Po wyborach. I co dalej?

Po wyborach. I co dalej?

07.06.2020 Kielce Wizyta kandydata na prezydenta Rafala Trzaskowskiego w Kielcach N/z Rafal Trzaskowski, Artur Gierada fot. Grzegorz Ksel/REPORTER

Kampania wyborcza i głosowanie zmieniły Polskę, politycznie ułożyły ją na nowo. Czyli jak? Nie jest wcale tak, że Polskę czekają trzy lata niekontrolowanych rządów PiS, Warszawa w tym czasie stanie się Budapesztem, a kolejne wybory będą już tylko fikcją. Kampania wyborcza i głosowanie zmieniły Polskę, politycznie ułożyły ją na nowo. Czyli jak? 10 milionów to nie żarty Zacznijmy od tego, że kampania wyborcza była bardzo dynamiczna, pełna emocji. Podzieliła Polaków, wykopała kolejne rowy, rozgrzała emocje. Na Andrzeja Dudę oddano 10,5 mln głosów, to wielki kapitał – i jego osobisty, i jego formacji. Ale Rafał Trzaskowski zdobył niewiele mniej, bo poparło go 10 mln wyborców. Mamy więc sytuację, że przeciwko PiS, i to zdecydowanie, jest 10 mln Polaków. I są to ci bardziej aktywni, lepiej wykształceni, lepiej zarabiający, bardziej wpływowi. Czy PiS jest w stanie rządzić przeciw nim? Możemy sobie wiele opowiadać, ale odpowiedź na takie pytanie jest krótka – nie. Z taką grupą trzeba się liczyć, nie można iść na frontalne zwarcie. Zwłaszcza że wybory pokazały Polakom tworzącym anty-PiS, że jest ich cała masa. Zobaczyli siebie – stojąc w kolejkach, by oddać głos, przeglądając media społecznościowe, rozmawiając ze znajomymi. Kampania wyborcza ich zintegrowała, wyczuliła na sprawy polityki. Wyborcy anty-PiS przekazali też sygnał politykom. Że oczekują ludzi zdecydowanych, twardo przeciwstawiających się PiS. Zwróćmy uwagę – w tej kampanii było dwoje kandydatów, którzy deklarowali politykę miłości, chcieli łączyć, rozumieć itd. Pewnie mieli rację, ale kampania skończyła się dla nich fatalnie. Małgorzata Kidawa-Błońska została z wyborów wycofana, bo w sondażach zaczęła szorować po dnie, notując poparcie rzędu kilku procent. Rozczarowująco słaby wynik uzyskał też Władysław Kosiniak-Kamysz. A spójrzmy na Rafała Trzaskowskiego i Szymona Hołownię. Trzaskowski wyszedł z drugiego szeregu polityków PO, ale błyskawicznie zaczął zdobywać wyborców. W odniesieniu sukcesu pomógł mu start – kiedy zapowiedział, że rozliczy telewizję publiczną. I tym natychmiast zapunktował. Z kolei Hołownia zbudował swoją pozycję na filipikach przeciw ekipie rządzącej. Obaj najwięcej zyskiwali, gdy twardo punktowali PiS. Tego oczekiwali od nich wyborcy. Można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński, który przyzwyczaił nas do polityki wysokooktanowej, do ciągłych ataków, do mobilizowania, wychował nie tylko zwolenników, ale i przeciwników. Oni wszyscy chcą twardości. Trzaskowski – cel numer 1 Rafał Trzaskowski to odkrycie kampanii. Owszem, nie wygrał z Dudą, ale zabrakło mu naprawdę niewiele. Napędził PiS stracha. Dlatego dziś nikt nie ma złudzeń – dla PiS, dla Kaczyńskiego, dla telewizji publicznej i całego aparatu pisowskiej propagandy – stał się celem numer 1. Muszą go zniszczyć, bo to on, a nie Małgorzata Kidawa-Błońska czy Borys Budka, potrafił zgromadzić wokół swojej kandydatury miliony Polaków. Okazało się, że ma to coś. Na pewno wśród wielu jego deklaracji uwagę przykuwała ta dotycząca Tuska i Kaczyńskiego. Że tego pierwszego nie ma już w polskiej polityce, więc przychodzi pora, by wysłać na emeryturę drugiego. W ten sposób ogłosił się Trzaskowski liderem całej opozycji. Jako szef anty-PiS. Czy sprosta tej deklaracji? To najważniejsze pytanie. Bo nie sztuka ogłosić się przywódcą, sztuką jest nim być. Na jego korzyść działa fakt, że antypisowscy wyborcy chcą zdecydowanego lidera. A na niekorzyść? Że będzie przez PiS niszczony. Przedsmak tego mieliśmy w telewizji publicznej. Dziennikarze TVP bezustannie go atakowali, przede wszystkim jako prezydenta Warszawy. Oskarżając o wszystko – o brak ustawy reprywatyzacyjnej (choć to PiS reguluje ruchem w Sejmie), o oczyszczalnię Czajka, o wypadek miejskiego autobusu, o ulewę… I tak będzie się działo. Warszawa będzie w mediach publicznych pokazywana jako miasto wyjątkowo źle zarządzane itp. Dzień w dzień. Aż do skutku. Trzaskowski stoi więc przed wyborem zero-jedykowym. Albo zostanie zniszczony przez propagandę PiS i wypchnięty z polityki, albo będzie potrafił skutecznie się temu przeciwstawić i będzie liderem jeśli nie całej opozycji, to przynajmniej jej większości. Żeby tak się stało, musi dokonać dwóch rzeczy. Po pierwsze – rozluźnić więzi z PO, zacząć budować swoją pozycję jako polityk stojący ponad partiami. A po drugie, okazać się bardzo dobrym gospodarzem stolicy. Potrafiącym bronić jej przed PiS, ale przede wszystkim bardzo sprawnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 30/2020

Kategorie: Publicystyka