Kaczyński postawił na Morawieckiego. Czy już żałuje? Mateusz Morawiecki miał być otwarciem PiS na Europę i na polityczne centrum. Nowoczesną, technokratyczną twarzą ekipy rządzącej. Takie były oczekiwania, także części prawicowych publicystów. Dziś to już nieaktualne. Morawiecki jako premier nie pokazał technokratycznej twarzy. I pewnie już nie pokaże, zresztą wokół jego kariery bankowej rodzi się coraz więcej pytań. Za to coraz chętniej występuje w roli nauczyciela swojej wersji historii, tłumacząc, jak było. A im więcej tłumaczy, tym bardziej wprawia w zakłopotanie świat zachodni. Jego wynurzenia z ubiegłego weekendu, z Monachium, na temat Holokaustu i nie tylko, przebiły pisowskich radykałów. To inna, mniej znana twarz Morawieckiego – narodowego radykała, zoologicznego antykomunisty, którą coraz chętniej pokazuje. Kim pan więc jest, panie Morawiecki? Bankier, bankster czy Misiewicz? Zacznijmy od Morawieckiego bankiera. Na prawicy budowany jest mit wybitnego menedżera i fachowca, tymczasem rzeczywistość jest inna. Jaka? O nią od wielu miesięcy pyta m.in. Adrian Zandberg. Oto jego wpis na Facebooku: „20 lat temu pewien młody człowiek, znany głównie z nazwiska swojego taty, został radnym Akcji Wyborczej Solidarność. Trwała epoka złodziejskiej prywatyzacji, państwo pozbywało się właśnie banków. Jednym z nich był Bank Zachodni. O tej transakcji do dziś krążą legendy. Młody radny AWS był co prawda historykiem (magisterkę pisał o działalności opozycyjnej taty), ale od wczesnej młodości czuł pociąg do rad nadzorczych. Dolnośląski sejmik nie mógł zaspokoić jego ambicji. W 1998 r. zdobył wyjątkowe trofeum: z politycznego nadania trafił do władz prywatyzowanego banku. Nowi właściciele świetnie odnaleźli się w lokalnym układzie politycznym. Zainwestowali w radnego, który chętnie dawał twarz decyzjom podejmowanym w zagranicznej centrali. Ten młody radny nazywał się Mateusz Morawiecki. Komu służy dzisiaj? Warto zadać to pytanie, zanim miliardy z budżetu trafią pod kontrolę prywatnych funduszy inwestycyjnych”. I jeszcze jeden wpis: „Mateusz Morawiecki premierem? Zanim obejmie funkcję, powinien wytłumaczyć się w końcu z podejrzeń o konflikt interesów. Mateusz Morawiecki forsował rozwiązania zyskowne dla sektora bankowego, z którym jest powiązany. Chciał, by fundusze inwestujące w budowę biurowców były zwolnione z podatku dochodowego. Nawet rządzony przez PiS Narodowy Bank Polski przestrzegał, że nie ma powodu zwalniać tych funduszy z podatków. Przestrzegał, że może to spowodować wzrost spekulacji na rynku nieruchomości i nadwyrężyć budżet państwa. W Hiszpanii jednym z największych beneficjentów wprowadzenia takiej ulgi podatkowej stał się bank Santander, poprzedni pracodawca Morawieckiego. BZ WBK, czyli polski oddział banku Santander, zyskał już na decyzjach forsowanych przez Morawieckiego. Dzięki temu, że zrezygnowano z rozwiązania problemu frankowiczów, banki umoczone w kredyty frankowe odnotowały przez ostatnie dwa lata spektakularny wzrost cen akcji. Kiedy Morawiecki obejmował swoje stanowisko, akcje BZ WBK kosztowały ok. 270 zł. Dwa lata później za jedną akcję trzeba było zapłacić 385 zł. Przypomnijmy – Mateusz Morawiecki przed objęciem stanowiska w rządzie był prezesem tego banku. Według oświadczenia majątkowego posiada nadal ponad 13 tys. akcji BZ WBK. Od 2015 r. sporo na nich zarobił – obecnie są warte ponad 5 mln zł. Teraz, w związku z nową funkcją, Mateusz Morawiecki będzie dodatkowo zwierzchnikiem Komisji Nadzoru Finansowego, czyli instytucji, która kontroluje banki. W tym bank, którego jest udziałowcem. Sprawa akcji to niejedyna wątpliwość, która wiąże się z postacią Morawieckiego. Tajemnicą poliszynela jest, że jako wicepremier utrącił reformę PIT. Dziś najbogatsi płacą w praktyce niższe stawki od pracowników. Podatek jednolity miał być ostrożnym krokiem w stronę przywrócenia elementarnej sprawiedliwości podatkowej. Mateusz Morawiecki powinien publicznie wytłumaczyć, jaka była jego rola w utrąceniu tego projektu. I jak wiele osobiście zarobił na systemie podatkowym korzystnym dla najbogatszych”. Na te pytania Morawiecki nie udzielił odpowiedzi. One jednak, jak to w polityce bywa, nie straciły z tego powodu ważności. Przeciwnie, będą pewnie wiele razy stawiane. Morawiecki będzie musiał się wytłumaczyć, jak do banku trafił i jakim był prezesem. W zasadzie bowiem o tamtych czasach niewiele wiemy. Tyle, ile mówi










