Legenda wielkiej budowy

Legenda wielkiej budowy

Kraków, 10.1952 r. Młodzież z krakowskiej organizacji ZMP otrzymała skierowanie do Nowej Huty. ij/dl PAP/CAF/Otto Link

Nowa Huta była najpierw legendą wyolbrzymioną przez propagandę, a potem antylegendą. A w życiu nie ma takich przeskoków Józef Tejchma – szef organizacji ZMP na budowie miasta i kombinatu Nowa Huta (1951-1955) Pamięta pan, jak przyjechał pan do Nowej Huty pierwszy raz? Jak to zobaczył? – Pamiętam! I to wrażenie… Takie samo jak mojej mamy, która przyjechała tam znacznie później. Bardzo się dziwiła, że to na takich polach, gdzie w Markowej buraki się sadzi i ziemniaki. Na dobrych polach! – Właśnie! Że tam budują. Cegłę zwożą, jakieś betony. Ja to pamiętam jako błoto! Jako chodzenie w butach pod kolana, w błocie, nawet trudno było normalnie się poruszać. Nie miał pan ochoty rzucić tego wszystkiego i wrócić do Warszawy? – O nie! To było moje zadanie, ZMP-owska dyscyplina. Wtedy się tym przeraziłem. Przeraziłem się, że wchodzę na teren nieznany i dziwny. Gdzie ma być cudowna Nowa Huta, tak pisali w gazetach, a jest wielkie błoto! Ale nie mogłem nawet myśleć o tym, żeby się wycofać. Mnie osobiście błogosławił Władysław Matwin, przewodniczący ZMP, człowiek o wielkim autorytecie. Jedna z ciekawszych postaci życia partyjnego i kierownictwa partyjnego. Najlepszy dowód, jak się pożegnał z władzą. Bo nie mógł wytrzymać z Gomułką i po prostu poszedł kończyć studia matematyczne. Był wtedy grubo po czterdziestce. Przyjechał więc pan do Nowej Huty jesienią 1951 r., spojrzał na to błoto… – I od razu wyfasowałem sobie strój robotniczy. Spodnie drelichowe, długie buty gumowe i kufajkę. Nie to, że nie było mnie stać na coś własnego, po prostu trzeba było się dostosować do miejscowego klimatu i tego, jak ludzie wyglądali. Pracę zacząłem od spotkania z dyrektorem naczelnym, nazywał się Anioła. Zapamiętałem go. Zwolnili go z funkcji dyrektora dzień czy dwa przed uruchomieniem pierwszego pieca. A on był jego budowniczym, dyrektorem inwestycji! Do dziś nie mogę się dowiedzieć, dlaczego tak się stało. Pojechał pan w trybie alarmowym, bo źle tam się działo. – To Matwin! Wysłał mnie, ponieważ wpadłem w jego upodobania. Zajmowałem się w ZG ZMP młodzieżą szkolną. Pewnego dnia Matwin dał nam zadanie: jedźcie wszyscy, każdy gdzie indziej, do różnych szkół, i zbadajcie, jaka naprawdę jest dusza dzisiejszej młodzieży. Potem nie chcieli uwierzyć, że Matwin może pytać o duszę młodzieży. To były sztywne czasy, pełne frazeologii, więc takie pytanie już było inne. Wróciliśmy z tych wyjazdów zdać relację i Matwin zobaczył, że nie idę wedle dzienników i reportaży ówczesnego „Sztandaru Młodych”, że wszystko jest wspaniałe, tylko mam spojrzenie zupełnie inne, nietypowe. Ono pociągało Matwina, i moja wiedza o młodzieży. Powiedział mi: ty się nadajesz tam, do Nowej Huty, żeby tę młodzież wychowywać, kształcić. Chciał wysłać takiego człowieka jak ja, tym bardziej że nasiliły się już krytyczne opinie o sytuacji w Nowej Hucie, narzekania na byt socjalny młodzieży, warunki codzienne, na to, co się dzieje w hotelach robotniczych. Matwin się przejął tym bardziej niż ktokolwiek. „Poemat dla dorosłych” o tym mówił. – „Poemat” ukazał się później, w roku 1955. Wtedy to był szok. Z tym że, dziwna rzecz, ja najłagodniej przeżyłem ten szok, łagodniej niż ci, którzy w Nowej Hucie nie byli. Bo dla nich taka sytuacja była niemożliwa. A dla mnie była możliwa, bo widziałem, co się działo. Toczyły się dyskusje, że to fałszywy obraz Nowej Huty, że pisać jak Ważyk to niemal świętokradztwo. Bo jak można tak pisać o głównej budowie socjalizmu?! Potem w „Zdaniu” ktoś opisał Ważyka, porównał jego działalność ideologiczną w czasach czysto stalinowskich z tym, co napisał w „Poemacie dla dorosłych”. To były te przypadki. Podobnie było przecież z Woroszylskim, z którym byłem w dobrych stosunkach, ZMP-owskich, bo on należał do władz ZMP. On był taki ostry, a mnie było do niego daleko w pryncypialności. A potem stał się ostrym krytykiem partii i w gruncie rzeczy socjalizmu. Był pan u Anioły. Coś pan załatwił na tym pierwszym spotkaniu? – Nie. Po prostu Anioła przywitał mnie z zadowoleniem, że przychodzi ktoś z Warszawy i jest gotów pomagać, zwłaszcza w kwestii poprawy warunków socjalnych. Bo szybko się zorientował, że mnie interesują najbardziej nie dyrdymały ideologiczne, które tam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2020, 2020

Kategorie: Wywiady