Niemieckie chichy i chachy

Niemieckie chichy i chachy

Trudno powiedzieć, że Niemcy mają znakomite poczucie humoru, ale z pewnością bardzo lubią się śmiać

Z czego śmieją się Niemcy? Jest kilka odpowiedzi na to pytanie. Jedni twierdzą, że Niemcy chętnie śmieją się z sąsiadów, Austriaków, Szwajcarów, Holendrów, Belgów, Duńczyków, Francuzów, ale też niestety z Polaków. Klasyką tego gatunku jest powiedzenie: Jedź do Polski, twoje auto już tam na ciebie czeka.
Druga teza mówi, że Niemcy chętnie śmieją się z siebie samych. Jest też trzecia teza – Niemcy nie mają poczucia humoru. Ich żarty są ciężkie, ponure, ordynarne. „Inne narody mają poczucie humoru, a Niemcy na poważnie trenują swoje mięśnie służące do śmiechu” – napisał jeden z analityków humoru. Która z tez jest prawdziwa? Najbardziej racjonalnie wygląda opinia, że w Niemczech śmieją się chętnie, a przede wszystkim głośno.

Mogą rozbawić każdego?

Okazuje się jednak, że niemieckie poczucie humoru stwarza problemy także samym Niemcom. Ponoć żadna inna nacja nie rozprawia tak poważnie na temat swojego humoru. Organizuje się seminaria, spotkania fachowców, na których rodzimi gelastolodzy (naukowcy od śmiechu) z uczonymi z zagranicy dyskutują na temat „narodu bez żartów”.
Tygodnik „Der Spiegel” poświęcił poczuciu humoru u swoich rodaków poważny esej. Zdaniem autora tekstu pt. „Bardzo śmieszne”, Niemcy uważają się za wręcz wariacko dowcipnych. Aż trzy czwarte mieszkańców tego kraju jest zdania, że może doprowadzić do śmiechu salę pełną ludzi. Jednak rzeczywisty dorobek narodowy żartów w Niemczech pozwala wątpić w to stwierdzenie.
– Niemcy są skłonni do żartów, ale jak dotąd można się z tego tylko pośmiać – pisze „Der Spiegel”. Sceptycznie odnosi się do wyników sondy przeprowadzonej przez pismo „Lisa”. Opublikowano w nim następujące wyniki: 74% mężczyzn i 69% kobiet jest zdania, że gdy są w nastroju, potrafią doprowadzić do śmiechu sale pełne ludzi. Czy to tylko zła samoocena? A może autoironia?
90% pytanych przez ankieterów Niemców twierdzi też, że potrafią się śmiać z siebie. To deklarowane poczucie humoru wygląda też bardzo szlachetnie, bo większość ankietowanych nie chce odczuwać radości z cudzego nieszczęścia. Tylko co czwarty Niemiec przyznaje, że cieszą go wpadki i wstydliwe sytuacje bohaterów zbiorowej wyobraźni, np. Bustera Keatona albo Jasia Fasoli. Wielu współczesnym Niemcom wydaje się, że nie bawią ich już kawały o mieszkańcach Wschodniej Fryzji (Ostfreisen), o Austriakach, urzędnikach, blondynkach, kierowcach manty (sportowa wersja opla) i innych grupach powszechnie uznawanych za śmieszne. Niemcy są przekonani, że w ich kraju rodzą się nie tylko poeci i myśliciele, ale również komicy wielkiego formatu, np. popularni rozśmieszacze medialni Wilhelm Busch, Karl Valentin Loriot, Harald Schmidt.

Antyśmiech

Ale istnieje też zupełnie inna opcja, która sądzi, że Niemcy w porównaniu z innymi nacjami jednak chętniej śmieją się z cudzego nieszczęścia. Jak zresztą inaczej można wytłumaczyć przejęcie słowa Schadenfreude przez wiele języków, niż tylko w ten sposób, że żadne inne nie oddaje lepiej tego haniebnego uczucia.
Niemcy obracają się wokół spraw analnych. Najchętniej i najgłośniej śmieją się z prymitywnych odruchów ciała. Z drugiej jednak strony, prawie nigdy ich kawały nie opowiadają o samym stosunku seksualnym. W tym istotnie się różnią od innych narodów.
Co roku 1 lipca świętuje się w Niemczech Dzień Żartu. Zbierają się błaźni i rozpoczyna się zabawa. W kraju działa ponad 3 tys. klubów błazeńskich, w których emocje i walki wewnętrzne często przypominają wrzenie w partii politycznej. Ale ponieważ wszelkie przejawy życia zbiorowego Niemców są traktowane poważnie, także Dzień Żartu jest wcześniej zaplanowany. W trakcie obchodów musi być jasne, kiedy trzeba się śmiać. Ułatwia to kapela dająca znaki. Publika doprowadza się do stanu upojenia, sącząc piwo, a potem w rytm muzyki wszyscy zaczynają się bujać w prawo i w lewo. Jest to tradycyjny niemiecki sposób osiągania nirwany.
Wiele osób wątpi w kulturę żartu naszych sąsiadów i nie wierzy wynikom sondaży. Niemiecki żart uchodzi za wyjątkowo toporny i nierzadko ponury, korzysta z zupełnie niedopuszczalnych, politycznie niepoprawnych uogólnień niskiej jakości. Z drugiej jednak strony, Niemcy mają niekończący się repertuar kawałów, o których są przekonani, że każdego rozśmieszą.
Na tym tle paradoksalnie brzmi rozpowszechniony wśród niemieckiego społeczeństwa pogląd, że Niemcy śmieją się za mało. Ale to z kolei potwierdzają wyniki sondażu przeprowadzonego na zlecenie magazynu „ZeitWissen”. Z 1007 zapytanych co trzeci przyznał, że już dawno się nie śmiał, 91% badanych zaś chciałoby więcej żartować razem z innymi.
Sami Niemcy przyznają, niekiedy, że ich żarty są niskiej jakości. „Spiegel” online podaje liczne przykłady określane w internecie jako kiepski kawał. Śmiałeś się już dziś? – pyta portal. – Tym lepiej, tu znajdziesz kilka żartów, przy których odejdzie ci ochota do śmiechu.

Terror śmiechu

Do ciekawych wniosków dochodzą obserwatorzy z zewnątrz. Np. Susanna Homerova, Słowaczka, która mieszka od pewnego czasu w Hamburgu, twierdzi na łamach niemieckiej prasy, że Niemców przede wszystkim cechuje brak strachu przed kiepskimi żartami.
– W Niemczech muszę się śmiać ze wszystkiego – mówi.
– Znam wielu młodych Niemców, którzy ciągle się śmieją, gdy opowiadają kawały o politykach, policjantach, perwersyjne i o blondynkach. Myślę, że Niemcy są dużo radośniejsi, niż się o nich mówi. Chodząc po ulicach, zauważam odprężone, uśmiechnięte twarze. Od początku też nie bałam się sama opowiadać kawałów, ponieważ młodzi Niemcy nie przyjmują wszystkiego tak strasznie poważnie. Najśmieszniejsze jest, kiedy oni śmieją się sami z siebie. Wcale nie uważają się za najlepszych – może tego nauczyła ich historia. Nikt tutaj nie drży też przed autorytetami. Dlatego można się śmiać ze wszystkich i ze wszystkiego.
– Niemcy nie tworzą jakichś szczególnie inteligentnych żartów – przyznaje jednak Susanna Homerova. – Ich humor określiłabym jako niski, ale może taki musi być żart, aby każdy go rozumiał. Nie lubię jednak typowego stylu śmiania się tutejszych mężczyzn. W grupie brzmi to okropnie, te przerażające chachy. Śmiech kojarzy mi się wówczas z turniejem, w którym każdy chce być najlepszy. Jest w tym nawet jakiś odcień groźby.
Badacze śmiechu twierdzą, że Niemcy są nacją podzieloną. Połowa jest opanowana przez romantyczną nirwanę i nie rozumie rzeczy absurdalnych. Wszelkie żarty tego typu muszą być najpierw wytłumaczone, by autentycznie rozśmieszyć. Tych Niemców trzeba uprzedzać, że będzie śmiesznie. Można to dostrzec przy tłumaczeniach amerykańskich tytułów filmów. Regułą jest, że w tytułach filmów komediowych pojawia się przymiotnik „zwariowany”. Niemiec nie chce kupować kota w worku. Jeżeli jest humor, musi być to uwidocznione na opakowaniu.
Na szczęście druga połowa potrafi śmiać się z żartów abstrakcyjnych, filozoficznych, gdzie aluzja do rzeczywistości jest mocno ukryta.

Współpraca Olga Tumiłowicz-Pilinko

_____________________________

„Kiepskie” niemieckie żarty:
A oto wybór niemieckich dowcipów, które „Der Spiegel” określił mianem kiepskich żartów. Nam jednak wydały się nie takie kiepskie.

– Mąż i żona w zoo. Podczas oglądania drapieżników mąż mówi: Co by powiedziały te tygrysy, gdyby umiały mówić? Żona na to: Powiedziałyby – jesteśmy lwami, a nie tygrysami, ty ośle.

– Szara komórka przybyła przez przypadek do mózgu mężczyzny. Wszędzie ciemno, pusto, bez życia. Huhu! – woła szara komórka. Żadnej odpowiedzi. Huhu! – powtarza szara komórka. Nagle pojawia się druga szara komórka i pyta: Co ty tu robisz zupełnie sama, chodź ze mną, my jesteśmy wszystkie na dole.

