Dzisiaj nie ma już żadnej wielkiej zmiany, wielkiej idei. Jest po prostu grupa przestępcza Andrzej Celiński – uczestnik Marca 1968, współpracownik KOR, organizator Towarzystwa Kursów Naukowych, w czasach NSZZ Solidarność szef gabinetu Lecha Wałęsy. Uczestnik Okrągłego Stołu, senator OKP. Wiceprzewodniczący Unii Demokratycznej (lata 1993-1994), potem w UW (do 1996 r.). W latach 1999-2004 wiceprzewodniczący SLD, potem w SdPl (do 2008 r.). Czy to już jest koniec post-Solidarności, koniec PO-PiS? Pańskiego pokolenia? – To się dawno skończyło. Tego nie było już za Tuska. Owszem, oddawali się rytuałom, zwłaszcza wokół Lecha Wałęsy, rocznicy 31 sierpnia, ale Solidarność jako paradygmat kulturowy, jakieś wartości, bliskości, zainteresowanie innym człowiekiem… Nie ma o czym mówić. Tego nie ma. A co jest? – Mogę zacząć od Jana Pawła II? ? – Kiedy słuchałem Jana Pawła II we wczesnych latach 80., gdy mówił o konsumpcjonizmie, zaraz obok jego „cywilizacji śmierci”, jako wielkim zagrożeniu dla współczesności, naszej kultury, wspólnego życia itd., to się podśmiewałem w duchu. Jaki konsumpcjonizm?! My nie mamy podstawowych rzeczy, a on o konsumpcjonizmie. A to była przestroga dla świata. Prorocza i dla nas. Pieniądz, pogoń za nim, jego posiadanie i porównywanie się z innymi są puste, nic dobrego z tego nie wyniknie! Miał rację. A ja mam wrażenie, pewność, że ta pogoń za kasą, konkurencja, kto ma więcej, lepiej, szybciej, zastąpiła wszystko inne. Poszło głęboko. Do miasteczek, na wieś. Kto urządzi większe weselisko? Czy kupię synowi beemkę? Może mieć ćwierć wieku i rdzą przeżarte progi, ale beemkę. 15-20 lat temu, kiedy ludzie zamykali się w wielkich miastach, w Warszawie w kondominiach, grodzili osiedla, instalowali domofony, kiedy dbałość o prywatność stawała się samoizolacją i wykluczeniem, myślałem, że może to warszawskie zboczenie, zagrożenie wielkomiejską przestępczością, ale gdzieś tam na pięknym Podlasiu, Lubelszczyźnie jest inaczej, tam to nie dojdzie. Nie jest inaczej. Konsumpcjonizm, wszechobecna konkurencja, zawiść zabiły solidarność. Tak, nie wszędzie, nie w każdej małej społeczności, ale jest tego wystarczająco, by zabić społeczne więzi. To nagle wybucha, a potem tego nie ma Mówi pan o konsumpcjonizmie, a przecież wystarczy włączyć telewizor, by usłyszeć różne patriotyczne pogadanki: że Solidarność, że Sierpień… Co to jest? – To jest dowód na coraz mniejszą wiedzę. Kogo? – O „onych” w ogóle nie mówię. Nie ma o czym mówić. O tych demiurgach propagandy. To jest tak płaskie i tak mierne, że w ogóle mnie nie interesuje. Mnie interesują tak naprawdę normalni ludzie, którzy te 80 lat swojego życia muszą z jakimś sensem przeżyć, sami ze sobą, ze swoją rodziną, w szerszym kontekście społecznym. No i mają swoje państwo. Mają telewizję, radio, internet. Zaglądają tam. I zderzają się z problemem wątłości wiedzy, wątłości relacji, brakiem autorytetów, płynnością wszystkiego, w tym tego, co ważne. Dlaczego wątłości? – Bo w pokoleniach, których PESEL zaczyna się od cyfry 6 i młodszych wiedza powszechnie używana oparta jest dzisiaj na internecie. W sieci wszystko jest bardzo szybkie, ogarniające cały właściwie świat w czasie realnym, ale szalenie ulotne. Pomyślałem o KOD, o czarnych parasolkach, o Strajku Kobiet. To nagle wybucha, w dużej mierze także dzięki internetowi, ni stąd, ni zowąd jest 50 tys. ludzi na ulicy, a potem tego nie ma. Bardzo szybko tego nie ma. Nic właściwie nie pozostaje. Może poza frustracją, niepokojem, zniechęceniem. Słowa klucze, pojęcia klucze, wykrzykiwane hasła, skandowane oczekiwania to są takie balony, na użytek chwili. Na użytek doraźnego sporu. Chwilowej identyfikacji. Ale tego nie ma w sercu. Jeśli jest w sercu, to już na pewno nie w mózgu. Nie ma czasu na formułowanie jakichś głębszych myśli, na debatę, ważenie racji, kompromis. A w sercu konsumpcjonizm? – Tak. Może bardziej w mózgu. A te wykrzykiwane słowa to raczej maczuga. Albo tarcza. Ale nie serce. Nie chciałbym, żeby tu zabrzmiała jakaś fałszywa nuta – wierzę, ale to jest w sferze wiary, a nie wiedzy, że ludzie jednak tęsknią za czymś innym. Za czymś szlachetniejszym. Za powagą. Sensem. Dlatego oskarżam organizacje wpływu, nie tylko te polityczne, ale i media, Kościół, celebrytów, o to, że nie podejmują nawet najmniejszych prób dotarcia do tych marzeń. Nawiązania z nimi kontaktu. To, co kiedyś było w mediach ciekawostką, marginesem, haczykiem na czytelnika, słuchacza, widza, stało się głównym nurtem życia społeczeństwa. Uznano, że mamy nowoczesną politykę, nowoczesne życie społeczne,










