Lewica antysystemowej zmiany

Lewica antysystemowej zmiany

Główne pytanie, przed którym stoi lewica, nie brzmi: kto z kim i przeciwko komu, lecz: po co i w imię jakich wartości? Najważniejszymi polskimi słowami w tym roku są zmiana i antysystemowy. Wielka część społeczeństwa weszła w drugie ćwierćwiecze III RP z przekonaniem, że każda zmiana jest lepsza niż to, z czym mamy do czynienia obecnie. W Polsce nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Reakcją na światowy kryzys gospodarczy w Unii Europejskiej było powstanie masowych ruchów niezadowolenia. Ich program streszczał się w haśle antysystemowego Ruchu Pięciu Gwiazd założonego przez włoskiego komika i blogera Beppe Grilla, które brzmi: Vaffanculo! (w łagodnym tłumaczeniu: Wypieprzajcie!). Twarz Kukiza brzmi znajomo Od Lizbony po Tallin wszystkie partie oskarżane są o zawłaszczanie państwa, politycy zaś stali się ucieleśnieniem korupcji, kłamstwa i kolesiostwa. Wszędzie słychać żądanie całkowitej wymiany elit politycznych i odkurzony po raz tysięczny postulat „oddania państwa obywatelom”. Paweł Kukiz jest jak program „Twoja twarz brzmi znajomo” – polska mutacja zagranicznego formatu telewizyjnego sprzedawanego do wielu krajów. Polityka ciepłej wody w kranie (w okresie rządów Platformy Obywatelskiej Polska ani razu nie zanotowała spadku PKB, rosną dochody, spada bezrobocie, poprawia się jakość życia) sprawiła, że popularność zmiany i antysytemowości dotarła do naszego kraju z opóźnieniem – nawet w stosunku do sąsiadów. W Czechach w 2011 r. reprezentujący ten nurt dolarowy miliarder Andrej Babiš założył Akcję Niezadowolonych Obywateli (przewrotność tej nazwy wyraża skrót ANO, czyli TAK). W wyborach parlamentarnych w 2013 r. „niezadowoleni obywatele” nieznacznie ustąpili jedynie socjaldemokratom – zdobyli 18,65% głosów. Do dziś są z nimi w koalicji, a Babiš to w rządzie osoba numer dwa – pierwszy wicepremier, minister finansów. Nawet porażka Bronisława Komorowskiego nie jest wydarzeniem niezwykłym. W ubiegłym roku premier Robert Fico, który zdominował słowacką politykę, w drugiej turze wyborów prezydenckich przegrał różnicą 20% z debiutującym w polityce i pozbawionym zaplecza partyjnego Andrejem Kiską. W poprzednim życiu Kiska był biznesmenem zarabiającym na wysokich odsetkach od szybkich kredytów, który przemienił się w rozdającego pieniądze biednym szefa organizacji charytatywnej Dobry Anioł. Zmiana i antysystemowość są jak grypa, na którą każdy kiedyś zachoruje. W przypadku Polski może to być grypa z ciężkimi powikłaniami. Wielu wyborców – wśród nich także zwolennicy lewicy – poparło Andrzeja Dudę (głosując na niego lub zostając w domu), by na złość Komorowskiemu i Platformie odmrozić sobie uszy. Żagle Kaczyńskiego Zmiana oznacza zakwestionowanie obecnego porządku, niezależnie zatem od proponowanego kierunku jest wymierzona przeciwko rządzącym i sprzyja głównemu pretendentowi do przejęcia władzy. Oczekiwanie zmiany przesądziło o przegranej Bronisława Komorowskiego – kotwicy stabilizującej obecny system partyjny i bezpiecznika chroniącego przed autorytarnymi poczynaniami Prawa i Sprawiedliwości w przypadku zwycięstwa tej partii w październikowych wyborach. Wraz z jego porażką scena polityczna zawirowała, a sondaże wskazują, że wyborcy mogą jesienią powiedzieć Platformie: Vaffanculo! Tego oczekuje m.in. posłanka Krystyna Pawłowicz, która swoją antysystemowość zademonstrowała konsumpcją posiłku w czasie obrad Sejmu. W liście skierowanym 2 czerwca do Pawła Kukiza napisała: „…proszę się NIE PODDAWAĆ! Proszę pozostać POLSKIM WOJOWNIKIEM! Proszę pomóc PiS i innym środowiskom patriotycznym dokończyć zmiany! Proszę nam pomóc! (…) To dziś Pana PATRIOTYCZNY OBOWIĄZEK! Czekamy na Pana w Sejmie!”. Wiatr zmian dmie w żagle Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego jego partia kibicuje antysystemowcom. To, że zgłaszane przez nich sztandarowe pomysły polityczne (np. jednomandatowe okręgi wyborcze czy odcięcie partii od dotacji z budżetu) są sprzeczne z programem PiS, nie ma obecnie znaczenia. Liczy się kruszenie przez antysystemowców Platformy i torowanie drogi do władzy PiS. Jaka to będzie władza? Na spotkaniu z członkami klubów „Gazety Polskiej”, PiS-owskiej awangardy IV RP, Jarosław Kaczyński wyraził życzenie, „żeby w Polsce było jak w Budapeszcie”. Fidesz po dojściu do władzy poprawił prawo wyborcze, dokonując m.in. korzystnych dla siebie zmian granic okręgów wyborczych. Nauczony doświadczeniem przerwanej kadencji Jarosław Kaczyński zrobi wszystko, by zabezpieczyć się przed oddaniem władzy (jeśli ją zdobędzie). Choć Andrzej Duda deklaruje dialog i chęć budowy wspólnoty, już pierwsze jego kroki – złożenie hołdu ofiarom PRL oraz wizyta

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 24/2015

Kategorie: Publicystyka