– Amerykański okręt zbliża się do obcego obiektu, który tarasuje mu drogę. Kapitan USS: Proszę zmienić kurs o 15 stopni na północ, żeby uniknąć kolizji.
Odpowiedź: Ja proponuję, że to wy zmienicie kurs o 15 stopni na południe, żeby uniknąć kolizji.
Amerykanie: Mówi kapitan okrętu wojennego Stanów Zjednoczonych. Powtarzam ponownie – wy zmieńcie kurs.
Odpowiedź: Nie, powtarzam ponownie – wy zmieńcie kurs.
Amerykanin wkurzony: Mówi kapitan lotniskowca USS Lincoln, drugiego największego okrętu bojowego amerykańskiej marynarki wojennej floty atlantyckiej. Towarzyszą nam trzy niszczyciele, trzy krążowniki i wiele innych okrętów wspomagania. Domagam się, abyście to wy zmienili kurs 15 stopni na północ. W innym przypadku podejmiemy kontrdziałania, ażeby zapewnić bezpieczeństwo tego statku!
Odpowiedź: Mówi latarnia morska – wasz wybór.

– Wóz policyjny rozbija się na drzewie. Policjant mówi: Tak szybko na miejscu wypadku to jeszcze nie byliśmy!
– Max pyta mamę: Czemu tata ma tak mało włosów na głowie?
Mama odpowiada: Ponieważ tata tak dużo myśli.
Max: To dlaczego ty masz tak dużo?
Mama: Cicho bądź i baw się dalej!

– Ksiądz i zakonnica jadą w podróż w szwajcarskie Alpy. Podczas drogi zaskakuje ich spadająca zaspa, ale udaje się im dotrzeć do chatki. Kiedy tam doszli, szykują sobie nocleg. W chatce jest szafa pełna kołder, śpiwór i tylko jedno łóżko. Jako dżentelmen ksiądz mówi: Siostro, śpij w łóżku, ja wezmę śpiwór. Ksiądz zasunął zamek w śpiworze i zamknął oczy, gdy rozlega się: Ojcze, jest mi zimno! Ksiądz uwalnia się ze śpiwora, przynosi kołdrę i przykrywa nią siostrę. Udaje się po raz drugi do śpiwora, chce pogrążyć się we śnie. Znów słyszy: Ojcze, ale mnie ciągle jest zimno! Jeszcze raz przykrywa siostrę, ale gdy próbuje zasnąć, słyszy: Ojcze, ale mi jest taaaak zimnoooo! Tym razem ksiądz pozostaje na miejscu i odpowiada: Siostro, mam pomysł. Jesteśmy tu odcięci od świata, nikt nigdy nie dowie się, co tu się wydarzyło dzisiejszej nocy. Szelmowsko mruczy i dodaje: Możemy zachowywać się, jakbyśmy byli małżeństwem. Siostra na to właśnie czekała i odpowiada: O tak, to byłoby piękne. Na to ksiądz: To se wstań i przynieś tę cholerną kołdrę sama.

– Helmut Kohl przelatuje wzrokiem list po angielsku, znajduje w nim gdzieś zdanie „I don’t know it?” Helmut idzie do swojej sekretarki i pyta, co właściwie znaczy „I don’t know it?”. Sekretarka: Nie wiem! Kohl: Szkoda, będę musiał zapytać kogoś innego.

SĄSIEDZI NIEMCÓW I INNE NACJE

– Szwajcar leży w szpitalu. Ma połamane wszystkie kości. Jego sąsiad pyta: Jak to się stało? Szwajcar odpowiada: Łowię niedźwiedzie.
– I co się stało? Szwajcar: Stałem przy małej jaskini i zawołałem: Huhu, Misiu! I nadszedł mały miś, a ja puściłem go wolno. Potem stanąłem przy średniej jaskini: Huhu, Misiu! Przyleciał średni miś, ale był ciągle za mały. Potem zawołałem do ogromnej jaskini: Huhu, Misiu! – I co wtedy? Szwajcar: Wtedy nadjechał Alpen-Express.

– Szwajcar pyta Austriaka: Co to jest? Brązowe, ma cztery nogi, stoi na łące i ma siano w głowie.
Austriak myśli godzinę i odpowiada: Nie wiem.
Szwajcar rozwiązuje zagadkę: To jesteś ty i twój brat.
Austriakowi podoba się kawał i chce go od razu dalej opowiedzieć. Idzie do Włocha i pyta: Co to jest? Brązowe, ma cztery nogi, stoi na łące i ma siano w głowie.
Włoch odpowiada: Myślę, że to jest krowa.
Austriak zaczyna płakać: Nie, to jestem ja i mój brat.

– W przedziale siedzą piękna blondynka, zakonnica, Holender i Niemiec. Pociąg wjeżdża nagle do tunelu i robi się zupełnie ciemno. Nagle słychać, że ktoś dostał po twarzy. Gdy pociąg wyjeżdża z tunelu, widać, że Holender rozciera czerwony policzek.
Myśli blondynka: Tak, pewnie chciał mnie obmacywać, ale przez pomyłkę dotknął zakonnicy i dała mu w twarz.
Myśli zakonnica: Próbował dobrać się do blondynki i ona mu dała po twarzy.
Myśli Holender: Ale głupio, Niemiec dobierał się do blondynki, a ja dostałem po twarzy.
Myśli Niemiec i się uśmiecha: Może zaraz będzie kolejny tunel, wtedy przyłożę mu jeszcze raz.

– Kiedy Bóg stworzył Szwajcara, od razu przypadł mu on do serca. Więc zapytał go: Kochany Szwajcarze, co mogę jeszcze dla ciebie zrobić? Szwajcar zażyczył sobie pięknych gór, z soczystymi zielonymi łąkami, krystalicznie czystą wodą w strumieniach. Bóg spełnił jego prośbę i zapytał: Chciałbyś jeszcze czegoś? Teraz zażyczył sobie Szwajcar na pięknych łąkach zdrowe i szczęśliwe krowy, które będą dawały najlepsze mleko na świecie. Bóg spełnił jego życzenie, a Szwajcar wydoił krowę i dał spróbować Bogu tego pysznego mleka. Bóg zapytał znowu: Chciałbyś coś jeszcze? – 2,5 franka za mleko.

– Szwajcar, Włoch i Austriak pracują razem na budowie. Zawsze jedzą razem drugie śniadanie. I zawsze Szwajcar otwiera swoją śniadaniówkę i klnie: Znów kanapka z szynką, kanapka z szynką, nienawidzę kanapek z szynką, od dziesięcioleci jem kanapki z szynką. Potem śniadaniówkę otwiera Włoch i klnie: Znów kanapka z rybą, cholerna kanapka z rybą, nienawidzę kanapek z rybą. Jako ostatni otwiera swoją śniadaniówkę Austriak i denerwuje się: Kanapka z serem, znów ser, nienawidzę jeść kanapek z serem, ile można je jeść.
Pewnego dnia przed otwarciem pudełka Szwajcar mówi: Mam dość, jeżeli dziś znów mam kanapkę z szynką, zabiję się! Otwiera pudełko, znajduje kanapkę z szynką, więc rzuca ją o ziemię i wbiega na górę budowy, skacze i zabija się. Na to Włoch: Jeżeli ja też dziś znajdę kanapkę z rybą, zabiję się. Otwiera śniadaniówkę, znajduje kanapkę z rybą, rzuca nią i skacze z budowy. Ostatni Austriak mówi, że ma dość, gdy znajdzie w pudełku kanapkę z serem, zabije się. Znajduje kanapkę z serem, więc zabija się, skacząc z budowy.
Kilka dni później spotykają się wdowy na pogrzebie. Żona Szwajcara płacze: Nie rozumiem, myślałam, że najbardziej lubi kanapki z szynką, gdyby coś powiedział, przyszykowałabym mu inne śniadanie. Żona Włocha płacze: Myślałam zawsze, że kanapki z rybą są jego ulubionym śniadaniem, czemu nie powiedział ani słowa, zrobiłabym mu przecież co innego. Żona Austriaka płacze: Nie rozumiem, przecież sam sobie robił kanapki!

– Amerykanin jedzie na wycieczkę do Szkocji, w celu szukania przodków. Na cmentarzu odkrywa nagrobek, na którym jest napisane: Tu spoczywa Stanford McGregor, dobrotliwy człowiek i dobry ojciec.
Typowo szkockie – mruczy Amerykanin. – Trzech mężczyzn w jednym grobie.

O POLAKACH

– Dlaczego nowo narodzony Polak dostaje dwa klapsy? Pierwszy, by zaczął oddychać, a drugi, by puścił zegarek lekarza.

– Dwóch kierowców ciężarówki z Polski dojeżdża do mostu. Przed mostem jest znak: 2,20 m. Zatrzymują się i klną: Nasza ciężarówka ma 2,80. Co my teraz zrobimy? Drugi kierowca rozglądając się, mówi: Chrzanić to, nie ma w pobliżu policji…

– Co się stanie po skrzyżowaniu Polaka i Holendra?
Będzie złodziej samochodów, który nie potrafi jeździć.
(taki sam jest o połączeniu Polaka z Belgijką)

– Dlaczego Rosjanie kradną zawsze dwa auta?
Ponieważ muszą jeszcze przejechać przez Polskę.

 

Wydanie: 2007, 29/2007

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy