Lektura na czas grypy, czyli panika nieproduktywności

Lektura na czas grypy, czyli panika nieproduktywności

Zaczadzeni imbirem, żółci od kurkumy, umęczeni czosnkiem, podtruci cebulą – pracujemy w niewygodnych pozycjach na styczniowe wizyty u osteopaty. Niemal wszyscy przy komputerach. W czasie choroby nikt już nie odpoczywa przy lekkiej lekturze magazynów kynologicznych, przeglądając kolorowe atlasy ryb albo chociaż ciesząc się słuchowiskiem. Zwykle po prostu pracujemy w domu, w którym często (z pewnym rozmachem) żyją nasi rodzice i dzieci. Prekariusze, redaktorzy, informatycy, akademicy – tu można wpisać dowolne zawody, których przedstawiciele mogą, czyli muszą, pracować w domach lub chociaż „odbierać telefony” również podczas choroby. Kapitalizm to nie tylko polityka zero snu i rynki czynne 24/24, ale także tryb produktywności, który kodowany był w nas przez system tak długo, aż wrył się w naszą podświadomość. Przymus pochodzi zatem i z zewnątrz, i z wewnątrz.

Teza o wyzyskiwaniu samego siebie jest we współczesnej krytyce cywilizacji dobrze rozpoznana. Jednym z jej najsłynniejszych wyrazicieli jest Byung-Chul Han – urodzony w Korei Południowej niemiecki filozof i teoretyk kultury, jeden z najczęściej tłumaczonych i czytanych filozofów w Europie. „W tym społeczeństwie opresji każdy sam prowadzi swój obóz pracy. Osobliwość tego łagru polega na tym, że jest się w nim zarazem więźniem i strażnikiem, ofiarą i katem. Wyzyskujemy siebie, dzięki czemu wyzysk możliwy jest również bez władzy”, napisał w słynnym eseju „Vita activa” (w Polsce zbiór esejów ukazał się w wydawnictwie Krytyki Politycznej pod tytułem „Społeczeństwo zmęczenia i inne eseje” w przekładzie Rafała Pokrywki). Jako hiperobiekt – kapitalizm jest czymś, co wpływa na nas silniej niż my na niego. Teorię hiperobiektów sformułował Timothy Morton w 2013 r. Trudno je zdefiniować, bo jako obiekty „hiper” znajdują się poza naszym poznaniem. Ale mogą być odpadem działalności człowieka, jak np. złoża ropy. To zjawisko, zanieczyszczenie, przedmiot, który wymyka się spod kontroli i obraca przeciwko nam. Może nim więc być także nasz wewnętrzny zbiorowy niewolnik (zarządca) – jako figura współczesności.

Niektórzy chorzy starają się racjonalizować swój popęd do pracy, opowiadając sobie i innym, że leżąca odłogiem praca gromadzi się, spiętrza jak nieprane skarpety, niebezpiecznie narasta i wypełnia formę, którą zaraz dosłownie rozsadzi. Niemal fizycznie czujemy jej napór, kładzie się „jak nuda na szarzącym mózgu” i zatruwa nas jako drugi, wmówiony wirus.

Niełatwo powściągnąć w sobie strażnika, bo – jak mówiliśmy – hiperobiekt ma to do siebie, że jest trudny do uchwycenia, jak obiekt przeskalowany, który rozmywa się przed naszymi oczami, ukazując tylko fragment siebie. Anna Barcz w artykule „Przedmioty ekozagłady” pisze o lepkości hiperobiektów, które „przyklejają się do wszystkiego, co jest z nimi w pewien sposób związane. Ma to znaczenie dla doświadczania ich bliskości jako czegoś radykalnie wyobcowującego z poczucia bezpieczeństwa w przestrzeni publicznej, w domu i we własnym ciele”. Tym właśnie jest nasz niechciany wewnętrzny zwierzchnik. Jak go od siebie odkleić? Jak nie wpadać w panikę, kiedy godziny zaczynają płynąć obok, a zegarek świeci nam po oczach swoją tarczą? W jaki sposób pozbyć się niepokoju związanego z (bez)produktywnością, optymalizacją?

Niektórzy psycholodzy behawioralni radzą usunąć przedmioty związane z pracą z pola uwagi. Należy więc przede wszystkim wyłączyć telefon, a jak to nie pomaga – schować go pod kołdrę (sic!). Bo sam przedmiot opresji jest już tak silnie nacechowany, że nawet wyłączony wabi nas swoimi możliwościami (opresją!). W jednym z esejów Byung-Chul Han pisze o ułudzie wolności i o depresji wynikającej z pozytywnych bodźców. Nadmiar (dźwięków, przedmiotów, powiadomień, pracy) powoduje przesyt tak permanentny, że w pewnym momencie organizm zaczyna się wycofywać. Najlepiej byłoby zatem wycofać się samemu, zostawiając sobie margines życia, chorując wtedy, kiedy trzeba chorować. Bo ostatecznie rachunek i tak będzie na naszą niekorzyść: te nieduże pieniądze, które zarabiamy, łatwo będzie wydać. Albo mocniej: każdą kwotę, którą zarobimy, można szybko wydać. Trzeba więc zamknąć komputer, wyłączyć telefon i pójść w ludzkie słabości. A słowo „sukces” włożyć do obciachowego słownika czasu, który właśnie przeminął.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy