„Mengele” i nowi barbarzyńcy

„Mengele” i nowi barbarzyńcy

Barbarzyństwo triumfuje. Pękają kolejne bariery przyzwoitości. Historia z nadaniem przez Centralne Biuro Antykorupcyjne sprawie znanego kardiochirurga, dr. G., tajnego kryptonimu „Mengele” potwierdza, że rację mają ci, którzy od dawna głoszą, że prawdziwie tragiczna sytuacja jest dopiero za kulisami wielu państwowych instytucji. Że to, co widzimy na co dzień i co tak oburza większość Polaków, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. W mroku tajemnicy służbowej skrywa się brudna piana. Wielka fala hucpiarstwa, bezczelności i poczucia totalnej bezkarności, jakie prezentuje nowy PiS-owski zaciąg kadrowy. Skąd biorą się ludzie, którzy potrafią określić człowieka oskarżonego, a nie skazanego, kryptonimem, który dla Polaków jest symbolem potwornych zbrodni. Josef Mengele, „Anioł Śmierci”, był przecież jednym z największych zbrodniarzy w historii ludzkości. Jego eksperymenty na więźniach hitlerowskich obozów zagłady w Birkenau i Auschwitz doprowadziły do nieopisanych cierpień i śmierci tysięcy ludzi. Polakom ciągle na dźwięk tego nazwiska przechodzą ciarki po plecach. Jak można, będąc przy zdrowych zmysłach, porównać te dwie osoby? Ileż trzeba mieć w sobie nienawiści, by to wymyślić. Jak w gruncie rzeczy chora musi być cała struktura, która poprzez kolejne szczeble decyzyjne przeprowadziła tę operację. I nie jest to tylko problem paru nieobliczalnych ludzi na etatach oficerskich. Przecież w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym mieli się znaleźć najlepsi z najlepszych. Wybitni eksperci, najuczciwsi i najbardziej kompetentni ludzie, jacy tylko są. Mówiono, że tylko tacy mogą sprostać zadaniu walki z korupcją. Ktoś tych ludzi wybrał, dał im realną władzę i sowicie opłacił. Po owocach pracy mieliśmy poznać skuteczność nowej instytucji. No i poznajemy. I jest to wiedza porażająca. Bardzo szczególna musiała być selekcja kadrowa do CBA, skoro mamy do czynienia z taką nikczemnością. Potwierdza się stara prawda, że ciągnie swój do swego. Że agresywni politycy o mentalności totalitarnej szukają sobie podobnych. Znajdą niedoświadczonych i często naiwnych młodych ludzi, których kształtują wedle swoich wzorców. A że niestety sami nie są herosami etyki i kompetencji, to nie wolno zostawiać bez kontroli tego, co i jak robią. Brak realnej kontroli nad policją, prokuraturą i rozbudowanymi strukturami służb specjalnych jest w dzisiejszej Polsce coraz większym problemem. Oddanie tak ogromnej władzy w ręce jednej partii skutkuje wśród nominatów PiS rosnącym poczuciem bezkarności. Ale rośnie też poczucie misji, jaką te struktury mają do spełnienia. Misji definiowanej przez jednego człowieka, przez premiera RP. Dla tej misji, ale też z innych, bardziej przyziemnych powodów, tysiące ludzi gorliwie wykonuje polecenia przełożonych. Skuteczność PiS w zagarnianiu władzy i brak skrupułów w korzystaniu z niej dla wielu jest jak magnes, który przyciąga i wciąga. A zwykli ludzie? Codziennie przekonują się, że obiektywizm, skrupuły moralne i przyzwoitość coraz bardziej uwierają władzę. Tylko co z tego? Choć tym, którzy uważają, że demokracja w Polsce nie jest zagrożona, operacja pod kryptonimem „Mengele” musi dać sporo do myślenia. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 23/2007

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański