Obsceniczni mistrzowie

Obsceniczni mistrzowie

Ledwie przed tygodniem byłem pod wrażeniem uczynienia z Carycy radiowca nad radiowcami, ale muszę przyznać, że kaczystowska rewolucja galopuje szybciej niż moja wyobraźnia. Nie podejrzewałem, że mstliwie antyinteligencki charakter tej rewolty z obsesyjną ideą całkowitej wymiany elit tak prędko osiągnie poziom tyleż złowrogi, co absurdalny. Oto wedle nowej pisowskiej ustawy o korpusie dyplomatycznym ambasadorowie nie muszą posiadać wykształcenia ani znać języków obcych. To jest oczywiście pomysł doskonały, przyznaję z podkulonym ogonem, geniusz polityczny Pana Prezesa wciąż mnie przerasta – wreszcie będzie miał pełną kontrolę także nad swoimi ludźmi w rewirach niepokojąco odległych od trójkąta Mickiewicza-Nowogrodzka-Wiejska. I tak już na świecie nie możemy się dogadać z nikim poza Węgrami, nasi ambasadorowie na terenach nieprzyjaznych kaczyzmowi mogą przyparci do muru, czy raczej dywanika, chlapnąć coś bez konsultacji z naczelnikiem, wszak przekaz dnia nie bierze pod uwagę różnic w strefach czasowych – lepiej więc z góry pozbawić ich możliwości komunikacji. Stanowczo zbyt często w czasach „dobrej zmiany” przypomina mi się cytat z autobiograficznej powieści Sándora Máraia „Ziemia! Ziemia!…”, kiedy narrator pisze o swoim kuzynie faszyście: „– Ja jestem narodowym socjalistą – krzyczał. – A ty – wskazał na mnie palcem – nie możesz tego zrozumieć, bo masz talent. Ja nie mam talentu i dlatego potrzeba mi narodowego socjalizmu. (…) Teraz nadszedł nasz czas, czas ludzi bez talentów – podtrzymywał swoje dziwne samooskarżenie niczym bohater rosyjskiej powieści. – Teraz nadeszły nasze czasy!…”. Kaczyzm jest narodowym socjalizmem, tyle że katolickim. To prawdziwy raj ludzi małych talentów i wielkiej wiary, zaprawdę, partia czyni cuda, w ramach walki z imposybilizmem zaraz niepiśmiennych uczyni się szefami związku literatów. Wymarzony kaczystowski blockbuster historyczny powinien tym sposobem wyreżyserować ślepiec, daltonistów zatrudni się przy korekcji barwnej, a głusi będą nadzorować ścieżkę dźwiękową. Chcę to zobaczyć, rzekłbym nawet, że pokładam niejakie nadzieje w tej antykompetencyjnej ścieżce doboru pracowników – filmów gorszych niż „Smoleńsk” czy „Pilecki” i tak zrobić po prostu się nie da. Obcięcie języków szefom dyplomacji nie powinno więc dziwić, w ogóle obcinanie języków to ulubiona zabawa Prezesa; zanim uda się na wymarzony spoczynek jako emerytowany zbawca narodu, zechce zapewne obciąć, a przynajmniej ujednolicić język krajowych mediów. Zajął się tym już pan Obajtek, któremu jednakowoż temperować języka nie trzeba. Zupełnie nie rozumiem tego zasłaniania się kompulsywną koprolalią i turetyzmem – chyba że to wciąż badanie granic ciemnoty ludu, który „wszystko kupi”. No, przede wszystkim kupi, a nawet przytuli za darmo swojskiego cwaniaczka, który w słowach nie przebiera. Lud jest już bowiem na etapie zauroczenia „obscenicznym mistrzem”, jak napisał przy okazji refleksji nad trumpizmem Slavoj Žižek w przedmowie do właśnie wydanych po polsku „Kłopotów w raju”. Trump zbudował swój wierny elektorat nie pomimo wulgarnych kłamstw i ksenofobicznych, seksistowskich, chamskich wypowiedzi, ale właśnie dzięki nim. One generują obsceniczną radość z naruszania elementarnych norm przyzwoitości. Za pomocą szokujących wulgaryzmów zapewnia swoim wyznawcom narrację mającą sens – bardzo ograniczony i pokręcony, ale mimo wszystko sens, który oczywiście działa lepiej niż narracja lewicowo-liberalna. Jego bezwstydne przekleństwa służą jako oznaki solidarności z tzw. zwyczajnymi ludźmi. W przypadku Obajtka mamy do czynienia z postacią wprost emblematyczną dla bolszewickiej rewolucji PiS: na pomazańca Wodza awansuje bowiem wójt Pcimia – miejscowości będącej symbolicznym synonimem zapyziałej prowincji, jak Wąchock w dowcipach o bezdennej głupocie „gorzej wykształconych obywateli małych miasteczek”. Antyintelektualizm sięgnął zenitu: wójt Pcimia szefem największego koncernu narodowego – to nic, trzeba go zrobić szefem narodowego rządu. W Warszawie będziemy mieli może Budapeszt, ale cała reszta Polski stanie się Pcimiem. Że go złapali na chamskim języku – a któż powiedział, że chamstwo nie jest cnotą? Że się dorobił niezgodnie z prawem – znaczy, że sprytny i obrotny. Że pod wujem dołki kopał – no dejta spokój, z rodziną dobrze to tylko na zdjęciach, kogo z was jakiś wuj nie wkurwił przy świątecznym stole, niech pierwszy rzuci bigosem. W Polsce normy etyczne obowiązują jedynie na warunkach plemiennych –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2021, 2021

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok
Tagi: Orlen, PiS