Kto rządzi, ten błądzi?

Kto rządzi, ten błądzi?

Najważniejszą sprawą jest dobra prognoza, opisanie tego, co będzie się działo Krzysztof Mroziewicz – dziennikarz, były dyplomata, wykładowca uniwersytecki „Delirium władzy. Kto rządzi, ten błądzi”. Rzadko zdarza się tak przystający do treści tytuł. Czytałem tę książkę z rosnącą wściekłością. Przewijają się przez nią cyniczni władcy, psychopaci, ludzie bez skrupułów, zdemoralizowani rządzeniem. Taki jest świat? Taka jest władza? – To władza zmienia ludzi, a nie ludzie zmieniają władzę. Gdy Kaddafi zaczynał swoją rewolucję, był normalnym człowiekiem. Gdy Saddam Husajn zaczynał karierę polityczną, nikt nie przypuszczał, że tkwią w nim jakieś zalążki psychopaty. Ale gdy mówi pan, że lekturze książki towarzyszy rosnąca wściekłość, to chyba rodzaj najlepszej skrótowej recenzji. Choć nie taki był mój zamiar. Starałem się mieć na tyle dystans do opisywanego problemu, żeby nie wpaść w emocje. Zwłaszcza że koniec tej książki dotyczy spraw polskich. „Nasza chata z kraja” – też pesymistyczny rozdział. – Kilka fragmentów musiało się odnieść do Polski, dlatego że Polska znalazła się na niebezpiecznej granicy, która oddziela nas od Trzeciego Świata. Czyli czegoś takiego, co nie było ani kapitalistyczne, ani socjalistyczne, tylko było trzecią drogą. Ale dzisiaj ten termin ma inne znaczenie, mianowicie to jest taki świat, gdzie demokracja jest demokraturą. Wymyśliliśmy ten termin na określenie władzy w Pakistanie. A okazuje się, że gdyby poszukać w rozmaitych miejscach w Europie, można by go dopasować do niektórych państw Bałkanów czy do obszaru byłego Związku Radzieckiego. Także do niektórych posunięć naszych polityków. Jednocześnie opisuje pan ludzi, których ta władza wciąga i demoralizuje. Przykład Turcji – Recep Tayyip Erdoğan, najpierw burmistrz Stambułu, a teraz polityk grający poza granicami tego, co możemy zaakceptować. – Pan prezydent Erdoğan, kiedy był 18-letnim młodzieńcem, miewał do czynienia z tureckim wymiarem sprawiedliwości, gdyż zanadto domagał się przełamania zasady sekularyzacji państwa. Umieścił w swoich utworach literacko-publicystycznych trochę Koranu i okazało się, że stanowi to naruszenie zasad sekularystycznych, które gwarantuje konstytucja. Zresztą konstytucja okazała się później dla niego dosyć elastycznym materiałem, który można ugniatać według własnego widzimisię. Jak to się dzieje, że polityk zdobywa władzę, a potem, krok po kroku, odchodzi od przyjętych zasad? – Każdy polityk, niezależnie od tego, jakiej jest orientacji, stosuje – czytał czy nie czytał – „Państwo i rewolucję” Lenina. To taka broszurka, w której dokładnie wyjaśniono, co należy zrobić po zdobyciu władzy. Mianowicie należy rozbić stary aparat władzy. I biorą władzę, i rozbijają… – Teraz by się przydało napisać pamflet na książkę Lenina, pod tytułem „Chamstwo i rewolucja”. Co by oznaczało, że nie z państwem jako aparatem władzy mamy do czynienia, ale że państwo poszli na polowanie. Alternatywą dla państwa wychodzącego z dworu na polowanie jest zaś chamstwo, czyli coś, co na początku w języku polskim było nie wartościujące, lecz określające. A że z tego się zrobiło chamstwo jako zjawisko społeczne, to myślę, że taką książkę ktoś powinien napisać. Czy istnieje jakaś granica, która potrafi zatrzymać tych wszystkich tyranów bądź kandydatów na tyranów? Odnoszę wrażenie, że władza posuwa się tak daleko, aż napotka opór. – Przykładem odwrotnym jest postawa gen. de Gaulle’a. Obalili go studenci, którzy zaczęli protesty z tego powodu, że dyrekcja Sorbony nie pozwalała mieszkać dziewczynom i chłopakom w jednym akademiku. To był powód do demonstracji na skalę państwową! De Gaulle wyjechał wtedy do zięcia, który był dowódcą wojsk francuskich stacjonujących w strefie okupacyjnej w Niemczech Zachodnich. I podał się do dymisji! Uznał, że po prostu dalej kroczyć tą drogą się nie da. Wielki mąż stanu… – Zapisał się w historii jako ten, który przekształcił państwo kolaborantów w jedno z mocarstw zwycięskiej koalicji, bo tak przecież Francja zakończyła II wojnę światową. Jest różnica między nami, Europejczykami, a ludźmi z innych kontynentów, jeśli chodzi o sprawowanie władzy? – Lubimy powtarzać jak mantrę, że istnieje coś takiego jak okrucieństwo Wschodu. Tylko że mówimy to z kontynentu, który przez stulecia był jedną wielką rzeźnią. Że przypomnę wojnę 30-letnią, rewolucję francuską, nie mówiąc o ostatnich wyczynach totalitaryzmów. Musimy sobie w Polsce uświadomić, że jesteśmy pierwszym od 400 lat pokoleniem, które nie musiało wkładać munduru, stawać w okopach pod Warszawą, bronić jej przed wojskami nieważne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 26/2019

Kategorie: Wywiady