Na co się zanosi

Na co się zanosi

Krzaklewski nie uzyska zapewne otwartego poparcia Kościoła. Ale to będzie “swój“ kandydat

1.
Sondaże zapowiadają wyborcze zwycięstwo Aleksandra Kwaśniewskiego i sukces SLD w rok potem. Ta łączność wydaje się naturalna, bo Aleksander Kwaśniewski jest przecież człowiekiem SLD (SdRP, PZPR…). W istocie jednak pierwsze ważne pytanie powinno by brzmieć: czy oczekiwane zwycięstwa prezydenta i jego dawnej partii będą rzeczywiście tożsamym politycznie rezultatem i czy, w szczególności, z sukcesu Aleksandra Kwaśniewskiego na jesieni 2000 można będzie wnosić z dużą pewnością o wygranej SLD na jesieni 2001? Myślę, że w obecnym stanie rzeczy odpowiedź na oba pytania jest negatywna: Kwaśniewski może wygrać, a SLD przegrać, choć raczej nie odwrotnie, i nie byłoby to bynajmniej niekonsekwencją wyborców.
Można to uzasadnić względami konstytucyjnymi. Wybierając prezydenta, wybiera się symbol, wybierając parlament, wybiera się władzę. Z tego z kolei wynikają różne oczekiwania co do zachowań i stylu kandydatów: czego innego spodziewamy się po prezydencie, czego innego zaś po parlamentarzyście. Ale w ten sposób od uzasadnień konstytucyjnych zbliżamy się do politycznych. Kandydat na prezydenta powinien przedstawiać jakąś wizję kraju i jego stosunków ze światem, nawet jeśli wyborca wie, że prezydentowi przysługuje tylko niewiele władzy. Ale może mówić “nie”: nie będzie więc rozliczany z tego, czego mu się nie uda dokonać, ale za to, na co się będzie godził. Proszę zauważyć, że ten układ sprawia, iż prezydent jest poniekąd bliższy wyborcom niż na przykład miniminister: oni podobnie niewiele mogą zdziałać, ale też mogą mówić “nie” (na tym polega ciągle jeszcze popularność Vaclava Havla).
W 1995 roku Aleksander Kwaśniewski wygrał dzięki odmienności stylu w porównaniu z Wałęsą i dzięki tej wizji, która była zawarta implicite w działaniach klubu parlamentarnego SLD pod jego przewodnictwem i która potem znalazła wyraz w kompromisie konstytucyjnym. Kwaśniewski nie ponosił natomiast odpowiedzialności za rząd, o czym nb. powinni pamiętać krytycy Krzaklewskiego, który też za Boga nie chciał być premierem. W kraju takim jak Polska, kraju w drodze, gdzie wizje z konieczności różne są od osiągnięć, trudno jest z premiera awansować na prezydenta.
Nie sądzę, by szanse Kwaśniewskiego na reelekcję zależały w istotnej mierze od jego kampanii. Ma on już dobrze utrwalony wizerunek u wyborców. Powinien tylko uważać, żeby go zbytnio nie obciążyć kazaniami i ceremoniami. Wspomniałem Havla. Ktokolwiek jednak chciałby się w Polsce wzorować na czeskim prezydencie, powinien zauważyć, że w Czechach jego kazania są bez konkurencji, w Polsce natomiast wszystkie kazalnice są zajęte. Jeśli nawet biskupi idą spać, to Adam Michnik czuwa…
2.
W możliwość pokonania Aleksandra Kwaśniewskiego nie wierzy w istocie żaden z rywali. Chodzi jednak o to, żeby wymusić drugą turę i nawiązać w niej “równy pojedynek”, na co mógłby ewentualnie liczyć jedynie kandydat prawicy (AWS).
Trzy partie, jak dotąd, obrały trzy różne taktyki. Unia Pracy zrezygnowała z wystawiania własnego kandydata i wezwała do wsparcia Kwaśniewskiego (86% głosów w wewnątrzpartyjnym referendum wybrało to rozwiązanie). PSL niemal jednomyślnie wystawił do walki swego prezesa Kalinowskiego. Unia Wolności postanowiła nie wystawiać własnego kandydata i nikogo nie popierać.
