Lepszy Rydz niż nic

Lepszy Rydz niż nic

Wielokrotnie wyrażałem pogląd, że w czasach PRL żyliśmy mitem wyidealizowanej II Rzeczypospolitej. Tymczasem był to kraj biedny, zacofany pod niemal każdym względem (aby przypomnieć: z jednym z najwyższych w Europie procentem analfabetów, kraj, w którym 80% ludzi nawet po śmierci nie było oglądanych przez lekarza), rządzony najpierw demokratycznie, ale nieudolnie, później zaś autorytarnie. Sklejony z trzech prowincjonalnych części upadłych trzech monarchii, zniszczony przez wojnę światową i kilka lokalnych wojen toczonych w latach 1918-1921. II RP nie bardzo sobie radziła z mniejszościami narodowymi, a miała ich wiele. Ponad 30% obywateli państwa polskiego deklarowało jako ojczysty język inny niż polski. Po prawdzie to w sprawach mniejszości radzić sobie nie było łatwo, zważywszy, że część mniejszości była wobec państwa – najdelikatniej mówiąc – nielojalna, część go po prostu nie uznawała, a część traktowała jako wroga i walczyła z nim poprzez akty terroru. Gdyby nawet był jakiś racjonalny program zbudowania sobie modus vivendi z mniejszościami, to musiałby on być przewidziany na lata, na pokolenia. Rzecz w tym, że takiego programu nikt nie próbował nawet budować, sądząc, że sprawa rozwiąże się sama, a doraźnie dopilnują tego wojewodowie, starostowie i podległa im policja, w razie potrzeby wzmocniona wojskiem. Mało tego, niektóre działania wymierzone w mniejszość, w imię niemądrze pojętej racji stanu (np. akcja burzenia cerkwi na Lubelszczyźnie i na Podlasiu w 1938 r., ograniczanie szkolnictwa mniejszości), to współżycie z mniejszościami jeszcze bardziej komplikowały. Znaczna, nie ma co udawać – przeważająca, większość polskiego społeczeństwa uległa „zarazie” antysemityzmu. „Zaraza” ta, że zapożyczę termin od abp. Jędraszewskiego, dotknęła nie tylko rzemieślników, sklepikarzy czy chłopów, ale sięgnęła nawet elit. To przecież senaty polskich wyższych uczelni uchwalały numerus clausus czy numerus nullus dla studentów pochodzenia żydowskiego, a do gett ławkowych zapędzali ich, bili i poniżali polscy studenci, przyszła elita społeczeństwa. Gdy dziś czyta się raporty oficerów oświatowych KOP (Korpusu Ochrony Pogranicza), jasno w nich widać, że na Kresach panowały nędza, zacofanie i… nienawiść do państwa polskiego. Kto nie wierzy, odsyłam do lektury książki „Kresy w oczach oficerów KOP”. Dalece odbiegała rzeczywistość II RP od jej wyidealizowanego mitu, jakim żyło wiele środowisk (w tym moje!) w czasach PRL. Jestem bardzo krytyczny w ocenie II Rzeczypospolitej, ale tytuł „Nieuctwo i naiwność Rydza-Śmigłego” uważam za niesprawiedliwy. Przykro mi, że wyszedł spod pióra zastępcy redaktora naczelnego PRZEGLĄDU, szanowanego przeze mnie Pawła Dybicza. Artykuł ten odzwierciedla emocje znacznej części społeczeństwa polskiego po klęsce wrześniowej. Emocje wykorzystane cynicznie przez przeciwników sanacji skupionych wokół gen. Sikorskiego we Francji do własnych politycznych celów. Rozmiary klęski wrześniowej były niezrozumiałe dla przeciętnego Polaka. Jak to, armia, która tak pięknie prezentowała się na licznych defiladach, ta armia, która jeszcze niedawno, zaledwie kilkanaście lat wcześniej, rozgromiła bolszewików, została rozbita w niecały miesiąc? Armia, o której sile zapewniała rządowa propaganda? (A swoją drogą co propaganda miała robić: straszyć społeczeństwo, że w razie czego nie utrzymamy się nawet przez miesiąc?). Szukanie winnych jest w takiej sytuacji zrozumiałe. Gen. Sikorski i jego pomagier gen. Modelski nie mieli wątpliwości. Zawiniła sanacja. To wśród sanacyjnych polityków i wojskowych trzeba szukać winnych. I szukali. Powołano specjalną komisję, przesłuchiwano oficerów, weryfikowano ich, internowano, wielu z nich osadzając na osławionej Wyspie Wężów. Dla kompletności obrazu trzeba by jednak przypomnieć dwa fakty: Sikorski opuścił Polskę 16 września, jeszcze przed wkroczeniem Sowietów. Rydz-Śmigły jednak dopiero po. Rydz-Śmigły łudził się, że przez sojuszniczą Rumunię dostanie się do Francji, by walczyć na tamtym froncie. Może był naiwny, wierząc, że Rumuni dotrzymają umowy sojuszniczej. Sikorski opuszczał Polskę w towarzystwie ambasadora Francji, by na emigracji dokonać politycznego przewrotu. Zarzucający Rydzowi ucieczkę z walczącej Polski Sikorski czy Modelski nie zdążyli nawet w 1940 r. we Francji na front, na którym walczyły polskie dywizje, tylko pośpiesznie ewakuowali się do Anglii. Notatka płk. Rzepeckiego z wiosny 1940 r., którą w całości przytacza Paweł Dybicz, razi jednostronnością i naiwnością. Pisana jest też z określoną intencją. Piszący dobrze wiedział, co odbiorca notatki chciałby w niej przeczytać. Zarzucać Rydzowi, że wierzył w „wartość paktów”? A gdyby nie wierzył, to co? Co mógłby innego zrobić, niż zrobił?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2019, 36/2019

Kategorie: Felietony, Jan Widacki