do powstrzymywania terroryzmu. W przeciwnym razie podważany jest międzynarodowy system bezpieczeństwa, a konflikty regionalne rozprzestrzeniają się, grożąc zamianą w globalne. Jednocześnie nowe niebezpieczeństwa uprzytomniły światu, że żadne państwo, nawet największa potęga, nie jest w stanie przeciwdziałać tym zjawiskom samodzielnie.

Konsekwencją tych zagrożeń były również rosnące rozbieżności nie tylko pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją, lecz także między USA a Europą. Z początkiem XXI w. wielu polityków głównych państw europejskich zaczęło wyrażać nadzieję, że dwubiegunowy świat okresu zimnej wojny mógłby zostać zastąpiony postzimnowojennym wielobiegunowym światem z decyzyjną i mediacyjną rolą ONZ, w której Rada Bezpieczeństwa stanie się jedynym uznanym powszechnie i akceptowanym źródłem międzynarodowego autorytetu i prawomocności.

Reforma ONZ a Rada Bezpieczeństwa

W dyskusjach o reformie ONZ nie ma bardziej kontrowersyjnej kwestii od reformowania Rady Bezpieczeństwa. Obecną debatę rozpoczętą już w 1995 r. na 50. sesji Zgromadzenia Ogólnego można w istocie sprowadzić do pytania, w jaki sposób kontrolować najpotężniejsze mocarstwo na świecie.

Obecny kształt Rady utworzonej w 1945 r. nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. Spośród 193 członków ONZ w skład Rady Bezpieczeństwa wchodzi 15 państw, w tym 10 wybieranych przez Zgromadzenie Ogólne na dwuletnią kadencję, przy czym co roku wybieranych jest pięciu członków niestałych. Tylko Chiny, Francja, Rosja, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania są stałymi członkami Rady, jedynie one mają prawo weta i są sercem współczesnego globalnego systemu bezpieczeństwa. Od tego, co zrobią lub zdecydują się nie robić, czy skorzystają z prawa weta czy nie, zależą losy pokoju i bezpieczeństwa świata, w którym żyjemy. Niepokojące jest to, że każdy stały członek Rady może sparaliżować jej działania.

Dlatego pojawiają się postulaty „demokratyzacji” RB. Reforma ONZ miałaby dotyczyć m.in. zwiększenia zakresu jej uprawnień, ograniczenia prawa weta i poszerzenia grupy stałych członków o państwa odgrywające zasadniczą rolę w systemie światowym i układach regionalnych. Pojęcie reformy ONZ nie oznacza jednak jednego, jasno określonego kierunku zmian. Występują bowiem istotne różnice stanowisk między różnymi grupami krajów.

Wiele państw prowadzi kampanie, by zająć miejsce przy stole stałych członków. Wśród poważnych kandydatów są Japonia i Niemcy, pokonane przez Wielką Koalicję ponad pół wieku temu i nadal określane w art. 53 Karty NZ jako „państwa nieprzyjacielskie”. Zajmują one drugie i trzecie miejsce na liście krajów z największym wkładem finansowym do budżetu ONZ, mają więc tytuł do kandydowania na stałego członka Rady.

Lecz najbardziej niezadowolone z obecnego układu, w dużej mierze słusznie, są kraje rozwijające się, zwłaszcza największe, takie jak Indie, Brazylia, Meksyk i RPA, które w ostatnich dekadach znacznie poprawiły swoją pozycję w świecie. Z ich perspektywy utrzymywanie przywilejów pięciu zwycięskich państw z 1945 r. jest anachronizmem, zwłaszcza w kontekście utracenia dawnej pozycji w świecie przez Wielką Brytanię i Francję. Dlaczego Indie, których wkład w siły pokojowe ONZ jest w porównaniu z innymi krajami największy, nie miałyby być stałym członkiem RB? Geopolityczna rzeczywistość wygląda inaczej niż w 1945 r. Należy uznać rozwój i znaczenie nowych państw Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej, które nie były niepodlegle i nie mogły się stać członkami ONZ.
Obecna Wielka Piątka jest podzielona w sprawie rozszerzenia RB. Wielka Brytania i Francja, wspierane przez większość krajów europejskich, odnoszą się pozytywnie do tej propozycji. Są bowiem zainteresowane wzmocnieniem wobec pozostałych „Trzech Wielkich”, a zwłaszcza USA, wpływu Starego Kontynentu na kształtowanie strategicznych kierunków polityki światowej, a więc odbudową wielobiegunowego układu geopolitycznego, w którym ONZ wraz z nowymi członkami, np. Niemcami, zajmowałaby centralne miejsce.

Rosja i Chiny stały się w pierwszej dekadzie XXI w. regionalnymi potęgami, wpływając na rozwój sytuacji w Europie, na Bliskim Wschodzie i w Azji, czego nie można ignorować. Nie są one zainteresowane powiększeniem Rady Bezpieczeństwa, bo decyzja ta ograniczyłaby ich dotychczasowe prerogatywy.

Stany Zjednoczone, pozostając najpotężniejszym państwem świata, coraz lepiej zdają sobie sprawę, że nie mogą w pojedynkę powstrzymać jego destabilizacji. Dlatego zajmują ambiwalentne stanowisko w sprawie rozszerzenia RB, obawiając się m.in., że nowi członkowie nie będą w niej reprezentowali polityki zgodnej z interesami Waszyngtonu.

Przy uwzględnieniu stosunku wszystkich członków Zgromadzenia Ogólnego do proponowanych reform wyłaniają się trzy główne koncepcje. Dla konserwatywnych polityków w Kongresie USA najważniejsze to zmniejszyć biurokrację ONZ, a częstym instrumentem używanym w tym celu jest presja finansowa polegająca na wstrzymaniu (lub zagrożeniu wstrzymaniem) regularnych i obowiązkowych składek. W istocie, w ciągu ostatnich dwóch dekad pod presją kongresmenów USA oraz kierownictwa ONZ sporo zostało zrobione, by zwiększyć efektywność. Podejście takie nie jest korzystne, ponieważ zmniejszając rozmiary ONZ, ogranicza się jej skuteczność i osłabia wypełnianie jej podstawowego mandatu określonego w Karcie NZ.

Strony: 1 2 3 4 5

Wydanie: 2015, 45/2015

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy