O czym mówi nowa mowa
Magdalena Środa w artykule „Czekając na rewolucję moralną” („Gazeta Wyborcza” 4-5.02.br.) słusznie zauważa, że na przestrzeni ostatnich miesięcy zmienił się w Polsce język debaty publicznej. „Nie mówi się o płodzie, ale o „dziecku poczętym”, nie używa się zwrotu „wolność wyboru” czy „wolność osobista”, lecz „cywilizacja śmierci”, nie mówi się o potrzebie otwartości, lecz o potrzebie „silnej tożsamości narodowej”, coraz częściej zamiast o Polakach mówi się o „rdzennych Polakach””. Kropkę nad „i” owej przemiany językowej postawiła pewna działaczka PiS z Pruszkowa, która oświadczyła, że propozycję Jerzego Roberta Nowaka, ideologa z Radia Maryja, aby tworzyć „czarne listy” ludzi, których nie wolno wybierać do samorządów, musi „przemodlić”. Rząd Marcinkiewicza przeżył swoje 100 dni i trudno powiedzieć, aby w tym czasie poza słynnym becikowym osiągnął jakieś znaczące sukcesy gospodarcze czy społeczne, a bezrobocie od listopada wzrosło o 100 tys. Nawet obiecane 3 mln mieszkań w ciągu ośmiu lat zmieniły się w 300 tys. mieszkań w ciągu sześciu lat, a szkoda, bo są one potrzebne, aby powstrzymać klęskę mieszkaniową, nawet gdyby pochodziły od diabła. Ponieważ diabeł, wcielenie zła, też już wszedł do mowy politycznej i Jarosław Kaczyński mówi na przykład o sobie: „Jestem samym dobrem”. Ta przemiana języka jest największym sukcesem, jaki osiągnęło PiS na przestrzeni swoich 100 dni, ponieważ ludzie tak mówią, jak myślą. A myślą tak, że nie dziwi ich już to, że z budżetu, a więc z pieniędzy podatników, wśród których są zarówno innowiercy, jak i niewierzący, przeznacza się 20 mln na budowę świątyni Opatrzności Bożej, że taką samą sumę na potrzeby kościelne wyasygnowała rada Warszawy, a rządowy Komitet Badań Naukowych, który ma wspierać modernizację kraju, przydziela obfite granty na badanie teologii Jana Pawła II. Słyszy się głosy, że radykalna prawica „ukradła program lewicy”, a więc zawłaszczyła sobie postulaty społeczne, które powinna była głosić i realizować lewica, która obecnie pozostała z pustymi rękami. Jest to oczywiście jej wina, ale stratę tę można odrobić. Znacznie natomiast trudniej będzie odrobić ewidentne zniszczenia, jakie następują i będą następować w świadomości społeczeństwa polskiego, prowadząc ją do uwstecznienia i klerykalizacji. Źródłem tych strat może się stać już za chwilę Narodowy Instytut Wychowania, którego celem jest „nagięcie karków” młodzieży szkolnej i nauczenie jej prawicowej wersji patriotyzmu; staną się nim także z pewnością media, sterowane przez nową Krajową Radę Radiofonii i Telewizji i obłożone cenzurą obyczajową. Zmiany postaw umysłowych promowane przez obecną władzę nie tylko dlatego przebiegają tak szybko, że nie napotykają żadnego istotnego oporu ze strony środowisk racjonalistycznych i postępowych, ale także dlatego, że padają na grunt dobrze przygotowany przez tlące się od lat poglądy endeckie, które nigdy nie opuściły części naszego społeczeństwa, będąc stale dyskretnie podsycane przez działania kościelne. I w tym miejscu, chcąc nie chcąc, musimy się zatrzymać na chwilę nad rolą i sytuacją Kościoła, choćby dlatego, że jak twierdzą ideolodzy PiS, ich głównym zadaniem jest obrona Kościoła katolickiego w Polsce. Brzmi to dziwacznie, ponieważ Kościół katolicki w Polsce od dawien dawna nie był tak silny i bezpieczny. Sprawił to w dużej mierze pontyfikat Jana Pawła II, ponieważ niezależnie od tego, ile i co Kościół polski przejął z nauk papieża Polaka, sama jego osoba umocniła siłę i autorytet kościelny. Można by nawet powiedzieć, że teraz, kiedy dalsza polityka Watykanu pod nowym pontyfikatem jest niejasna i dwuznaczna, a pierwszą encyklikę Benedykta XVI komentatorzy oceniają jako pustą, moment wydaje się najstosowniejszy i może ostatni do wielkiego skoku naprzód w opanowaniu rządu dusz – i nie tylko dusz – w Polsce. Tyle że właśnie ostatnie wydarzenia pokazują jasno, z jakim to się wiąże niebezpieczeństwem. Rządy i społeczeństwa laickiej Europy i świata zachodniego ze zdumieniem i niedowierzaniem patrzą na nagły wybuch islamskiego fanatyzmu, sprowokowany przez błahe w istocie zdarzenie, jakim było opublikowanie w duńskiej gazecie kilku karykatur narysowanych przez ewidentnie niewiedzącego, co czyni rysownika. Ale ten wybuch jest przecież rezultatem wielu lat prymitywnego, ortodoksyjnego nauczania zasad wiary Mahometa przez zastępy mułłów i nauczycieli, a także przyjęcia zasad wiary za podstawę rządzenia przez wiele rządów krajów arabskich. Badacze Koranu wielokrotnie zapewniali, że w księdze