Decyzja UP ma wymowę oczywistą. Unia Pracy chce, żeby Kwaśniewski wygrał w pierwszej turze, co by radykalnie osłabiło rządzącą koalicję i zwiększyło szanse lewicy w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Unia Pracy nie podniosła się jeszcze po poprzednich klęskach i jej własny kandydat nie mógłby liczyć na lepszy wynik niż w 1995. Tak przynajmniej oceniła decydująca większość członków, a to jest oczywiście samosprawdzająca się prognoza.
Równie przejrzysta jest decyzja PSL. Stronnictwo będzie walczyć o odzyskanie swego naturalnego elektoratu wiejskiego, aby zwiększyć swe szanse w 2001 roku. Rywalem PSL będzie Samoobrona, chyba że dojdzie przedtem do “koalicyjnego układu” z Lepperem. A poza tym Kalinowski będzie chciał odebrać trochę wyborców wiejskich Kwaśniewskiemu.
Najwięcej zdumienia wywołała decyzja Unii Wolności, choć zanosiło się na nią od dawna, właściwie od momentu, kiedy grupa “Tygodnika Powszechnego” i Czesław Miłosz “który się do niej przyłączył”, a także grupa estradowców wezwały UW do poparcia kandydatury Andrzeja Olechowskiego. Tego było “starej Unii” za wiele: raz już przehandlowała duszę Leszkowi Balcerowiczowi, ale to jest przynajmniej ktoś, Mefisto, jak się patrzy. Sprzedać się Olechowskiemu, który jest najbardziej niewyraźną postacią na naszej scenie politycznej – to byłby dyshonor. Rada Krajowa Unii wybrała zatem bierność i to bierność zupełną, odrzucając nawet wnioski o zachowanie otwartej furtki na prawicę. To akurat słusznie, choć mówi się, że Unia poparłaby Płażyńskiego, gdyby został on kandydatem AWS, ale wiadomo, że nie ma na to żadnych szans. Kandydatem AWS będzie Marian Krzaklewski i w Unii Wolności uznano widać, że ta gra jest skończona. “Obiektywnie”, jak niegdyś mawiano, wycofanie się Unii sprzyja zwycięstwu Kwaśniewskiego już w pierwszej turze, ponieważ wyborcy Unii mają na Mariana Krzaklewskiego ostrą alergię i na pewno nie przeniosą na niego swych głosów.
Napisałem, że kandydatem AWS będzie Marian Krzaklewski. Wprawdzie partie wasalne, SKL, ZChN i po trosze nawet PPChD, jeszcze dyskutują o prawyborach, ale piasek sypie się w klepsydrze, czas upływa. Krzaklewski po prostu nie może ustąpić, nie rujnując całkowicie swej pozycji politycznej i związkowej. Zanosi się z jego strony na bardzo brutalną kampanię, którą będzie aplikował klan pampersów: Wiesław Walendziak odnowił już w ich imieniu przysięgę lenną, występując przeciw własnej partii SKL żądającej prawyborów w AWS. Ponieważ Krzaklewskiego wesprze też całym ciężarem aparat “Solidarności” i nominaci AWS w instytucjach publicznych, zanosi się na szczególną kombinację ideologicznej histerii kandydata i pretensji socjalnych elektoratu związkowego.
Marian Krzaklewski określił już swoją sylwetkę kandydata: jest husarzem spod Kircholmu.
Ciekaw jestem, czy ironiczne niedowierzanie inteligentów, że przyjdzie im wybierać husarza na prezydenta, wystarcza, by zdyskwalifikować ten pomysł. Marian Krzaklewski nie uzyska zapewne otwartego poparcia Kościoła, ale trzeba pamiętać, że retoryka i wyobraźnia estetyczna tego kandydata odpowiadają całkowicie polskiemu katolicyzmowi ludowemu. To więc będzie “swój” kandydat.
Chyba że odbierze mu znaczną część tego elektoratu Jan Łopuszański, który poza tym, podobnie jak Andrzej Lepper, ma szanse uruchomić wielu abstencjonistów i zmienić kalkulacje w sposób mało przewidywalny.

Wydanie: 19/2000, 2000

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy