Moc truchleje, N… się śmieje

Uczestniczyłam kiedyś w pokazie, jaki przygotowano dla studentów w klinice psychiatrycznej. Pokazywano mianowicie przypadek hebefrenii. Jest to szczególna postać schizofrenii, polegająca na niedostosowaniu myślenia, zachowań i uczuć do sytuacji. Pacjent, którego obserwowaliśmy, miał jedną z rzadszych postaci choroby. Cierpiał mianowicie na wesołkowatość. Niepohamowaną i nieadekwatną do sytuacji.
– Co tam, panie, w polityce? – pyta psychiatra, a ten nieszczęśnik, żeby walił się świat, śmieje się do rozpuku.
– Jaja, panie doktorze! Bomba wybuchła! Ale rozprysk! – woła. – Albo ta powódź, co nie? Setka się, panie doktorze, potopiła jak ślepe szczeniaki!
Oczywiście, omamy i urojenia są zawsze obecne i tu wydawało się biedakowi, że ma wielką moc sprawczą, i wiele od niego zależy. Przebieg choroby jest z reguły przewlekły, z okresami względnej poprawy, ale tylko względnej.
A teraz popatrzcie, moi drodzy czytelnicy, na salę sejmową. Siedzi Sejm i obraduje. Nie jest wesoło. Budżet trudny, coś za coś. Balcerowicz dla niektórych jeszcze trudniejszy, “co złego, to ja”, według niektórych, chodzić z taką tablicą na piersiach powinien. Wszyscy chcą pieniędzy. Nie ma na szpitale, na hospicja, na domy dziecka. Co robić, żeby poprawić sytuację chorych? Co by dzieci nie były katowane i molestowane? Przyszła zima, matka z dzieciakami nie ma dokąd uciec przed pijakiem, bo domów dla rozbitków życiowych za mało. Nikomu nie jest do śmiechu. Rzecznika praw dziecka wybrali. Posłowie poważni, część z tej powagi aż przysnęła, ale miny mają zasmucone, bo nawet jeśli nie czują cudzego nieszczęścia, wiedzą przynajmniej, że czuć je powinni.
Kamera jedzie po sali, daje po oczach, pokazuje nam blade lub rumiane lica. I wiecie co, zawsze jest jeden poseł, który przypomina mi, wypisz wymaluj, tamtego biednego faceta, który nie mógł przestać się śmiać. Operator pokazuje rozchichotaną twarz, jakby się dziwił, że wszyscy refleksyjni, temat ponury, a ten tutaj rży jak koń. Nie może przestać, im bardziej sytuacja nieadekwatna, tym bardziej rży tę swoją odę do radości.
Wiecie już, kto on? – Wiemy! Wiemy! – zakrzykną chórem czytelnicy.
– Taki jest tylko jeden, samotny jak matka tylko jedna, no czasem, jak kto bogatszy, to i dwie się znajdą matki w lodówce, kto nie zna żartu, niech się dowie, o co chodzi. Ten ci jest samowtór w swym rozdwojeniu.
Podczas obrad Stefan śmieje się swym szczerym, wesołkowatym śmiechem i nie może przestać. Za to potem, gdy inni rozluźnieni ustalili coś i uśmiechają się zadowoleni, Niesiołowski udziela wywiadu do kamery, rozdziera szaty jak jaki Rejtan, albo Teresa Orlowski w najnowszym obrazie artystycznym z gatunku tych, co ich poseł nie ogląda, a naród popatrzeć lubi, więc na naród krzyczy:
– Wieprze nikczemne! Plugawy ten! Nikczemny tamten! Wyniszczanie Polski! Pornografia! Balcerowicz won! (co do Balcerowicza spuścił z tonu, bo jeśli go nie poprze na szefa banku, to Unia nie poprze budżetu, a wówczas do widzenia sejmowe diety! A tu już każdy, nawet jak mu się bzik nasili, rozumie, że bez diety nie ujedzie).
– Skandaliczny wybór! Wojująca komunistka! – krzyczał ostatnio pan poseł.
A kogóż to, według wesołkowatego posła, tak skandalicznie wybrano? Otóż Mirosławę Kątną, która ma zostać rzecznikiem praw dziecka i każdy wie, nawet jej przeciwnicy polityczni, że kobieta zna się na rzeczy, jak mało kto i będzie w tym fachu najlepsza. Ma na swym koncie wiele osiągnięć, między innymi walczyła o to, by rodziców wpuszczano do dziecięcych szpitali. Jest także szefem Komitetu Ochrony Praw Dziecka. Czy możemy się łudzić, że rozsądek zwycięży, jeśli w grę nie wchodzi wykopanie ze stołka? Czarno widzę, to, broń Boże, nie żadna aluzja. Nasz bohater się nie podda, on śmiercią gardzi, dawał dowody, wysadzając Lenina, wezwie do broni, jak komunardzi, będzie walczył z Kątną jak Olbrychski z własną fotografią, by Kątna nie pomogła dzieciom. Widać gołym okiem, że gówno go obchodzą dzieci i ich nieszczęścia, ważne jest tylko jedno, by osoba z lewej strony, pozbawiona słodkiego dzióbka, wiecie czyjego?, no, a kto ostatnio z dziećmi wigilijnie się spotkał, jak nie nasza gołębica po przylocie z emiratów?, otóż najważniejsze jest, by taka Kątna nie miała wpływu na nasze dzieci. I tu zgadzają się wesołkowaty Stefan, z ponurym Niesiołowskim, następuje pełna, choć krótkotrwała integracja osobowości.
Pełnej integracji osobowości zarówno czytelnikom “Przeglądu”, jak i bohaterom felietonów – czy to z prawa, czy to z lewa, czy ze środka – życzy wasza ulubiona autorka.

Wydanie: 2000, 51/2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy