Niech służąca służy

Niech służąca służy

Warszawa 07.11.2018 r. Joanna Kuciel-Frydryszak - pisarka. fot. Krzysztof Żuczkowski

Klasa średnia zazwyczaj nie robiła w domu niczego, we wszystkim wymagała obsługi Joanna Kuciel-Frydryszak – dziennikarka, autorka biografii „Słonimski. Heretyk na ambonie” oraz „Iłła” (o Kazimierze Iłłakowiczównie). Niedawno wydała opowieść o losach kobiet idących na służbę do miasta – „Służące do wszystkiego”. Kiedy pani Hanka (np. ta z powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, co pamiętnik pisała) szła do kawiarni na ploteczki z Bubą czy Lalą albo na fajfy, albo na spotkanie z adoratorem, co robiła wtedy jej służąca? – Przede wszystkim już dawno była na nogach, wstawała o piątej, szóstej, czyściła buty państwa, szykowała śniadanie, jeżeli była zima, paliła w piecach. Klasa średnia zazwyczaj nie robiła w domu niczego, we wszystkim wymagała obsługi. No więc służąca podawała wodę do picia do łóżka, szykowała kąpiel, ścieliła, sprzątała, froterowała podłogi, nakrywała do stołu – musiało być wykwintnie, a to wymagało czasu. Potem trzeba było „pomyć statki”, przygotować deser. I tak do wieczora. Dzień kończyła rozliczeniem wydatków ze sprawunków, planowała następny – co kupić, co ugotować. W książce podaje pani przepis „mniej pracochłonny” na leguminę czekoladową. Trzeba rozpuścić, zagotować, wsypać, rozmieszać, nieco wygotować, ostudzić, rozetrzeć w makutrze, znowu kolejne składniki pododawać, wstawić do rondla z wrzącą wodą i gotować trzy kwadranse, wciąż dolewając wody na trzy palce, wyrzucić na półmisek, oblać kremikiem śmietankowym. To ta wersja mniej czasochłonna. – Nigdy nie zrobiłam tej leguminy, bo przeraża mnie stopień skomplikowania. A to tylko jedna czynność, którą miała do wykonania służąca. Jeżeli w domu były dzieci, musiała zajmować się także nimi. Bo nie rozmawiamy o domach bogatej burżuazji czy arystokracji – tam zatrudniano liczniejszą służbę – mówimy o służących adwokatów, urzędników niższego szczebla, literatów. …dyplomatów – jak mąż wspomnianej Hanki Renowickiej. – Nasza służąca robiła wszystko. „Do wszystkiego służącej poszukuje się”, pisano w ogłoszeniach. Te dziewczyny z samych dołów społecznych stanowiły najliczniejszą grupę służących. Chyba dla większości z nas synonimem takiej służącej jest Hanka z „Moralności pani Dulskiej”. Ofiara, ale kuta na cztery nogi. Wierzymy, że jak ją odprawią z pieniędzmi, to nawet z bękartem sobie poradzi. – Boy-Żeleński zarzucał Zapolskiej, że będąc adwokatką tej służącej, nie pokazała jej jako osoby budzącej sympatię. Chyba bezwiednie stworzyła taką postać, choć służące bywały różne. A z tym radzeniem sobie to było trudno. Ciężarne dziewczyny wracały na konserwatywną wieś, gdzie spotykały się z gniewem ojca, ostracyzmem. No i z biedą, bo jeśli nawet dostały od pracodawców jakieś pieniądze, szybko się one kończyły. A co potem? Wspomina pani o pewnym wyjątku. Anna Kaźmierczak, prababcia kanclerz Angeli Merkel, miała szczęście. Wróciła ze służby pod Gnieznem z dzieckiem, znalazła męża, założyła rodzinę. – Jej się udało, nielicznym innym też, ale to się zdarzało rzadko. Służąca nie mogła zabrać swojego dziecka do służbówki, nie mogła z nim przy boku dalej pracować. Nikt się na to nie godził. A jeszcze charakter pracy wymagał poświęcenia się rodzinie chlebodawców, dla własnej nie starczało już czasu ani siły. Ciężarne musiały więc wracać w niesławie. Stąd te wychodki, z których słychać było płacz dziecka. Zdesperowane dziewczyny topiły noworodki w dołach kloacznych. Skala problemu była bardzo duża. W zaborze pruskim – pisze pani o tym – kobiety mogły dochodzić ustalenia ojcostwa i występować o alimenty, w Kongresówce – nie, wciąż obowiązujący Kodeks Napoleona nie dawał takiej szansy. – Dlatego w zaborze pruskim prawie wcale nie było podrzutków, nie było zjawiska zabijania nowo narodzonych dzieci. Ta różnica w prawie funkcjonowała jeszcze w 20-leciu międzywojennym. W książce opieram się na statystykach z międzywojnia i te różnice wciąż są widoczne. W zaborze pruskim i na polskich pruskich ziemiach pozaborowych było bardzo mało służących analfabetek, inaczej niż w zaborze rosyjskim. Podział na dwie (nawet trzy?) Polski ciągle widać. Co panią skłoniło do odtworzenia życia służących? – Ta książka wynika z poprzedniej, poświęconej Kazimierze Iłłakowiczównie. Zajmując się życiem poetki, spotkałam jej służącą Grabosię – Józefę Grabowską. Osobę zaufaną, kochaną, bardzo bliską Ille. Uwiodła mnie ta historia, że służąca może się stać kimś tak bliskim. Zaczęłam się zastanawiać, czy to był ewenement,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 48/2018

Kategorie: Kultura